Reklama

Eddie Murphy: Ktoś go jeszcze pamięta?

Spektakularne triumfy w aktorskiej karierze Eddie'ego Murphy'ego przeplatają się z nieoczekiwanymi i długotrwałymi zapaściami. Pomimo tego - według wyliczeń niektórych statystyków - jest on najbardziej dochodową gwiazdą w historii kina. Sławny na całym świecie komik obchodził w niedzielę, 3 kwietnia, 50. urodziny.

Z tej właśnie okazji postanowiliśmy dokonać przeglądu najciekawszych ekranowych kreacji Murphy'ego. Z bogatego dorobku artysty wybraliśmy pięć - naszym zdaniem - najlepszych i najgorszych jego ról.

Te udane mają swoje źródło przede wszystkim w latach 80., kiedy aktor święcił największe triumfy, i wzbogacone dodatkowo zostały dwiema najważniejszymi: w kontekście nagród, a także uwielbienia najmłodszych, bardziej współczesnymi kreacjami gwiazdora.

Te oceniane przez nas najsurowiej, pochodzą przede wszystkim z filmów, w których Murphy wcielał się w więcej niż jedną rolę, co najczęściej powodowało niski poziom każdego z licznych ekranowych wcieleń artysty.

Reklama

Top 5

Reggie Hammond

Debiut aktora na dużym ekranie i od razu olbrzymi sukces (nominacja do Złotego Globu). W "48 godzinach" aktor wcielił się w drobnego oszusta, gadułę i tchórza, który zostaje wyciągnięty z więzienia na tytułowy okres czasu, by pomóc policjantowi (Nick Nolte) w ujęciu groźnego bandyty.

Co ciekawe, początkowo do roli Reggie'ego Hammonda przymierzani byli Gregory Hines, Richard Pryor oraz Denzel Washington. Wybór początkującego Murphy'ego okazał się jednak niezmiernie trafny, co udowodnił sukces kasowy filmu, a także powstała 8 lat później kontynuacja filmu, czyli "Następne 48 godzin".


Axel Foley

"Gliniarz z Beverly Hills" to bezsprzecznie jeden z najbardziej znanych filmów z policjantem w roli głównej. To też kamień milowy w karierze Murphy'ego, który uczynił aktora sławnym. W obrazie Martina Bresta artysta zagrał policjanta z Detroit, który wkracza w luksusowy świat Beverly Hills, by dorwać mordercę swojego przyjaciela.

"Gliniarz z Beverly Hills" zarobił ponad 300 milionów dolarów, a także dorobił się dwóch kontynuacji. Planowano także realizację serialu, ale Eddie zdecydowanie odmówił - wówczas mógł bowiem przebierać w ciekawych propozycjach i nie chciał być związany dłuższy czas z jednym projektem. I pomyśleć, że początkowo Foley'a miał zagrać Sylvester Stallone.


Książe Akeem (a także Clarence/Randy Watson/Saul)

Jedyna prawdziwie śmieszna komedia z Murphy'im wcielającym się w kilka ról. "Książę w Nowym Jorku" był zresztą pierwszym tego typu eksperymentem aktora, a jego sukces zdecydował o kontynuacji tej tendencji w kolejnych, już o wiele mniej udanych produkcjach.

W obrazie Johna Landisa artysta wcielał się w młodego, przystojnego, a przede wszystkim bardzo bogatego następcę tronu w jednym z afrykańskich państw, który przybywa do Nowego Jorku w poszukiwaniu narzeczonej (sądzi, że w dzielnicy Queens - zgodnie z jej nazwą - mieszkają same królowe).


Osioł

Mimo że, co skądinąd oczywiste, Murphy nawet na moment nie pojawia się na ekranie w "Shreku", to wiele osób, to właśnie z tej wokalnej roli zapamięta go do końca życia. Osioł w wykonaniu artysty jest równie uroczy, co denerwujący, i przypomina w tym względzie samego aktora, który takimi samymi cechami odznaczał się w swoich najważniejszych filmach.

Przez 9 lat Murphy aż 7 razy "wcielił" się w Osła (w 4 pełno- i 3 krótkometrażowych filmach). Razem z Mikiem Myersem, Cameron Diaz i Antonio Banderasem stworzył wspaniały kwartet godzien wszystkich nagród. Jednak chyba nikt nie ma wątpliwości, że o ile w filmie najważniejszy jest Shrek, to najbardziej atrakcyjną postacią serii - właśnie dzięki czarnoskóremu gwiazdorowi - jest Osioł.


James "Thunder" Early

"Dreamgirls" był wielkim powrotem aktora i próbą odbudowy zszarganego kilkoma bardzo nieudanymi rolami wizerunku. Za rolę muzycznego gwiazdora, który czaruje widownię mieszanką soulu i rock'n'rolla aktor otrzymał swojego pierwszego Złotego Globa, a także był nominowany do Oscara.

W "Dreamgirls" oglądamy zupełnie inny rodzaj aktorstwa ze strony Eddie'ego, niż miało to miejsce do tej pory. Rola gwiazdora na wykończeniu - przepitego i przećpanego - okazała się jedną z najważniejszych - a na pewno najlepszych w jego karierze. Szkoda tylko, że za nią nie przyszły kolejne tego typu propozycje, w efekcie czego Murphy powrócił do marnych komedyjek.


Na kolejnej stronie najgorsze role w karierze aktora!

Stop 5

Sherman Klump/Buddy Love (a także Papa/Mama/Babcia/Ernie Klump oraz Lance Perkins)

Oczywiście "Gruby i chudszy" okazał się komercyjnym sukcesem i doczekał się sequela (jeszcze gorszego niż oryginał), ale nie zmienia to faktu, że naszym zdaniem był osobistą porażką Murphy'ego, który z zabawnego i wygadanego komika, zmienił się w posługującego się najmniej wybrednymi, a często prostackimi żartami, kawalarza.

W filmie Toma Shadyaca aktor wciela się w Shermana Klumpa, grubego, lecz dobrotliwego i wrażliwego profesora, który odkrywa sposób na modyfikację ludzkiego DNA.

Efekt swoich badań wypróbowuje na sobie, co prowadzi do diametralnej zmiany jego wyglądu i osobowości. Jako przystojny, ale wulgarny i prostacki Buddy Love postanawia zdobyć serce swojej wybranki.


Dr John Dolittle

Bardzo podobna sytuacja do tej, jak miała miejsce w wypadku "Grubego i chudszego". Znowu komercyjny sukces i szybka kontynuacja, ale jednocześnie bezsensownie tracony aktorski potencjał. Najwidoczniej jednak Murphy uznał, że ze względów finansowych, warto często pojawiać się w produkcjach stricte familijnych, bowiem po "Dr Dolittle" można go było oglądać w kolejnych tego typu filmach (jeszcze słabszych zresztą): "Nawiedzony dwór", "Małolaty u taty", "Wyobraź sobie".

W produkcji Betty Thomas artysta gra tytułowego lekarza, który pewnego dnia odkrywa, że rozumie mowę zwierząt. Początkowo niechętnie udziela im pomocy, by nie zostać uznanym przez rodzinę i kolegów po fachu za wariata. Z drugiej jednak strony, żal mu zmarnować takiego daru losu, w efekcie czego musi wybierać pomiędzy karierą w przychodni a pomocą zwierzętom.


Trey

Po rolach w filmach przeznaczonych przede wszystkim dla rodzin z dziećmi, Murphy postanowił przypomnieć się publiczności w repertuarze, w którym zaczynał swoją karierę, czyli w komediach akcji. Niestety mimo wsparcia Roberta De Niro ich "Showtime" okazał się klapą. Był aż tak zły, że artyści zarobili za niego nominacje do Złotych Malin, m.in. za najgorszą ekranową parę.

I trudno się dziwić, bo reprezentują zupełnie odmienny typ aktorstwa, w związku z czym ich ekranowe konfrontacje wypadły fatalnie. Stonowany i przeżywający rolę De Niro kontra ekspresyjny Murphy - to nie mogło się udać. Odnosi się wręcz wrażenie, że ich role w "Showtime", gdzie wcielają się w zmuszonych do współpracy policjantów, mają sporo wspólnego z pozafilmowym stanem rzeczy.


Pluto Nash

Wydaje się to niemożliwe, ale w tym samym roku, w którym na ekrany wszedł wspomniany wcześniej film Toma Dey'a, Murphy zagrał w jeszcze gorszej produkcji. "Pluto Nash" miał aż cztery nominacje do Złotych Malin (m.in. za najgorszą rolę męską) i okazał się jednym z największych finansowych niepowodzeń w historii kina, przynosząc dochód w wysokości 7 mln dolarów przy 110 mln dolarów budżetu.

Murphy po raz pierwszy zdecydował się na udział w filmie science fiction i musiał bardzo tego żałować. Akcja "Pluto Nash" rozgrywa się w 2087 roku, gdy z powodu przeludnienia Ziemi ludzie szukają innych miejsc do życia. Jednym z nich jest Księżyc, na którym osiedla się grany przez Eddie'ego tytułowy ex-gangster. Otwiera tam klub nocny, przez co ściąga na siebie kłopoty.


Norbit / Rasputia / Pan Wong

Kilka razy mu się udało, ale w końcu i na niego przyszła kolej. Po licznych aktorskich nominacjach do Złotych Malin, to właśnie "Norbit" spowodował, że także Murphy stał się laureatem tych niechlubnych wyróżnień. Powodem do dumy może być co najwyżej fakt, że "wyróżniono" każdą z jego kreacji w filmie Briana Robbinsa - w efekcie czego otrzymał aż trzy statuetki (za najgorszą główną rolę męską, a także drugoplanowe: męską i żeńską).

Streszczanie fabuły "Norbita" mija się z celem. Jest to sztampowa historia miłosna, której scenariusz najpewniej został napisany na kolanie. Całość jest w efekcie polem do głupawych popisów Murphy'ego, który w odróżnieniu od kinowej publiczności jego filmu, znakomicie musiał bawić się na planie. Zaraz po "Norbicie" nagrał zresztą kolejną żałosną komedyjkę - "Mów mi Dave", co pokazuje, że chyba nie liczy się on już zupełnie z oczekiwaniami widzów.


A jakie są wasze ulubione filmy z aktorem? A może już nie pamiętacie o istnieniu kogoś takiego, jak Eddie Murphy?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Eddie Murphy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama