Reklama

"Dziewczyny do wzięcia": Co działo się na planie filmu?

"Nie zawieram znajomości na ulicy! – Ale to jest peron!". "Ja bym chciała zapoznać doktora. Albo kogoś... ale w podobie". "Jest wiele możliwości...". Te teksty z filmu Janusza Kondratiuka z 1972 roku "Dziewczyny do wzięcia" przeszły do historii polskiego kina.

"Nie zawieram znajomości na ulicy! – Ale to jest peron!". "Ja bym chciała zapoznać doktora. Albo kogoś... ale w podobie". "Jest wiele możliwości...". Te teksty z filmu Janusza Kondratiuka z 1972 roku "Dziewczyny do wzięcia" przeszły do historii polskiego kina.
Jedną z trzech głównych ról w filmie "Dziewczyny do wzięcia" zagrała Ewa Szykulska /INPLUS /East News

Film jest prosty, wręcz ascetyczny. Fabuła dosłownie z życia wzięta, bo reżysera Janusza Kondratiuka zainspirował przeczytany w prasie reportaż o dziewczynie ze wsi, która pewnej niedzieli przyjeżdża do stolicy w poszukiwaniu rozrywki i trafia na podrywacza oszusta.

Aktorzy w większości nieprofesjonalni, dialogi często improwizowane... I może właśnie dlatego obraz zyskał miano kultowego, a cytaty z niego wtajemniczeni powtarzają do dziś. Bo pokazywał to, o co w ówczesnym kinie nie było wcale łatwo - do bólu prawdziwe, nieupiększone życie zwykłych, przeciętnych ludzi.

Reklama

Głupie miny i śmiech

Przyjeżdżające do Warszawy w poszukiwaniu wrażeń i kandydata na męża prowincjonalne dziewczyny można było spotkać na Dworcu Wschodnim. Podobnie jak oczekujących na nie mężczyzn, równie nieatrakcyjnych i nieporadnych jak one, mających nadzieję
skusić je wymyślonymi opowieściami o wymarzonym życiu. Ale aktorów do swego filmu reżyser szukał jednak nie na dworcu.

Ewę Pielach, czyli Pućkę, która pracowała wtedy w Polmozbycie, wypatrzył na ulicy. "Szłam po długopisy, a tu zaczepia mnie na ulicy dwóch facetów, mówiąc, że są z filmu, szukają nowych twarzy, a za rogiem mają taksówkę. Jeden powiedział, że nazywa się Kondratiuk, i ciągnie mnie do tej taksówki. Pomyślałam, że to zboczeńcy. Nigdzie nie poszłam, uciekłam za przystanek. Krzyknęli za mną, żeby przyjechała jutro do wytwórni na Chełmską" - opowiadała w wywiadzie.

Przyjechała. "Kazali nam nauczyć się na pamięć notatki z 'Życia Warszawy'. Gdy stanęłam przed kamerą, ze strachu wszystko zapomniałam. To powiedziałam: 'Kogoś zabili, ktoś tam uciekł i dajcie wy mi święty spokój'. Podobno robiłam przy tym głupie miny i dlatego wzięli mnie do filmu".

Reginę Regulską, pracownicę spółdzielni ogrodniczej, Kondratiuk spotkał w kawiarni domu kultury w Piasecznie i zaprosił na zdjęcia próbne. Tam odkryła, że jest jedną z 50 kandydatek.

Jak wspominała, reżyser, który siedział na małym krzesełku, w pewnym momencie stracił równowagę i wylądował na podłodze, rozdzierając sobie przy tym spodnie. "Wszystkie dziewczyny parsknęły śmiechem, ale ja śmiałam się najgłośniej. Tym zwróciłam na siebie uwagę". Została dziewczyną, która nie lubi kremu sułtańskiego.

Egzamin ze śpiewu

Trzecią damską rolę, dziewczyny pracującej na poczcie, wywalczyła sobie, a właściwie wypłakała, jedna z najpiękniejszych wtedy polskich aktorek, Ewa Szykulska, żona reżysera. W filmie stała się kobietą w szarym futerku z metalowymi koronkami na zębach i wulgarnym, wyzywającym śmiechem. Nakładki na zęby okazały się zresztą niezbyt starannie wykonane, bo aktorka ciągle gubiła na planie swoje "zęby" i cała ekipa musiała ich szukać.

Naturszczykiem nie był też Jan Stawarz, czyli "inżynier". "Kondratiuk postawił mnie przed bramą, kazał powiedzieć wierszyk i potem zaśpiewać - wspomina Stawarz. - Myślałem, że żartuje, ale nie. To zaśpiewałem i zostałem zaangażowany".

Śpiewająco zaliczył egzamin także Zbigniew Buczkowski, który od dziecka dorabiał statystowaniem w filmach, ale dopiero ten otworzył mu drogę do zawodowej kariery. Jemu także reżyser kazał zaśpiewać jakąś piosenkę.

"Zacząłem zastanawiać się, co ja mógłbym zaśpiewać? - opowiadał potem Buczkowski. - Przyszło mi do głowy, że najfajniejsza będzie taka wakacyjna, prosta piosenka o dwóch pieskach: 'Sibą, sibą'. Zaśpiewałem i widzę, że reżyserowi gęba śmieje się od ucha do ucha. Zadowolony. I już za chwilę dowiedziałem się, że zagram kelnera, który zaśpiewa tę samą piosenkę, uwodząc jedną z bohaterek. 'Sibą, sibą' przyczepiło się do mnie na lata. Taką ksywkę dostałem od kolegów filmowców. Tak zawsze zwracali się do mnie Janek Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz".

Ten pierwszy zresztą także zagrał w "Dziewczynach", ale nie wiadomo, czy i on musiał coś śpiewać, by dostać angaż. Powierzono mu rolę... babci klozetowej. Podobno Janek Himilsbach nie był zadowolony, a natychmiast po zakończeniu zdjęć do sceny, w której występował, udał się do pobliskiego baru Poziomka, by odreagować...

W epizodach pojawiają się też największe gwiazdy. Przez kilka sekund na ekranie widzimy Stanisława Mikulskiego, który wtedy znajdował się na szczycie popularności. Za chwilę obok nich przechodzi Iga Cembrzyńska, a jedna z dziewczyn o mało nie mdleje, bo ma wrażenie, że słynna aktorka przypadkiem otarła się o jej rękę. Mimo starań reżysera, udziału odmówiła natomiast stanowczo Violetta Villas.

W "Dziewczynach do wzięcia" warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną osobę. W kilkusekundowym ujęciu, w scenie w restauracji, widzimy twarz kobiety, która wkrótce zrobi karierę jednej z najpiękniejszych polskich modelek. To Małgorzata Krzewińska. Filmowy epizod wpłyną na całe jej przyszłe życie. Podczas zdjęć poznała bowiem Czesława Niemena i wkrótce została jego żoną.

Nie bij jej!

A jak się układała praca na planie? Cóż, reżyser uciekał się do rozmaitych metod.

Ewa Pielach wspominała w wywiadzie: "Miała być scena, w której się kłócimy z Reginą w toalecie. Myśmy się lubiły i za nic nam nie wychodziła ta kłótnia. Wtedy Kondratiuk walnął w łeb swoją żonę. (...) Jak to zobaczyłam, to z miejsca się wściekłam, że kobietę bez dania racji bije, puściłam mu soczystą wiązankę, on włączył kamerę, no i tę kłótnię nagraliśmy. Okazało się później, że to wszystko miał ukartowane z żoną i chciał nas specjalnie zdenerwować".

Reżyser postawił na naturalność także w słynnej scenie z kremem sułtańskim, czyli bitą śmietaną z rodzynkami, PRL-owskim symbolem luksusu.

"Kondratiuk zapytał mnie, czy lubię krem - opowiadała Regina Regulska. - A ja mu na to, że uwielbiam. Postawił mi dwie porcje. Potem, już podczas kręcenia zdjęć, zjadłam trzecią. Wówczas reżyser, stojący za kamerą, zaczął mi pokazywać, co mam zagrać; chodziło o to, że mnie zemdliło i już więcej nie mogę wziąć kremu do ust. Kondratiuk machał rękami, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić, jak się zachować, żeby był ze mnie zadowolony. Wreszcie się z tego wszystkiego rozpłakałam. Okazało się, że o to właśnie mu chodziło".

Obie panie spotkały się po roku na planie filmu Andrzeja Kondratiuka "Wniebowzięci". Regina Regulska zagrała jeszcze w kilku obrazach, nim wybrała karierę księgowej. Ewa Pielach za pieniądze zarobione w "Dziewczynach" poleciała na wycieczkę do Armenii. Jak wspominała, zawiozła tam kilka kryształów, parasolki i getry ze skaju, dzięki czemu do Polski wróciła z kilkoma złotymi pierścionkami. Zagrała jeszcze w kilku filmach, ale bitej śmietany nie tknęła przez następne 25 lat.

PP

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Dziewczyny do wzięcia | Ewa Szykulska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy