Reklama

Dwayne Johnson ratuje świat

W filmie "Drapacz chmur" Dwayne Johnson zaprezentuje swym fanom zupełnie nowe oblicze. "Wszyscy wiemy, że potrafi podnieść samochód i rzucić nim w budynek" - śmieje się reżyser Rawson Marshall Thurber. W "Drapaczu chmur" jest jednak kimś więcej niż tylko mięśniakiem ratującym świat przed zagładą.

W filmie "Drapacz chmur" Dwayne Johnson zaprezentuje swym fanom zupełnie nowe oblicze. "Wszyscy wiemy, że potrafi podnieść samochód i rzucić nim w budynek" - śmieje się reżyser Rawson Marshall Thurber. W "Drapaczu chmur" jest jednak kimś więcej niż tylko mięśniakiem ratującym świat przed zagładą.
Dwayne Johnson w filmie "Drapacz chmur" /UIP /materiały dystrybutora

W filmie "Drapacz chmur" Dwayne Johnson wciela się w postać Willa Sawyera, byłego szefa jednostki FBI, odpowiedzialnej za odbijanie zakładników, oraz weterana wojennego. Dziś Will zajmuje się ochroną wielkich wieżowców; mieszka w Chinach, gdzie odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo największego na świecie, uznawanego za najbezpieczniejszy, drapacza chmur. Kiedy wieżowiec nagle staje w ogniu, Will zostaje wrobiony i uznany za sprawcę gigantycznego pożaru. Wie, że jest ścigany, wie też, że musi oczyścić swoje imię, ale przede wszystkim, za wszelką cenę, musi uratować rodzinę zamkniętą w płonącym budynku.

Reklama

Amerykańskie małżeństwo z dwojgiem dzieci bawi się w parku pełnym pięknych drzew, kaskadowo spływających wodospadów. Ale cofnij się trochę, a zobaczysz, że to nie jest zwykły park, to tak naprawdę trzydziesta kondygnacja czegoś, co można nazwać architektonicznym cudem. A cud ten jest tylko częścią czegoś jeszcze cudowniejszego - The Pearl, największego na świecie drapacza chmur. Budynek o 225 piętrach i wysokości 3,5 tys. stóp góruje nad Koulun, jedną z malowniczych części Hongkongu. Jest tak wielki jak dwa Empire State Buildings, a nawet jeszcze większy, o jakieś 50 pięter. Bez dwóch zdań, patrzymy na inżyniersko-architektoniczne arcydzieło. Inspiracją do jego powstania była słynna chińska baśń "The Dragon Pearl", niezwykła opowieść o bezpieczeństwie. I właśnie to widzimy, patrząc na The Pearl - obietnicę spokoju i bezpieczeństwa.

W gigantycznym budynku znajduje się pięciogwiazdkowy hotel, trzy siłownie, dwa 16-ekranowe kina, sala koncertowa, sześciopiętrowe centrum handlowe, wyróżniona trzema gwiazdkami Michelina restauracja, 30-piętrowy park oraz ponad sto pięter wypełnionych luksusowymi apartamentami. Ten budynek to miasto.

- The Pearl jest w tym filmie równoważną do ludzi postacią - mówi producent Hiram Garcia - W miastach tak wielkich, jak Hongkong, gdzie populacja jest ogromna, właściwie trudno znaleźć miejsce pod zabudowę. Dlatego budynki, jakie powstają, pną się w niebo. Osadzając akcję w takim gigancie, pokazujemy zarazem, jak wygląda życie w Hongkongu czy podobnych mu miejscach. The Pearl jest prawie trzykrotnie większy od Empire State Building. Kiedy patrzymy na ten budynek, zadajemy sobie pytanie "Tylko dlatego, że możemy to zrobić, czy naprawdę powinniśmy?". Podobne pytanie musiało towarzyszyć konstruktorom Titanica. Tak, to cud technologii, ale także miejsce pełne nieoczekiwanych niebezpieczeństw, o czym wkrótce przekona się Will i jego rodzina.

The Pearl już niedługo otworzy swe podwoje dla najbogatszych ludzi Hongkongu. Ale zanim to się stanie, Zhao Ming Zhi, miliarder i deweloper, musi poddać budynek jeszcze jednej próbie, musi zapewnić mu bezpieczeństwo. Wie, że ochrona musi składać się z absolutnie najlepszych pracowników. W tym budynku nie może stać się nic złego. Nigdy. Dlatego wyposażony jest w nieprawdopodobne systemy przeciwpożarowe i energetyczne, windy wspomagane są nie kablami, ale indukcją elektromagnetyczną itd., itd. Niemniej, pewność bezpieczeństwa musi być stuprocentowa, do systemów nie może się dostać żaden haker.

Wtedy do akcji wkracza on. Will Sawyer.

Willa poznajemy 10 lat wcześniej, przewodzi jednostce FBI odpowiedzialnej za odbijanie zakładników. Podczas jednej z takich misji traci większość swojej załogi oraz nogę.

W szpitalu poznaje piękną i utalentowaną panią chirurg, Sarah, kobietę, która ratuje mu życie. Para wkrótce pobiera się i dochowuje dwojga dzieci. Dekadę później widzimy ich pełen szczęścia dom, którego wnętrze wypełniają odgłosy zabaw ośmioletnich bliźniaków i miłość.

Ale nie wszystkie rany mogą się zagoić. Will już nigdy nie będzie taki sam. Strata nogi każdego dnia przypomina mu tragedię, jaką przeszedł. Nie pracuje już tam, gdzie pracował. Dziś jego działalność zawodowa to zapewnienie bezpieczeństwa ludziom biznesu. Ale koszmary nie opuszczają go. "Po tym, co się stało, odłożyłem na bok broń. Odłożyłem i nigdy już nie chcę mieć jej w dłoni. Co zabawne, gdyby nie ta tragedia, nigdy nie spotkałbym Sarah, nigdy nie miałbym dzieci. A je kocham ponad wszystko. Ale coś we mnie pękło, coś się złamało. Umiem to poczuć, to mnie prześladuje. Czasem czuję, jakbym nie zasłużył na moją rodzinę. Jakbym nie miał prawa do tego szczęścia" - mówi Will do swego przyjaciela w jednej ze scen filmu.

I właśnie wtedy Will otrzymuje drugą zawodową szansę. Jeden z jego kolegów poleca go jako specjalistę od ochrony. Przygotowania do objęcia stanowiska w budynku Zhao Ming Zhi zajmują mu miesiące. Will nie wie jeszcze, że spotkanie z Ming Zhi będzie początkiem najbardziej dramatycznych wydarzeń w jego życiu i życiu jego rodziny. Przyjdzie mu stawić czoła nieprawdopodobnemu zagrożeniu, w absolutnie ekstremalnych warunkach, zwłaszcza że w płonącym budynku uwięziona będzie jego rodzina.

W 2016 roku Dwayne Johnson oraz scenarzysta i reżyser Rawson Marshall Thurber pracowali wspólnie nad komedią akcji "Agent i pół". To wtedy zaczęli rozmawiać o nowym projekcie.

- Skończyliśmy pracę nad "Agentem i pół", a Rawson wciąż mówił o wielkim talencie Dwayne’a, niewykorzystanym talencie - wspomina producent Hiram Garcia. - Rawson był pewien, że Dwayne potrafi zagrać dużo więcej niż mięśniaka - potrafi okazać delikatność, twardość, przerażenie. Zależało mu, by pokazać publiczności zupełnie nową twarz Dwayne’a.

Thurber, znany ze swego umiłowania do kina akcji, miał pomysł, którym podzielił się z producentami. - Brzmiało to mniej więcej ta: "Wyobraźcie sobie największy budynek świata, stoi w Chinach, płonie, a w środku jest wasza rodzina. Ściga was całe miasto, a wy musicie wejść do środka. Aha, tak przy okazji, nie macie nogi". Oczy Dwayne’a zapłonęły, kiedy to usłyszał - relacjonuje reżyser "Drapacza chmur".

- Jedyną kotwicą, jaka utrzymuje nas w pionie, jest rodzina. I tak jest wszędzie - nieważne, skąd jesteś, jaki masz kolor skóry, na którym szczeblu drabiny społecznej jesteś, jaką wyznajesz religię, wszędzie idea rodziny jest równie ważna. To coś instynktownego, tak samo jak potrzeba rodziców, by chronić dzieci. Ta idea od początku była dla nas najważniejsza podczas pracy nad filmem. To jest jego tło - wyjaśnia Dwayne Johnson.

- Rawson to ktoś wyjątkowy w Hollywood - kontynuuje aktor. - mam na myśli jego podejście do widowiskowego kina. Wszystko to, co widzimy na ekranie, wychodzi z jego umysłu. Kiedy zapalił mnie do tego projektu, wszedłem w niego na 100 procent. Czułem, jakby było to połączenie "Szklanej pułapki", "Płonącego wieżowca" i "Ściganego" z Harrisonem Fordem. To właśnie Ford jest inspiracją dla Willa Sawyera.

Garcia, Johnson i Thurber zgłosili się z pomysłem do producenta Beau Flynna, który współpracuje z Johnsonem od 2012 roku. - Dwayne i ja kochamy kino katastroficzne - mówi Flynn - Mam obsesję na punkcie "Płonącego wieżowca", kocham "Szklaną pułapkę". Kiedy więc przyszli do mnie z pomysłem, niemal od razu powiedziałem "Wchodzę w to", bo umiałem sobie wyobrazić film, o którym mówią. A do tego postać Willa - tak odmienna od tego, co Dwayne pokazywał na ekranie do tej pory. Jest delikatny, bardzo ludzki. To normalny człowiek, który musi pokonać własne ograniczenia.

Dla filmowców "Drapacz chmur" był zarazem szansą na przedstawienie oryginalnego scenariusza. - Jesteśmy w takim momencie, w którym w Hollywood powstaje mnóstwo kontynuacji, kolejnych części tych samych serii. Nie chciałbym być źle zrozumiany, kocham to i sam się do tego przyczyniam, ale możliwość pokazania czegoś zupełnie oryginalnego była dla nas wszystkich niezwykle podniecająca. Zwłaszcza po wielkim sukcesie "Agenta i pół", również opartego na oryginalnym pomyśle - przyznaje Garcia.

- Nigdy nie oddzielam pracy nad scenariuszem od reżyserii - mówi Thurber - Dla mnie to całościowy proces. Jedynym powodem powstania scenariusza jest jego przekształcenie w film. To nie poezja, nie esej, nie powieść. Scenariusz powstaje po to, by zmaterializować się na ekranie.

Twórcom zależało też na pokazaniu nowego oblicza Johnsona. - Wszyscy znamy go jako "The Rock", "Skałę", wszyscy wiemy, że potrafi podnieść samochód i rzucić nim w budynek - śmieje się Thurber - Ale nie to jest w nim interesujące jako w człowieku i aktorze. Myślę też, że nie o to chodzi publiczności. Wszyscy kochają Indianę Jonesa nie dlatego, że jest tak sprytny. On po prostu jest zwykłym facetem, który próbuje poradzić sobie w trudnych okolicznościach, w jakich się znalazł. Chcieliśmy, by taki też był Will grany przez Dwayne’a. Zależało mi przy tym, by postać Willa była dla Johnsona wyzwaniem. Chciałem zobaczyć jego wrażliwość, delikatność. Chciałem, by rozwiązał problem, a nie go rozwalił. I chciałem pokazać, że jest z krwi i kości.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Drapacz chmur
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy