"Człowiek z żelaza", czyli krzyk wolności
"Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy wciąż jest jednym z największych sukcesów polskiej kinematografii, ale większe znaczenie niż przyznana obrazowi w 1980 roku Złota Palma w Cannes miało przed laty "polityczne rażenie" filmu. Dziś mija 30 lat od jego premiery.
Stosując dzisiejszą nomenklaturę, trzeba by "Człowieka z żelaza" ochrzcić mianem sequela. Była to bowiem kontynuacja przygód bohaterów wcześniejszego filmu Wajdy, zrealizowanego w 1976 roku, zatytułowanego "Człowiek z marmuru".
Rozgrywająca się wzorem klasycznego "Obywatela Kane'a" w dwóch planach czasowych akcja tamtego obrazu koncentrowała się wokół młodej studentki szkoły filmowej, Agnieszki (Krystyna Janda w roli zainspirowanej postacią Agnieszki Osieckiej), która na bohatera swego dyplomowego filmu wybiera słynnego w latach 50. przodownika pracy - murarza Mateusza Birkuta (Jerzy Radziwiłowicz).
Podobnie jak reporter próbujący poznać sekrety zmarłego magnata prasowego Charlesa Fostera Kane'a w filmie Orsona Wellesa, tak Agnieszka Wajdy wyrusza na poszukiwanie prawdy o Birkucie, próbując zrekonstruować jego życie z relacji powiązanych z nim osób. Pod koniec "Człowieka z marmuru" bohaterka trafia pod bramą Stoczni Gdańskiej na Macieja Tomczyka - syna Birkuta, który informuje ją, że jego ojciec nie żyje.
"Tym filmem więcej zdziałam niż podpisem" - miał powiedzieć Wajda Danielowi Olbrychskiemu, odmawiając złożenia podpisu pod apelem popierającym działania Komitetu Obrony Robotników na rzecz zbadania przypadków łamania prawa przez organy władzy podczas protestu robotniczego w czerwcu 1976 roku.
"Ja nie mogę tego zrobić teraz, bo wstrzymaliby mi 'Człowieka z marmuru'" - dodał reżyser.
Na kolaudacji "Człowieka z marmuru" w 1976 roku partyjny reżyser Bohdan Poręba powiedział jednak: "Uważam, że jest to film o wysokiej randze, który zmusza do poważnego tonu w dyskusji, ale życzę tak wybitnemu reżyserowi, jak Andrzej Wajda, ażeby nakręcił drugą część tego filmu w przyszłości".
Złośliwemu życzeniu twórcy "Hubala" Wajda miał uczynić zadość kilka lat później.
"W Stoczni im. Lenina w Gdańsku trwały już od jakiegoś czasu rozmowy robotników z rządem, ale do Warszawy docierały początkowo tylko strzępy informacji. Stowarzyszenie Filmowców, którego byłem prezesem, wywalczyło w tym czasie prawo notowania ważnych wydarzeń historycznych dla celów archiwalnych i grupa filmowców była już w stoczni. Robotnicza straż przy bramie rozpoznała mnie od razu, a w drodze na salę obrad jeden ze stoczniowców powiedział: - Niech pan zrobi film o nas... - Jaki? - Człowiek z żelaza! - odpowiedział mi bez namysłu. Nigdy nie robiłem filmu na zamówienie, ale tego wezwania nie mogłem zignorować" - wspominał po latach wydarzenia z 1980 roku Andrzej Wajda.
"Wracało do mnie echo 'Człowieka z marmuru', którego scena finałowa kończyła się właśnie przy bramie stoczni w Gdańsku. To mógł być dobry pretekst do nowego filmu" - dodawał reżyser.
Fabuła "Człowieka z żelaza" koncentrowała się wokół radiowego dziennikarza Winkiela (Marian Opania), który wysłany zostaje do gdańskiej stoczni, by zrealizować materiał kompromitujący postać jednego z przywódców strajkujących robotników - syna Birkuta - Macieja Tomczyka (Jerzy Radziwiłowicz). Zbierając materiały Winkiel trafia na przebywającą w areszcie Agnieszkę (Janda), która okazuje się być żoną Tomczyka.
W "Człowieku z żelaza" odnajdziemy odniesienia do ruchu Solidarności. Epizody grają m.in. Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa, pojawiają się też fragmenty kronik ze strajku w Stoczni Gdańskiej.
Zobacz fragment "Człowieka z żelaza":
"Film powstawał szybko, z dnia na dzień, pomimo ogromnych trudności, zwłaszcza scenariuszowych. Nieustannie dowiadywaliśmy się o nowych faktach, które powinny znaleźć się w filmie, inne, zbyt oczywiste, musiały ulec redukcji. Na szczęście nie byłem sam. Agnieszka Holland wiele mi pomogła, pisząc niektóre ze scen i dialogów, które podsuwały nam wielogodzinne nieraz rozmowy z uczestnikami tych wydarzeń. Zwłaszcza zwierzenia Bogdana Borusewicza okazały się niezwykle 'filmowe'. Uczyliśmy się rozumieć tę nową rzeczywistość i pokazywać ją równocześnie na ekranie, co nie było łatwe" - wspomina Wajda.
W marcu zrealizowano sceny dziejące się przed Stocznią im. Lenina. Na terenie wytwórni przy Chełmskiej scenograf Allan Starski wybudował makietę stoczniowej bramy. Po obejrzeniu nakręconych materiałów Wajda postanowił jednak powtórzyć te sceny w autentycznym miejscu wydarzeń sierpniowych. Pracowano w pośpiechu, aby zdążyć przed 13 maja, kiedy rozpoczynał się festiwal w Cannes. Wajda liczył na to, że jeżeli film zostanie wyświetlony na tak prestiżowym festiwalu, to władze nie będą już mogły wstrzymać jego rozpowszechniania.
"Człowiek z żelaza" ukończony został na początku maja. Prezentacje w ministerstwie kultury i walka z urzędnikami o ewentualne poprawki omal nie przekreśliły szansy filmu w Cannes. Ostatecznie ministerstwo wydało zgodę na wysłanie filmu na festiwal dosłownie w ostatnim momencie.
Wśród dziennikarzy akredytowanych na francuskiej imprezie nie zabrakło kierownika literackiego Zespołu "X", Bolesława Michałka.
"Jest ogromne zainteresowanie filmem stop jego szanse są większe niż myśleliśmy i rozmawialiśmy bo główni kontrkandydaci powoli odpadają stop (...)" - tak brzmiał początek pospiesznego telegramu Michałka.
Konkurentami Wajdy byli m.in Bernrado Bertolucci ("Tragedia człowieka śmiesznego"), Ken Loach ("Spojrzenia i uśmiechy"), Istvan Szabo ("Mefisto") Michael Cimino ("Wrota niebios"), Michael Mann ("Złodziej") oraz... Andrzej Żuławski ("Opętanie").
Premiera filmu w Cannes odbyła się 28 maja. Dzień później jury ogłosiło werdykt, przyznając Złotą Palmę "Człowiekowi z żelaza". Nagrodę wręczył Wajdzie sam Sean Connery.
"Fakt, że kino polskie mogło na festiwalu w Cannes wydać swój krzyk, jest (być może) gwarancją wolności. Z ironią, tak w Cannes cenioną, mówi się, że to Lech Wałęsa powinien był otrzymać nagrodę dla najlepszego aktora" - pisała w relacji dla "France Soir" Jacqueline Cartier.
Gorzej sukces Wajdy przyjęła radziecka prasa.
"'Człowiek z żelaza' polskiego reżysera Andrzeja Wajdy został włączony do konkursu, choć jego ostatecznej wersji, wbrew tradycji, żaden z przedstawicieli dyrekcji nie widział... Krótko mówiąc, operacja była przemyślana i rozpracowana w najdrobniejszych szczegółach. 'Człowiekowi z żelaza' z góry zapewniono pierwszą nagrodę. ... Teraz można już twierdzić z pewnością, że decyzja jury była akcją czysto polityczną" - komentował wysłannik gazety "Izwiestja".
Na lotnisku w Warszawie Wajdę witał tłum ludzi.
Po zwycięstwie w Cannes było oczywiste, że odwlekanie polskiej premiery "Człowieka z żelaza" może spowodować nieobliczalne w skutkach protesty. Ludzie domagali się normalnego rozpowszechniania filmu, który wszedł do kin 27 lipca 1981 roku. Wyświetlany był tylko przez kilka miesięcy - do wprowadzenia stanu wojennego, ale w tak krótkim czasie obejrzało go kilka milionów widzów.
"'Człowiek z marmuru' był filmem o przeszłości. Nawet jeśli zawierał wątek współczesny, którego bohaterką była Krystyna Janda. (...) 'Człowiek z żelaza' ma układ łudząco podobny. Obok wątku współczesnego zawiera warstwę wydarzeń z roku 1968, potem z roku 1970, a potem wiele różnych sekwencji z końca lat siedemdziesiątych, przygotowujących zryw roku 1980. Jest jednak jasne, że tym razem cała konstrukcja celuje w przyszłość" - pisał w recenzji w "Kulturze" w sierpniu 1981 roku Jerzy Płażewski.
Wajda do dziś "odczuwa podwójną satysfakcję" związaną z realizacją "Człowieka żelaza".
"Po pierwsze, nie cofnąłem się przed ryzykiem artystycznym, jaki niósł temat świeżych wydarzeń, po drugie, zdążyłem zrobić film przed wprowadzeniem stanu wojennego" - mówi reżyser.
"Kilka miesięcy później czołgi Jaruzelskiego wyjechały na ulice, potwierdzając, że porozumienia ze społeczeństwem zostały podpisane pod przymusem... Były to te same czołgi, których odmówił mi generał do filmu jesienią 1980 roku" - kończył wspomnienia reżyser.
A jak po latach wygląda odbiór "Człowiek z żelaza"? Czy film jest tylko zapisem historii czy też można o nim rozmawiać jako o dziele artystycznym, w oderwaniu od polityki?