Elżbieta Starostecka: Nigdy nie chciałam być gwiazdą
Spełniona prywatnie kobieta i konsekwentna aktorka. Zniknęła przed laty, bo propozycje, które otrzymywała, nie dawały jej satysfakcji. - Nie chciałam grać za wszelką cenę - przyznała Elżbieta Starostecka.
Widzowie pokochali Elżbietę Starostecką za rolę Teresy z "Nocy i dni" i Anny z "Czarnych chmur", ale prawdziwy status gwiazdy i bezgraniczne uwielbienie dała jej kreacja w "Trędowatej" (1976) w reżyserii Jerzego Hoffmana.
Film "Trędowata" będzie można obejrzeć w niedzielę, 11 czerwca, w TVP2.
Delikatna, eteryczna i nieśmiała, jak sama przyznaje, od zawsze lubiła kino, dlatego zdecydowała się na studia w łódzkiej filmówce. - Podobała mi się możliwość wcielania się w różne postaci, przeżywania wielu żyć i dostarczanie wzruszeń publiczności - wyznała w jednym z nielicznych wywiadów.
Rolą Stefci Rudeckiej poruszyła widzów tak bardzo, że film okrzyknięto największym polskim melodramatem. Jak się okazuje, aktorka wahała się z przyjęciem tej propozycji.
- Miałam obawy, bo to nie moja literatura - wspominała. - Otrzymałam propozycję przyjazdu na zdjęcia próbne, ale by tego uniknąć, zdecydowałam się na operację zatok. Ekipa filmu postanowiła jednak poczekać, aż aktorka zakończy rekonwalescencję.
Ekranizacja powieści Heleny Mniszkówny okazała się sukcesem, ale piękna aktorka zamiast płynąć na jego fali, zdecydowała się zniknąć z ekranu. - To nie była celowa decyzja. Po prostu propozycje ról filmowych, które otrzymywałam, nie były dla mnie - mówiła Elżbieta Starostecka. Skupiła się na grze w teatrze i życiu rodzinnym.
Najważniejsza była i jest dla aktorki rodzina. To w roli żony znakomitego kompozytora Włodzimierza Korcza i matki Kamila oraz Anny znalazła spełnienie.
- Nigdy nie chciałam być gwiazdą. Wolę wieść spokojne życie z dala od zainteresowania prasy i błysków fleszy - tak tłumaczy swoją niechęć do brylowania na salonach i odmowę występów w telewizji.
Tę zasadę złamała jednak przed kilkoma laty, decydując się na udział w serialu TVN - "Lekarze". Zagrała w nim matkę Maksa Kellera (Paweł Małaszyński). Jej wielbiciele mieli nadzieję, że to powrót na dłużej. Jednak ona ponownie zaszyła się w swoim azylu - domu z ogrodem na warszawskim Żoliborzu.
- Aktor nigdy nie jest na emeryturze, zawsze może otrzymać propozycję wielkiej roli - przyznała 74-letnia dziś aktorka. - Jeśli taka padnie, chętnie się podejmę - deklaruje. Pozostaje nam wierzyć, że jeszcze zobaczymy ją na ekranie.
JBJ