Reklama

"Dziedzictwo: Hereditary": Najstraszniejszy horror ostatnich lat

22 czerwca na ekrany polskich kin trafi film "Dziedzictwo: Hereditary" okrzyknięty najstraszniejszym horrorem ostatnich lat.

22 czerwca na ekrany polskich kin trafi film "Dziedzictwo: Hereditary" okrzyknięty najstraszniejszym horrorem ostatnich lat.
Toni Colette w filmie "Dziedzictwo: Hereditary" /Monolith Films /materiały dystrybutora

Swoją debiutancką fabułę scenarzysta i reżyser Ari Aster skonstruował podobnie jak serię swoich chwalonych przez krytykę filmów krótkometrażowych, koncentrujących się na domowych rytuałach i traumie, opowiadając przerażającą historię amerykańskiej rodziny walczącej z wrogimi siłami, które próbują wpłynąć na jej kolejne pokolenia. Historia luźno zainspirowana rodzinnymi doświadczeniami reżysera dotykającymi tragedii i żałoby, prowadzi nas przez długotrwałą serię nieszczęść, która przypomina klątwę, wprowadzając do branży filmowej  młodego autora, wyróżniającego się formalną precyzją i zmysłem kontroli godnym  filmowych mistrzów. Dzięki skrupulatnemu rzemiosłu i wizji Astera, ten wstrząsający debiut przekształca rodzinny dramat w arcydzieło teatralnego horroru przywołujące na myśl klasykę gatunku lat 60. i 70. XX wieku.

Reklama

Głównymi bohaterami filmu jest rodzina Grahamów. Gdy umiera głowa rodu Ellen, rodzina jej córki zaczyna poznawać tajemnicze i coraz bardziej przerażające sekrety dotyczące ich przodków. Im więcej odkrywają, tym bardziej starają się walczyć ze złowrogim przeznaczeniem, które kolejne pokolenia zdają się dziedziczyć. Ari Aster, pokazuje koszmarną wizję rozpadu rodziny. Zachwycając filmowym rzemiosłem i precyzją i przekształcając rodzinną tragedię w coś złowieszczego i głęboko niepokojącego, popycha gatunek horroru w stronę nowego, mrożącego krew w żyłach terytorium, odsłaniając przed nami wstrząsający portret dziedzictwa prowadzącego prosto do piekła. 

Aster zaczął wyobrażać sobie "Dziedzictwo" po tym, jak jego własna rodzina przeszła szereg trudnych doświadczeń.  "To, co się działo, było tak nieubłaganie straszne, że opanowało nas odczucie, że musimy być przeklęci. Zawsze piszę z osobistego punktu widzenia, ale uwielbiam też kino gatunków i nigdy nie chciałbym dosłownie dramatyzować cierpienia, przez które przeszliśmy ja, albo moja rodzina, więc biorąc na warsztat ideę przeklętej rodziny, a potem ubierając to w konkretne sytuacje, byłem w stanie przepuścić wiele tych uczuć poprzez filtr horroru, który to gatunek wymaga wysokiego poziomu katharsis. Jeśli robisz film o tym, jak bardzo życie potrafi być niesprawiedliwe, horror jako gatunek jest w takim przypadku wyjątkowym laboratorium. To taka perwersyjna przestrzeń, w której niesprawiedliwość życia jest mniej lub bardziej celebrowana, a nawet gloryfikowana" - mówi reżyser. 

Postępując według drogowskazów, które wyznaczały dość niezwykłe inspiracje, takie jak: "Zwykli ludzie", "Lodowa burza" i  "W sypialni"- zjadliwe dramaty, w których rodziny wielopokoleniowe borykają się ze śmiercią, chorobami psychicznymi i emocjonalną przemocą - Aster odświeża scenariusz o domowej tragedii, przesuwając "Dziedzictwo. Hereditary" do królestwa horroru, w którym mają miejsce zjawiska nadprzyrodzone. Doskonale miesza substancję emocjonalnych dramatów z twórczą inspiracją ikonicznych, powoli dozujących napięcie, szokujących produkcji z lat 60. i 70 XX wieku, w tym "Dziecka Rosemary", "Nie oglądaj się teraz" i "Niewinnych". "To były oparte na wyrazistych postaciach, wyrafinowane filmy, w których akcja rozgrywała się niespiesznie". - zauważa Aster. Rozpoczynając pisanie, wyobraził sobie historię rodziny, która jest dosłownie przeklęta, cierpiąc z powodu serii makabrycznych wydarzeń ujawnianych z biegiem czasu, układających się w makiaweliczny schemat.

Tytuł filmu nabiera coraz bardziej przerażającego rezonansu w miarę rozwoju opowieści, przenosząc swój temat dziedzictwa krwi do krainy nadprzyrodzonego horroru. "To jest film o dziedziczeniu - czyli o braku wpływu na to, kim są członkowie naszej rodziny i co mamy we krwi" - mówi Aster. "Chodzi o zgrozę, jaką budzi fakt, że narodziny wrzucają nas w sytuację, nad którą nie mamy kontroli. Nie ma dla mnie nic bardziej niepokojącego niż idea absolutnej bezsilności" - dodaje.

W rygorystycznej analizie wolnej woli i przeklętej opresji perspektywy, że wszystko jest nam przeznaczone i nieuniknione, "Dziedzictwo.Hereditary" przyjmuje fatalistyczną postawę wobec reprodukowania genów i pokoleń. "Fakt, że Grahamowie nie mają żadnej możliwości działania, jest kluczowym punktem w tym filmie, a pod koniec filmu towarzyszy nam uczucie  beznadziei i bezsensowności" - mówi Aster. "Chciałem stworzyć jednocześnie intymny i wielkoformatowy horror, który absolutnie nie pozwala widzowi oderwać się od tego, co dzieje się na ekranie. Mam nadzieję, że pozostanie z ludźmi przez długi czas i sprowokuje ich do zmagań z czymś głębszym i bardziej pierwotnym - poczuciem czegoś nieuniknionego".

Grahamowie to pozornie zwyczajna, blisko ze sobą związana rodzina, pogrążona w żałobie od pierwszych minut filmu. Zmagając się z utratą Ellen Leigh, matką Annie - każdy z członków rodziny Grahamów przeżywa tę śmierć w odmienny sposób. Podczas gdy Annie (Toni Colette) uczęszcza do grupy wsparcia dla osób pogrążonych w żałobie, dowiadujemy się więcej o życiu i dziedzictwie zmarłej matki oraz o poczuciu obcości, którego Annie doświadcza w swej własnej rodzinie.

"Annie jest osobą, która ma wiele problemów z matką, ale nie może dostać się do ich sedna" - mówi Aster.  "Widzimy oznaki tego, do czego dążyła Ellen za życia, ale Annie nie potrafi złożyć ich w całość. Prawdopodobnie duża część niej samej nie chce wiedzieć, co robiła jej matka. Jest to coś, co ona czuje w trzewiach, ale jej świadomość musi temu zaprzeczyć. Gdyby stawiła temu czoła, rozpadłaby się".

Pracująca w domu artystka Annie, która przygotowuje się do zbliżającej się wystawy w galerii, przetwarza lęk, przekładając swoje życie na dzieła sztuki - miniaturowe domki dla lalek, przedstawiające rodzinne doświadczenia i trudy rodziny Grahamów, w tym opiekę hospicyjną Ellen przed jej śmiercią. "Tworzy miniaturki prawdziwych miejsc i sytuacji ze swojego życia, doskonałe małe repliki, które dają jej poczucie sprawowania kontroli nad nim, nad przeżyciami i wspomnieniami. Ale to złudzenie" - mówi Aster.

Mąż Annie, Steve (Gabriel Byrne), jest dobroduszną, ale ulotną postacią, która spędza długie godziny z klientami w swojej podmiejskiej praktyce psychoterapii; nastoletni syn Peter (Alex Wolff) zanurzony w licealnym życiu, wdaje się w klasie w dyskusje o greckich klasykach i przemyca jointy na przerwach ze swoimi przyjaciółmi ćpunami. Młodsza córka Charlie (Milly Shapiro), uczęszczająca na zajęcia wyrównawcze, czai się rozmyślając w rodzinnym domku na drzewie i po cichu robi niepokojące totemy z części ciał zwierząt i  drobnych domowych przedmiotów.

"Peter nie jest w życiu nakierowany na nic konkretnego - nie ma poważnych zainteresowań i tak naprawdę nie wykształcił silnej tożsamości - ale pod koniec filmu zostanie mu dane prawdziwe poczucie celu i to będzie jak ponury żart" - mówi Aster. Jednak Charlie nie będzie miała tyle szczęścia. Jest dotkliwie poraniona, wyjątkowo cicha i wycofana przez fobie społeczne, które ją trapią. Ale jest w niej coś, co jest beztroskie w bardzo mroczny sposób. Im więcej dowiadujemy się o tej rodzinie, tym bardziej  Grahamowie zaczynają czuć się jak pionki poruszane przez siły istniejące na peryferiach opowieści.

Po przedstawieniu rodziny Grahamów "Dziedzictwo. Hereditary" żartobliwie dryfuje w kierunku historii o duchach, gdy Annie nawiązuje przyjaźń z Joan (Ann Dowd), gospodynią z przedmieścia, która opłakuje utratę swojego niedawno zmarłego krewnego. Przekonuje Annie, by przyłączyła się do niej podczas seansu, który zapowiada paranormalny wymiar drugiej połowy filmu. Jednak w rękach Astera, którego filmy często wywracają nasze wyobrażenia do góry nogami, "Dziedzictwo. Hereditary" nie zagrzewa długo miejsca w tym gatunku; jest to ciągle zaskakujące, nieustannie odsłaniające coś nowego dzieło, które powstało by rzucić wyzwanie, przerazić i zaskoczyć nas każdym kolejnym zwrotem swojej sprytnie zaplanowanej fabuły.

"Chciałem zrobić moją wersję Janet Leigh wchodzącej pod prysznic" - mówi Aster  odnosząc się do "Psychozy" Hitchcocka, gdy opisuje swoją ewoluującą gatunkowo opowieść. W pełnej napięcia i przerażającej drugiej połowie filmu "Dziedzictwo. Hereditary" zapuszcza się w rejony, których wielu widzów się nie spodziewało. Wystarczy powiedzieć, że rodzinna zawierucha, którą Aster przedstawia w swoim debiutanckim filmie, kontynuuje wątki rodzinnego lęku i manipulacji, które pierwotnie podejmował w  "Munchausenie" i "The Strange Thing About the Johnsons" - starannie wyhaftowanych koszmarach o okropnościach życia rodzinnego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dziedzictwo: Hereditary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy