Reklama

"Druga strona wiatru": Orson Welles z ironią o Hollywood

- "Druga strona wiatru" Orsona Wellesa jest pełną ironii opowieścią o Hollywood. To filmowy kolaż, w którym przeplatają się różne pomysły formalne i narracyjne - powiedział producent Filip Jan Rymsza. Zrekonstruowane po latach dzieło legendarnego twórcy zaprezentowano podczas 10. American Film Festival we Wrocławiu.

- "Druga strona wiatru" Orsona Wellesa jest pełną ironii opowieścią o Hollywood. To filmowy kolaż, w którym przeplatają się różne pomysły formalne i narracyjne - powiedział producent Filip Jan Rymsza. Zrekonstruowane po latach dzieło legendarnego twórcy zaprezentowano podczas 10. American Film Festival we Wrocławiu.
Orson Welles na planie "Drugiej strony wiatru" /Royal Road Entertainment / Les F/Collection Christophel /East News

"Druga strona wiatru" stanowi na poły autobiograficzną opowieść o dojrzałym reżyserze, który po latach spędzonych w Europie, nie zważając na zastrzeżenia ze strony hollywoodzkiego establishmentu, próbuje pozyskać fundusze na nowatorski film. Jake’a Hannaforda (w tej roli inny legendarny reżyser, autor m.in. "Honoru Prizzich" John Huston) poznajemy podczas hucznego przyjęcia urodzinowego, na które zaprosił całą śmietankę Hollywood - reżyserów, aktorów, krytyków i dziennikarzy. W trakcie wieczoru Hannaford postanawia pokazać gościom nieukończoną wersję swojego dzieła. Na ekranie obok Hustona oglądamy m.in. Petera Bogdanovicha, Normana Fostera, Paula Stewarta, Susan Strasberg, a także ówczesną partnerkę Wellesa Oję Kodar.

Reklama

Podobnie jak głównemu bohaterowi filmu, Wellesowi nieobce były problemy finansowe. Zdjęcia do "Drugiej strony wiatru", które rozpoczęły się w 1970 r. i miały potrwać kilka miesięcy, tymczasem zakończyły się dopiero w 1976 r. Twórca zmarł w 1985 r., nie zdoławszy ukończyć pracy. Projekt doczekał się realizacji dopiero po ponad 30 latach. Podjęli się jej producenci Filip Jan Rymsza i Frank Marshall, który był kierownikiem produkcji oryginalnego filmu.

Jak wspominał Rymsza po pokazie zorganizowanym podczas 10. American Film Festival, w latach 70. rolki filmu znajdowały się na terenie Francji i niemożliwe było wywiezienie ich poza jej granice.

- Obowiązywały tam wówczas przepisy, które zakazywały wydawania komukolwiek negatywu filmu, dopóki wszystkie strony nie spotkają się i nie uzgodnią tego ze sobą. Orsonowi nie pozwolono zabrać negatywu, bo stwierdzono, że prawa należą do producenta - z pochodzenia Irańczyka. Po jego śmierci materiał został objęty sądowym zabezpieczeniem i obowiązywał zakaz uzyskiwania kopii bez zgody wszystkich stron - wyjaśnił.

Dodał, że znaczna część praw do "Drugiej strony wiatru" przysługiwała aktorce i współscenarzystce filmu Oji Kodar, której nie podobał się plan ukończenia dzieła jej dawnego partnera. - Ona miała wiele twarzy - jednego dnia potrafiła kogoś wspierać i uwielbiać, a drugiego wbić mu nóż w plecy. Ale jej wkład w realizację "Drugiej strony wiatru" był pod wieloma względami istotny. Jest odpowiedzialna m.in. za tytuł i historię, która rozgrywa się w tzw. "filmie w filmie". Odblokowała Orsona Wellesa w kwestii jego podejścia do seksualności. Wcześniej był reżyserem purytańskim, który mówił "cięcie", jeszcze zanim rozpoczęła się właściwa scena erotyczna. Dzięki Kodar takie sceny trafiły do jego filmu - stwierdził producent.

Rymsza zwrócił uwagę, że dzięki zakazowi wywożenia negatywu z Francji taśma zachowała się "w stanie niemalże idealnym". - Jedynie ok. 5 proc. filmu było w złym stanie. Dotyczyło to kawałków, które Orson zabierał ze sobą w podróże. Te materiały były porysowane, musieliśmy je odświeżyć. Mieliśmy też do czynienia z różnymi formatami, bo "film w filmie" jest kręcony na taśmie 35 mm, a cała reszta na taśmie 16 mm (...). Orson Welles stosował odwrócone kolory, niekiedy chciał uzyskać ostrzejsze kontrasty i cienie, żeby efekt był bardziej szorstki, dokumentalny. Stworzył kolaż, w którym przeplatają się różne pomysły formalne i narracyjne, a w warstwie scenariuszowej - pełną dowcipu i ironii opowieść o Hollywood - podkreślił.

Pytany o problemy, jakie napotkał podczas próby rekonstrukcji dzieła Wellesa, Rymsza wspomniał m.in. o zaginionej sekwencji przyjęcia, która została nakręcona w 1974 r. - Spędziłem rok, podróżując po Francji i szukając tych materiałów. Na pewno nie pomogło mi to, że Orson Welles nigdy nie oznaczał materiałów swoim nazwiskiem, bo pociągało to za sobą większe koszty. Dlatego czasami materiały były wyrzucane. Zdarzało się też tak, że firmy, które miały je w swoich zasobach, bankrutowały albo przenosiły się w inne miejsce i nie można było ich uzyskać. Były też przypadki, kiedy musieliśmy korzystać z drugorzędnych materiałów, kopii roboczych i ujęć odrzuconych przez Wellesa, w których był np. sam obraz, a brakowało dźwięku. Wtedy braliśmy dźwięk z innego ujęcia - tłumaczył.

Światowa premiera "Drugiej strony wiatru" odbyła się w 2018 r. podczas festiwalu w Wenecji. Obecnie można ją oglądać na platformie Netflix. W obsadzie znaleźli się również m.in. Dennis Hopper, Claude Chabrol, Edmond O’Brien, Lili Palmer oraz Paul Mazursky. Za zdjęcia odpowiada Gary Graver, za muzykę - nagrodzony Oscarem Michel Legrand ("Parasolki z Cherbourga"), a za montaż - laureat Oscara Bob Murawski ("The Hurt Locker. W pułapce wojny") i sam Orson Welles. 

Zrekonstruowany film jest jednym ze 125 tytułów prezentowanych w ramach trwającego do poniedziałku we Wrocławiu 10. American Film Festival. W programie wydarzenia znalazły się również projekcje hitów największych światowych festiwali, wśród nich "Dwóch papieży" Fernando Meirellesa z Anthonym Hopkinsem i Jonathanem Pryce'em w rolach głównych oraz "Ukrytego życia" Terrence’a Malicka. Publiczność festiwalowa będzie także mogła obejrzeć m.in. "Historię małżeńską" Noaha Baumbacha ze Scarlett Johansson i Adamem Driverem w rolach głównych, "Seberg" Benedicta Andrewsa i "Judy" Ruperta Goolda, w którym w roli Judy Garland zobaczymy Renee Zellweger.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Orson Welles
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy