Dokument o Smoleńsku podzielił krytyków
"Katastrofa" Artura Żmijewskiego - dokument o reakcjach społecznych po katastrofie samolotu w Smoleńsku - podzieliła panelistów dyskusji w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. To film opisujący rytuały towarzyszące narodowej żałobie - tłumaczył reżyser.
Pokaz filmu Artura Żmijewskiego, reżysera i fotografa, jednego z najbardziej znanych polskich twórców multimedialnych, związanego m.in. z "Krytyką Polityczną" miał miejsce w sobotę, 9 kwietnia, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Godzinny dokument Żmijewskiego przedstawia tłumy Polaków modlących się, oddających hołd, protestujących, a także snujących teorie spiskowe na temat katastrofy lub krytykujących je, głównie pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie.
Po początkowej fazie zjednoczenia w żałobnej zadumie uwidacznia się podział polskiego społeczeństwa. W filmie występują także Rosjanie - mieszkańcy Smoleńska, którzy pytani o spisek ich władz wobec Polski bezradnie rozkładają ręce, przekonując, że ta tragedia dotknęła mocno także ich naród. Film wyprodukowało Biennale Sztuki w Sao Paulo.
Po projekcji w MSN odbyła się dyskusja z udziałem artysty, w której głos zabrali m.in. redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki, profesor etyki Magdalena Środa z Uniwersytetu Warszawskiego oraz reżyser, scenarzysta i aktor Wojciech Klata.
"To było dla mnie wielkie przeżycie obcości" - powiedziała prof. Środa, wspominając ubiegłoroczny spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Jej zdaniem, dokumentalny obraz Żmijewskiego dokładnie opisał - poprzez wypowiedzi bohaterów filmu - światopogląd i przekonania tzw. obrońców krzyża, którzy - jak zaznaczyła - nie mają wyłączności na to, co stanowi o istocie polskości.
Ze zdaniem prof. Środy nie zgodził się szef "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki. Według niego, w filmie zabrakło istotnego kontekstu, związanego m.in. z nieudolnym wyjaśnianiem katastrofy przez polskie władze, który - jak podkreślił - pozwoliłby widzom "Katastrofy" zrozumieć, dlaczego tak wielu ludzi i w sposób tak radykalnie emocjonalny protestowało przeciw próbom przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego.
"W filmie widzimy sekwencję takiego wspólnego hołdu, który potem coraz bardziej się wyradza i staje się zawłaszczony przez coraz bardziej radykalną, niemal oszalałą grupę ludzi, którzy z jednej strony polskość utożsamiają w sposób nacjonalistyczno-ksenofobiczny, wrogi wobec wszystkiego tego, co inne, a z drugiej strony karmią się wizją zamachu, teorią spiskową" - powiedział Lisicki, zastrzegając, że film jednocześnie nie pokazuje "całej masy spraw publicznych, która sprawiała, że tak ci ludzie reagowali".
"Czyli cała ta niezborność polskiego śledztwa. Wszystko to, co wyszło na jaw w trakcie badania, jak do tej wizyty doszło i to, co się ukazywało i ukazuje niemal codziennie. Na przykład prosta informacja z dzisiaj, że Rosjanie sami zmienili treść tablicy, która znajduje się w Smoleńsku na dzień przed uroczystościami. Z punktu widzenia całej grupy ludzi może to być odbierane niemal jak jakiś policzek" - mówił szef "Rzeczpospolitej".
Prof. Środa replikowała, że nawet gdyby protestujący przeciw przeniesieniu krzyża doskonale znali przebieg śledztwa to i tak nie zmieniliby swoich postaw. "Ich reakcje i obecność byłaby dokładnie taka sama. To nie jest tak, że ci ludzie rzucali się rano do gazet i czytali, jak wygląda przebieg śledztwa i mówili: 'Oj, nie spełnia on standardów Rzeczpospolitej', więc wracali pod krzyż i protestowali" - powiedziała.
Z kolei według Wojciecha Klaty, mówiąc o sporze o krzyż należy odciąć się od jego religijnego znaczenia i przyjąć, że krzyż przed Pałacem Prezydenckim i jego obrona była wyrazem sprzeciwu części społeczeństwa wobec władz. Przywołał okres PRL-u, gdy Kościół i jego symbole były używane do walki z komunistyczną władzą.
"Wydaje mi się, że dla bardzo wielu osób, które tam (pod Pałacem Prezydenckim - przyp.red.) z tym krzyżem poszły, ten krzyż miał znaczenie łączące (...). Był znakiem prawdy i sprzeciwu wobec tego, co postrzegają, jako zło" - mówił Klata.
Według Artura Żmijewskiego, film, który początkowo był dokumentalną obserwacją reakcji społecznych po katastrofie z czasem stał się "śledztwem" mającym ustalić, co tak naprawdę się dzieje wśród ludzi, którzy doświadczyli tragedii z 10 kwietnia 2010 r. Jego zdaniem, "Katastrofa" przedstawia rytuały towarzyszące narodowej żałobie. "Starałem się przede wszystkim zrozumieć, co się wydarzyło, co faktycznie miało miejsce" - mówił przed projekcją dziennikarzom.
Artur Żmijewski (ur. 1966) , reżyser i fotograf, jeden z najbardziej znanych polskich twórców multimedialnych, studiował na Wydziale Rzeźby ASP w Warszawie, w pracowni Grzegorza Kowalskiego, z której wywodzą się także Paweł Althamer, Jacek Adamas, Jacek Markiewicz i Katarzyna Kozyra. Jest twórcą filmów: "Oko za oko" - o osobach niepełnosprawnych, czy "Lekcja śpiewu 2" - w której głuche dzieci próbują śpiewać kantaty Jana Sebastiana Bacha w kościele św. Tomasza w Lipsku.
Żmijewski reprezentował Polskę w 2005 r. w pawilonie narodowym na Biennale Sztuki w Wenecji. Pokazał tam film "Powtórzenie", zapis powtórzenia słynnego eksperymentu psychologicznego przeprowadzonego w 1971 r. na amerykańskim uniwersytecie Stanforda. Polegał on na stworzeniu fikcyjnego więzienia, w którym umieszczono wolontariuszy, losowo podzielonych na strażników i więźniów. Artysta prezentował też swoje prace w tak prestiżowych miejscach, jak Kunsthalle w Bazylei czy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku .