Cyniczna muzyka filmowa
- Muzyka filmowa potrafi być okropnie cyniczna - mówi ci, co masz czuć i kiedy. Potrafi manipulować percepcją widza - przekonuje Lisa Gerrard. Wokalistka zespołu Dead Can Dance była gościem Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Lisa Gerrard odwiedziła Warszawę jako gość odbywającej się w stolicy imprezy, podczas której zaprezentowany został film "Samsara" w reżyserii Rona Fricke, do którego wokalistka skomponowała muzykę. Gerrard jest także współzałożycielką zespołu Dead Can Dance, który w poniedziałek wystąpił w warszawskiej Sali Kongresowej.
Na czym koncentruje się pani, komponując muzykę filmową?
Lisa Gerrard: - Na bardzo wielu rzeczach. Przede wszystkim na uzyskaniu porozumienia z reżyserem, producentem i operatorem. Każdy ma swoje zdanie, swoją wizję tego, jak powinna brzmieć muzyka, by odpowiednio korespondowała z obrazem. Muszę się z nimi porozumieć, żeby dowiedzieć się dokładnie, czego oczekują.
- 'Samsara' nie jest standardowym filmem, z typową narracją. To zbiór obrazów, mandala, ukazujących święte przestrzenie pięciu różnych krajów. Zagłębia się w ludzką duszę, szukając tego elementu, który sprawia, że jesteśmy ludźmi. To bardzo ciekawe, ponieważ gdy nie możesz podeprzeć się fabułą, obraz wydaje się nagi i bardzo brutalny. Muzyka do takiego filmu nie może po prostu przygrywać między dialogami. Nie powinna też niczego widzowi sugerować. Powinna być integralnym elementem filmu.
Jak istotna jest rola muzyki w filmie?
- Obejrzałam raz ten film w całości bez muzyki. To było dla mnie bardzo nietuzinkowe doświadczenie. Przyznam się, że zastanawiałam się wówczas nawet, czy temu filmowi w ogóle potrzebna jest muzyka. Bardzo trudno jest przygotować muzykę do tak silnego, dominującego obrazu. Nie ma się nawet do kogo zwrócić o pomoc. Nie dostajesz przygotowanych partii czy nut. Praca przy produkcji 'Samsary' była dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale również zaszczytem.
Ma pani swoich ulubionych kompozytorów muzyki filmowej?
- Nie wolno mi ich mieć! Gdybym miała, nie mogłabym pracować w ten sposób. To była dla mnie zupełnie nowa nauka. Nie miałam dokąd pójść po radę, zostałam po prostu wrzucona w ten film, na głęboką wodę. Nie wiedziałabym nawet, czym się inspirować.
- Mark (Magidson - producent) i Ron (Fricke - reżyser) chcieli, by muzyka zlała się z obrazem, by była z nim nierozłączna. Chodziło im o to, by muzyka oddziałała na widza, poszerzając jego perspektywę, nie określając jej za niego. Nie chcieli, by była cyniczna. Muzyka filmowa potrafi być okropnie cyniczna - mówi ci, co masz czuć i kiedy. Potrafi manipulować percepcją widza. Znacznie łatwiej byłoby robić taką manipulującą muzykę.
Jakie filmy ogląda pani najchętniej?
- Zdecydowanie moim ulubionym filmem jest 'Stalker' Andrieja Tarkowskiego. Widziałam go już chyba z 200 razy i czuję, że stanowczo powinnam przestać, ale nie potrafię. To bardzo uzależniający film. Dla mnie to jak duchowo-intelektualny masaż. Odprężam się przy nim. Potrzebuję go w swoim świecie i na swojej półce z filmami. Potrzebuję przynajmniej raz na jakiś czas posłuchać tych rosyjskich dialogów, ich poetyckiego przekładu, tego fantastycznego operowania przestrzenią i czasem. Uwielbiam jego twórczość, 'Solaris', 'Nostalgię', właściwie wszystkie prace.
Minęło 15 lat od ostatniego krążka Dead Can Dance. W sierpniu do sklepów trafiła nowa płyta "Anastasis", teraz zespół ruszył w trasę koncertową. Jakie ma pani oczekiwania wobec tej reaktywacji?
- Bardzo chciałabym dalej współpracować z Brendanem (Perrym - kompozytorem i współzałożycielem Dead Can Dance - przyp. red.), choć to zawsze ryzykowne, ponieważ relacja między nami jest pełna napięć. Nie zawsze potrafimy ocenić, czy wszystko potoczy się pomyślnie, czy będą problemy w komunikacji. Póki co, wszystko idzie wspaniale. To coś w rodzaju historii miłosnej między nami. Trudno jest mi myśleć tylko o sobie w tej sytuacji, ponieważ dzielimy się wszystkim. Wspólnie robimy muzykę i uczymy się od siebie nawzajem. Oboje korzystamy na tym intelektualnie, duchowo i artystycznie. Możliwość dzielenia pracy artystycznej z Brendanem to dla mnie wielkie szczęście i zaszczyt.
Warszawski Festiwal Filmowy odbywa się w warszawskich kinach Kinoteka i Multikino Złote Tarasy. Impreza potrwa do 21 października.