"Czworo do pary": Kosztowne efekty specjalne
Jedna z wielu zmyłek w komedii "Czworo do pary", która 3 października trafia do polskich kin, to ta, że fabuła przypomina z początku tradycyjny dramat rodzinny. Tymczasem najwięcej radości, oglądając film, widzowie czerpią z odkrywania kolejnych warstw fabuły - przewrotnej i bardzo zabawnej.
W dodatku, mimo że film jest niezależną produkcją, są tu zaskakujące efekty specjalne. Reżyser Charlie McDowell, debiutujący "Czworgiem do pary" na dużym ekranie, musiał podjąć bardzo ważną decyzję, jak je wprowadzić do filmu.
- Nigdy nie myślałem, że już w moim pierwszym filmie będę musiał korzystać z zielonego tła, motion control i dzielonego ekranu - wyznaje.
- Mieliśmy niewielki, niezależny film oparty na wspaniałym pomyśle i nie chciałem psuć tego przez słabe efekty specjalne. Pomyślałem, że w każdej scenie powinniśmy mieć kosztowne, efektowne ujęcie. I tak się też stało! - dodaje reżyser.
Ethana (Mark Duplass) i Sophie (Elizabeth Moss) dopada poważny kryzys małżeński. Za radą terapeuty (Ted Danson) wynajmują na weekend dom za miastem. Psycholog zapewnia ich, że powrócą stamtąd zupełnie odmienieni.
Zabawna zrazu i romantyczna wycieczka przybierze zgoła inny obrót, gdy okaże się, iż Ethan i Sophie nie są jedynymi lokatorami posiadłości. Wobec owego niezwykłego spotkania, oboje będą musieli spojrzeć na swój związek z zupełnie innej perspektywy.
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!