Reklama

Doris Day: "Dziewica" Hollywood

Ma za sobą wielką karierę, ale los jej nie oszczędzał.

Ma za sobą wielką karierę, ale los jej nie oszczędzał.
Doris Day /Capital Pictures /East News

Po Hollywood krążyło takie powiedzonko: "Jestem w biznesie od tak dawna, że znałem Doris Day, zanim była dziewicą". Wprawdzie przypisywano je wielu autorom, ale trafiało w sedno - dowcipna, piegowata, energiczna i czysta jak łza Doris była uosobieniem zdrowej chrześcijańskiej Ameryki, karmionej plackiem z wiśnią przez mamę i prowadzanej na mecze baseballa po kościele przez tatę. Tyle że w rzeczywistości taty nie było, mama nie miała czasu na pieczenie, samotnie wychowując dwoje dzieci, a Doris nie była już dziewicą, bo została matką w wieku 18 lat.

Jej ojciec był nauczycielem gry na pianinie i wyznawał twarde zasady moralne, których sam nie przestrzegał. Rodzice rozwiedli się, ale wiecznie zagoniona matka znalazła czas i pieniądze, by zadbać o rozwój córki - Doris chodziła na lekcje tańca i wiązała z tym swoją przyszłość. Niestety, w przeddzień wyjazdu na profesjonalne przesłuchania do Los Angeles miała wypadek samochodowy, który unieruchomił ją na długie miesiące. Podczas rehabilitacji zabijała czas, nucąc do radia. Nauczycielka śpiewu dostrzegła w niej taki potencjał, że zgodziła się dawać jej trzy lekcje w cenie jednej.

W efekcie już wkrótce Doris występowała w radiu, a jako 16-latka została wokalistką w klubie, do którego wstęp mieli jedynie pełnoletni. Menedżer zmienił więc jej datę urodzenia z 1924 na 1922 r.

Reklama

Niemal od razu wypatrzył ją tam Barney Rapp, jazzman i lider popularnego big bandu. Zasugerował Doris zmianę nazwiska z panieńskiego Kappelhoff na bardziej chwytliwe Day (od "Day After Day" - piosenki, którą często wykonywała). W orkiestrze Rappa występował także intrygujący 23-letni puzonista Al Jorden, za którego Doris uparła się wyjść w 1941 r. w wieku 17 lat, mimo krótkiego narzeczeństwa pełnego zdrad, przemocy i publicznych upokorzeń. Rok po ślubie urodził się ich syn, Terry - cudem, bo gdy Doris nie zgodziła się na aborcję, mąż pobił ją tak, że niemal poroniła, a kilka tygodni przed porodem kupił broń, planując zabić żonę, a potem siebie. Wreszcie zdesperowana zmieniła zamki w drzwiach i wystąpiła o rozwód.

Została sama z dzieckiem, jak jej matka, ale poradziła sobie z tym inaczej: zostawiła Terry’ego z babcią i ruszyła w 3-letnią trasę z Les Brown Band, zespołem, z którym wspięła się na szczyty: między 1945 a 1946 r. 6 jej piosenek trafiło do Top Ten listy "Billboardu". Wtedy poznała saksofonistę George’a Weidlera. Pobrali się w 1946 r., ale przed ślubem wywołali skandal, mieszkając w jednym pokoju hotelowym.

W tym czasie Doris zyskała pozycję najlepiej opłacanej piosenkarki świata i zaczęła występować w niezwykle popularnej audycji Boba Hope’a (plotkowano o ich romansie). George nie chciał jednak żyć w cieniu żony i rekompensował sobie to upokorzenie, także romansując. Małżeństwo rozpadło się po 8 miesiącach.

Już bez zobowiązań Doris mogła wyruszyć na podbój Hollywood. Ogromnemu talentowi pomagała, sypiając ze swym agentem Alem Levym, który załatwił jej rolę w filmie "Romans na pełnym morzu" - tytuł słuszny o tyle, że Day sypiała też z kolegą z planu, Jackiem Carsonem. Zazdrosny agent szpiegował jej poczynania, na co Doris postanowiła zawęzić ich relację do czysto profesjonalnej, ale i ta wkrótce legła w gruzach, gdy odrzucony Levy próbował ją zgwałcić. Nowy agent, Marty Melcher, także zapewnił Doris kompleksową obsługę: w 1951 r. stał się jej mężem mimo plotek o romansach Day z jej ekranowymi partnerami: Steve'em Cochranem i Ronaldem Reaganem. Nie przeszkadzało to jednak w tym, by jej wizerunek ekranowej dziewicy kwitł, a piosenki z jej filmów regularnie trafiały na pierwsze miejsca list przebojów - z "Que sera sera" z "Człowieka, który wiedział za dużo" Alfreda Hitchcocka na czele.

Marty był skutecznym agentem. Wynegocjowana przez niego rola w "Telefonie towarzyskim" z Rockiem Hudsonem przyniosła Doris nominację do Oscara, a duet Day-Hudson cieszył się taką popularnością, że nakręcono z nimi jeszcze "Kochanku wróć" i "Nie przysyłaj mi kwiatów". Hollywood jednak nie znosiło Melchera: miał opinię kombinatora i naciągacza, pasożytującego na sławnej i bogatej żonie, wszak bez żenady kazał dopisywać swe nazwisko do listy płac przebojowych komedii z Doris. Sinatra, który kręcił z Doris "Young at Heart", zagroził, że porzuci produkcję, jeśli "ta menda Melcher pokaże się gdziekolwiek na planie".

Tymczasem Marty przejął pełną kontrolę nad jej karierą, zarządzał jej majątkiem, negocjował role, umawiał wywiady, decydował, co jest, a co nie jest dla niej stosowne. Upragnione lekcje aktorstwa nie wchodziły w grę, bo miała "zachować swój naturalny urok". "Gdyby Marty umarł wcześniej, moja kariera zapewne potoczyłaby się inaczej, kształciłabym się, grała inne role" - mówiła Doris.

Gdy Melcher zmarł w 1968 r., jej kariera się chwiała. Staroświecki wizerunek wiecznej dziewicy irytował widzów. Na dodatek śmierć Marty’ego ujawniła, że z kont Doris zniknęły 23 mln dolarów, a zostały długi i niechciany kontrakt z telewizją, podpisany bez jej wiedzy. Marty zdołał też pogrzebać szanse Doris na odświeżenie wizerunku. Reżyser Mike Nichols widział ją w roli pani Robinson w "Absolwencie", ale Melcher odrzucił scenariusz, nie pokazując go żonie. Doris musiała odbudować pozycję finansową praktycznie od zera.

W 1968 r. zagrała w filmie ostatni raz, zresztą większość czasu pochłaniało jej odrabianie zakontraktowanej pańszczyzny. "To był koszmar. Nigdy nie chciałam występować w telewizji, ale i tak dałam z siebie wszystko" - mówiła. W 1973 r. kontrakt wreszcie wygasł, a jej wizerunek dobrej ciotki uznano za przebrzmiały. Nie zamierzała go jednak zmieniać, miała inne plany. "Wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam, to rodzina, dom, ogród i dziecko" - mówiła dziennikarzowi. Niespełnione pragnienia kompensowała sobie, otaczając się zwierzętami.

Mimo złych doświadczeń, postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę. Barry Comden był szefem kuchni w jej ulubionej restauracji. Ujął ją tym, że pod koniec wizyty zawsze wręczał jej worek kości i resztek, którymi mogłaby nakarmić swoje psy. Pobrali się w 1976 r. i Barry musiał dzielić uczucia Doris z kłębiącymi się w domu zwierzętami - w szczytowym momencie miała 48 psów, kotów nikt nie liczył. Doris marzyło się schronisko, Barry chciał otworzyć biznes i sygnować jej imieniem luksusową karmę i kliniki weterynaryjne. Pomysł upadł, gdy ich wspólnik zniknął nagle z pieniędzmi na inwestycje. Ostatecznie rozwiedli się w 1981 r.

Prasa nie doceniała wysiłków aktorki, pisząc o "obdartej odrażającej starej kobiecie", w którą rzekomo miała się zamienić. Życie szykowało dla niej jeszcze jeden cios - w 2004 r. zmarł na czerniaka jej 62-letni syn Terry. Nie poddała się - w wieku 87 lat, po blisko 40 latach milczenia, nagrała płytę, która tak jak poprzednie zawędrowała na szczyty list przebojów.

94-letnia dziś Doris Day mówi: "Kocham moje psy i koty. Ale w moim następnym życiu zamierzam być ptakiem".

MP

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Doris Day
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy