Reklama

Człowiek, który stał się Hitchcockiem

- Nie sposób nie podziwiać Alfreda Hitchcocka - mówi Toby Jones. - Przeprowadziłem pewien eksperyment: pokazałem moim dzieciom kilka jego filmów - w sumie około dziesięciu - i obserwowałem ich reakcje. To było jak totalna hipnoza. Zbyt wolno rozwijająca się akcja? Zbyt skomplikowana fabuła? Nic podobnego!

- To, czego się o nim dowiedziałem - a mianowicie to, że jego życie prywatne było naznaczone różnymi słabościami - nie zmienia mojej opinii o jego dorobku reżyserskim. A ten jest nadzwyczajny.

Toby Jones, 45-letni Brytyjczyk, to nikt inny, jak odtwórca roli słynnego reżysera w telewizyjnym filmie "The Girl" ("Dziewczyna" - red.), który 20 października br. miał swoją premierę na antenie HBO. Opowiada on o specyficznej relacji, jaka połączyła Hitchcocka i aktorkę Tippi Hedren (w tej roli Sienna Miller) podczas ich wspólnej pracy na planie "Ptaków" i "Marnie".

Scenariusz, który ukazuje zarówno geniusz mistrza suspensu, jak i jego bezwzględny charakter, oparty został na wydanej w 2008 r. książce "Spellbound by Beauty" ("Oczarowany pięknem" - red.) Donalda Spoto. Na potrzeby filmu scenarzystka Gwyneth Hughes rozmawiała również z samą Tippi Hedren, Jimem Brownem, który na planie filmów Hitchcocka pełnił funkcję drugiego reżysera, i aktorką Diane Baker, odtwórczynią roli Lil Mainwaring w "Marnie".

Reklama

Pękaty i nieatrakcyjny

- Kto może wiedzieć, dlaczego doszło do pewnych sytuacji opisanych w tej książce? - mówi Jones. - Nie mogliśmy przecież zapytać o to samego Hitchcocka. Tippi zweryfikowała niektóre rzeczy, co z pewnością stanowi wartość samą w sobie. Rozmawiała z nami absolutnie szczerze.

W filmie Hitchcock w dość niestosowny sposób zaleca się do Hedren, która stanowczo odrzuca jego awanse. Urażony reżyser próbuje mścić się na młodej aktorce. Tippi postanawia jednak kontynuować pracę na planie i tym samym dowieść swojej niezależności.

- Tippi nie była doświadczoną aktorką - wyjaśnia Jones. - Nie miała pojęcia, jak "rozbroić" Hitchcocka. Było w tym coś, co jego samego niepokoiło coraz bardziej. Nie mógł wchodzić z nią w takie interakcje, jak z innymi ludźmi... Pamiętam taki stary film dokumentalny, w którym Hitchcock udziela instrukcji jakiejś aktoreczce. Nie ma wątpliwości, że jesteśmy świadkami flirtu. Wszyscy wiemy, jak wyglądał Hitchcock - był pękaty i nieatrakcyjny. I widzimy, jak taki właśnie mężczyzna flirtuje z młodą dziewczyną. Ale ona potrafi go "oswoić". Tippi nie bawiła się jednak w takie gierki.


Toby Jones jest fanem Hitchcocka jako reżysera, ale jako osoba prywatna budzi on w nim mieszane uczucia.

- Był w nim autentyczny tragizm - opowiada. - Bardzo leżał mu na sercu jego wygląd. Szczególnie źle czuł się ze swoją otyłością. W jednej ze scen naszego filmu Hitchcock mówi, że oddałby wszystko, byle tylko wyglądać jak jego asystent, drugi reżyser. Nie mogliśmy oczywiście pominąć tego wątku braku akceptacji samego siebie.

- Jeśli po seansie widzowie nie będą postrzegać Alfreda Hitchcocka jako potwora, będzie to znaczyło, że wywiązałem się z zadania.

Anatomia Hitchcocka

Jones - znany m.in. z ról Trumana Capote w "Bez skrupułów" (2006) i Claudiusa Templesmitha w "Igrzyskach śmierci" (2012) - pod względem fizycznym przypomina Hitchcocka w niewielkim stopniu. - Na pewno różnimy się budową ciała - mówi. - Ja jestem drobniejszy, a do tego o blisko dwadzieścia lat młodszy od Hitchcocka z "The Girl".

Przemiana w słynnego reżysera wymagała nie lada poświęcenia: na planie Jones spędzał codziennie ponad cztery godziny w przyczepie charakteryzatora.

- Hitchcock miał wadę zgryzu: przednie dolne zęby zachodziły u niego na górne - tłumaczy aktor. - Dodatkowo jego dolna warga była mocno wysunięta do przodu. Nie pozostawało to bez wpływu na sposób, w jaki artykułował wyrazy.

Oprócz naśladowania wymowy Hitchcocka, Jones skupił się na jego charakterystycznym chodzie i mowie ciała.

- Hitchcock był celebrytą. Nie miałem żadnych problemów z wyszukiwaniem nagrań, na których mogłem go podglądać. Zawsze jednak szukałem tego, co kryło się za twarzą, którą "nosił" w obecności innych ludzi. W tego rodzaju historiach zazwyczaj chodzi o to, co odsłania opadająca maska.

- Bardzo przydały mi się też nagrania wywiadów, jakie przeprowadził z Hitchcockiem francuski filmowiec Francois Truffaut, który na tej podstawie napisał później o nim książkę. Spędzili razem kilkanaście godzin, podczas których Francuz przepytał go z całego jego życia. Jeśli chodzi o czas, to Truffaut nie mógł wybrać lepiej - Hitchcock montował właśnie "Ptaki". Było dla mnie jasne, że w trakcie rozmów okazjonalnie sięgał po drinka - w jego wypowiedzi wkradała się wówczas pewna swoboda. Opuszczał gardę.

- Fascynuje mnie też sposób, w jaki Hitchcock przepracowywał publicznie swoje nerwice. To niesamowite, że zaraz po "Ptakach" nakręcił "Marnie" - film, którego bohaterką jest pełna seksualnych zahamowań blondynka. To swoisty pomnik, jaki wystawił swojej obsesji na punkcie Tippi.

Skrzat, "kret", krasnolud...

Dla pochodzącego z aktorskiej rodziny Toby'ego Jonesa nie jest to pierwsza tak barwna postać w jego aktorskim dorobku. To jego głosem mówi domowy skrzat Zgredek z filmowego cyklu o Harrym Potterze. Brytyjczyk ma również na koncie role Karla Rove'a, głównego doradcy politycznego George'a W. Busha w filmie "W" (2008), agenta Irvinga Lazara we "Frost/Nixon" (2008), domniemanego "kreta" w służbie komunistów w "Szpiegu" (2011), a także... krasnoluda w "Królewnie Śnieżce i Łowcy".

O mały włos, a Jones wybrałby jednak inny zawód, kierowany pragnieniem podążania inną ścieżką niż jego ojciec (85-letni dziś Freddie Jones jest świetnie znany brytyjskiej publiczności: ostatnio gra w popularnej na Wyspach operze mydlanej "Emmerdale").

- Mój ojciec pochodził z ubogiej rodziny. Aktorstwo dosłownie uratowało mu życie. Odkrył je dla siebie, kiedy miał 29 lat. Dzięki temu był w stanie zapewnić mi dzieciństwo zupełnie inne niż to, które było jego udziałem. Dlatego właśnie nigdy nie postrzegałem zawodu aktora tak, jak on - aczkolwiek świat filmu bardzo mnie pociągał.

Początkowo Jones sądził, że chce być reżyserem teatralnym. Po ukończeniu szkoły średniej podjął studia na University of Manchester, gdzie, jak sam mówi, "zajmowano się dramatem w ujęciu teoretycznym i akademickim. Rozmawialiśmy o nim jako o dogorywającej formie sztuki, podczas gdy mnie interesowała jego przyszłość".

W końcu przyszły aktor zdecydował się na przeprowadzkę do Paryża i rozpoczęcie nauki w prestiżowej L'Ecole Internationale de Theatre Jacques Lecoq. - To była szczęśliwa decyzja. Znalazłem tam to, czego szukałem - wspomina.

Grał już Trumana Capote'a

Przed kamerą debiutował niewielką rólką lokaja w filmie "Orlando" (1992), by wkrótce na dobre zadomowić się w angielskim teatrze i kinie. W Ameryce po raz pierwszy usłyszano o nim, kiedy jego występ w wystawianym na Broadwayu spektaklu "The Play What I Wrote" (2003) przyniósł mu nominację do nagrody Tony.

- Prawdziwym przełomem okazała się dla mnie rola w "Bez skrupułów" - zaznacza aktor. - To była propozycja, której się absolutnie nie spodziewałem. Fakt, że to ja dostałem tę rolę, wydawał mi się wręcz nieprawdopodobny.


Rola ta spotkała się z jednogłośnym zachwytem krytyków. Na nieszczęście dla Jonesa, nie był to jednak pierwszy film o Trumanie Capote, jaki w tamtym czasie wszedł na ekrany. "Capote" Bennetta Millera - jak na ironię, również podejmujący wątek genezy bodaj najsłynniejszej powieści pisarza, "Z zimną krwią" - pojawił się w kinach jako pierwszy, a Oscar za najlepszą pierwszoplanową rolę męską powędrował do Philipa Seymoura Hoffmana.

Jones zapewnia, że przyjął ten fakt ze spokojem. - Nie użalałem się nad sobą, bo nie było powodu - wyjaśnia. - Po raz pierwszy zagrałem główną rolę w filmie, w dodatku w filmie amerykańskim. Co więcej, wcieliłem się w ikonę amerykańskiej kultury. To była dla mnie wielka szansa.

Podwójny Hitchcock

Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, historia się powtarza: 23 listopada swoją kinową premierę będzie miał film... "Hitchcock", w którym tytułową rolę gra sam Anthony Hopkins. Jones zarzeka się jednak, że odczuwa z tego powodu jedynie lekki dyskomfort. - Ten film opowiada o zupełnie innych wydarzeniach, poprzedzających naszą opowieść - zauważa (rzeczywiście, akcja "Hitchcocka" obejmuje okres realizacji słynnej "Psychozy" z 1960 r.).


Jones nie narzeka więc - podobnie jak nie narzeka na brak zajęć. Dochodzi północ, a on wczesnym rankiem musi stawić się w studio nagraniowym, by wcielić się w Napoleona w słuchowisku jednej z brytyjskich rozgłośni radiowych. Mojego rozmówcę wyczerpała również wieczorna przeprawa z córkami - 12-letnią Madeleine i 10-letnią Holly. - Jednej z dziewczynek założyliśmy dzisiaj aparat ortodontyczny, a drugą boli ucho - wyjaśnia.

Życie rodzinne jest dla aktora niezwykle istotne. - Uczęszczałem do typowej angielskiej szkoły prywatnej. W tym modelu edukacji, zakładającym oddzielną naukę chłopców i dziewcząt, jest coś specyficznego. Pewne emocje są skutecznie tłumione. Mam wrażenie, że wielu z nich dane mi było doświadczyć dopiero po narodzinach moich córek - mówi. - Ojcostwo wpłynęło dodatnio na moje życie - i z całą pewnością także na moje aktorstwo.

© 2012 Nancy Mills

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Alfred Hitchcock
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy