Reklama

Edward Linde-Lubaszenko: Pogoda ducha

- Urodziłem się 23 sierpnia 1939 roku, czyli w dniu podpisania Paktu Ribbentrop-Mołotow. Data ta miała wielki wpływ na moje życie - mówi aktor, który właśnie kończy 80 lat!

- Urodziłem się 23 sierpnia 1939 roku, czyli w dniu podpisania Paktu Ribbentrop-Mołotow. Data ta miała wielki wpływ na moje życie  - mówi aktor, który właśnie kończy 80 lat!
Edward Linde-Lubaszenko na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach /VIPHOTO /East News

- Gdy człowiek nie zmusza się, ale autentycznie chce coś zrobić, wszystko przychodzi mu znacznie łatwiej - twierdzi aktor.

Dramatyczne dzieciństwo w czasie wojny oraz trudne dojrzewanie, gdy w Polsce szalał stalinizm, wpłynęły na całe jego późniejsze losy. Od najmłodszych lat miał jednak w sobie wielką pasję życia, która sprawiła, że stał się wybitnym aktorem.

Wojenna tułaczka

Edward Linde-Lubaszenko urodził się 23 sierpnia 1939 roku w Białymstoku. Jego ojcem był Lucjan Linde, Niemiec ze szwedzkimi korzeniami. To były czasy, gdy w stolicy Podlasia mieszkało dużo obywateli narodowości niemieckiej. Kiedy po 17 września w mieście pojawiły się wojska radzieckie, jego ojciec podjął decyzję o ucieczce.

Reklama

Żona i malutki syn zostali sami. Do mieszkania, które zajmowali, zakwaterowano rosyjskiego oficera, Mikołaja Lubaszenko. Szybko stał się częścią rodziny. Dwa lata później, w 1941 roku Hitler zaatakował Związek Radziecki. Trzeba było uciekać. Pociąg jechał do Archangielska. Wsiadła do niego również matka z malutkim dzieckiem i kartką, na której było napisane: "Lidia i Edward Lubaszenko".

- W ten sposób po raz pierwszy stałem się Edwardem Lubaszenko - mówi aktor. Następne lata były straszne. Bieda, głód, choroby i niepewność jutra.

- Podstawowym artykułem żywnościowym były obierki z ziemniaków smażone na płycie i zupa z pokrzywy - wspomina pan Edward. Z czasem los przywiódł rodzinę  z powrotem na Zachód.

Miał być lekarzem

Zakończenie wojny świętowali już w Moskwie. W 1946 roku wylądowali na przedmieściach Wrocławia. Mając siedem lat, przyszły aktor mówił po rosyjsku, całkiem nieźle po niemiecku i najsłabiej po polsku. Szybko jednak nadrobił te braki. Słuchał radia, czytał książki. Jego ulubioną były "Przygody Robinsona Crusoe", którą znał na pamięć.

Po maturze zdał na medycynę. Pragnął bowiem zostać lekarzem, żeby pomagać ludziom. Był zdolnym studentem, ale leniwym. Zamiast się uczyć, przesiadywał w knajpach. Przez trzy lata zgłębiał tajniki anatomii człowieka, wreszcie przyznał sam przed sobą, że to nie ma sensu. Zrezygnował więc z dalszej nauki.

Już wtedy był zafascynowany sceną. Zaczął od występów w amatorskim teatrze we Wrocławiu. W 1963 roku zdał eksternistyczny egzamin aktorski, później ukończył też Wydział Reżyserii Dramatu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie.

Na ekranie zadebiutował w wieku 27 lat. Od razu dostał główną rolę. Był to dramat "Ktokolwiek wie..." w reżyserii Kazimierza Kutza. Później przyszły inne propozycje, w tym serial "Układ krążenia" (1977-78). Dzięki roli doktora Romana Bognara aktor zyskał dużą popularność.

Odnaleziony ojciec

Będąc jeszcze na studiach, poznał prawdę o swoim ojcu. Pewnego dnia dostał od niego list, który zaczynał się od słów: "Jestem pańskim ojcem". To był szok! Okazało się, że Julian Linde mieszka w Polanicy-Zdroju i pracuje w tamtejszej hucie szkła. Spotkali się, chociaż trudno było nadrobić stracony czas. Ojciec pomagał mu finansowo, ale emocjonalnie nigdy nie nawiązali silnej więzi. W 1991 roku aktor postanowił jednak dodać do nazwiska Lubaszenko człon Linde.

Możliwe, że te wszystkie zawirowania w życiu osobistym spowodowały, że mimo czterech małżeństw nie udało mu się stworzyć trwałej rodziny. Jest jednak dumnym tatą syna Olafa (50 l.) i córki Beaty (34 l.), a także dziadkiem.

Olaf Linde-Lubaszenko to znany aktor, scenarzysta i reżyser. Córka Edwarda, Beata Chyczewska (jej mama to krakowska aktorka Beata Paluch) również poszła w ślady rodziców. Zagrała m.in. w serialach "Korona królów" i "Leśniczówka".

Ciekawość świata i śmiech

Żartuje, że w podawaniu wieku należy stosować metodę jak w meteorologii, gdzie funkcjonują temperatury rzeczywiste i odczuwalne. Chociaż sam ma 80 lat, to czuje się znacznie młodziej. To kwestia stanu ducha, a właściwie pogody ducha. Aktor uważa, że należy wyrobić w sobie umiejętność odsuwania złych myśli, do tego odrzucania kłótliwości i pretensji do świata. W ten sposób nie zatruwamy sobie organizmu i żyjemy dłużej.

Energię do działania czerpie ze swojej pracy, która jest jego pasją. Studentom powtarza, że powinni kochać to, co robią. Wtedy nie zgnuśnieją. Zawód aktora ma jeszcze jedną ważną cechę. Ucząc się ról, ćwiczy się pamięć, a to pomaga utrzymać sprawny umysł na długie lata.

Jednak najważniejszą jego bronią w walce ze starością jest, jak mówi, "niegasnąca ciekawość świata i śmiech". I tego życzymy szacownemu Jubilatowi na kolejne lata!


Marzena Juraczko


Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy