Craig to prawdziwy kaskader
Daniel Craig mocno poturbował się na planie "Quantum of Solace" - najnowszej części przygód Jamesa Bonda. Co aktor myśli o niebezpiecznych scenach i ryzyku z nimi związanym? Na te pytanie odpowiedział w jednym z wywiadów.
W czasie wywiadu udzielonego w Londynie serwisowi "Comingsoon", Craig miał rękę na temblaku, gdyż niedawno przeszedł zabieg chirurgiczny. Ręka został uszkodzona w czasie kręcenia kaskaderskiej sceny. Ta okoliczność bardzo szybko sprowadziła temat rozmowy właśnie na ryzyko związane z graniem w filmach.
Często odtwórca roli Jamesa Bonda jest porównywany do Steve'a McQueena, gdyż obaj chętnie brali udział w scenach niebezpiecznych i nie korzystali z pomocy kaskadera. Już na początku wywiadu padło pytanie o to, czy według Craiga ważne jest, by aktor sam wykonywał niebezpieczne ewolucje przed kamerą.
"Bardzo ważne" - powiedział śmiejąc się i wskazując na swoją obandażowaną rękę filmowy Bond.
"Naprawdę mi się to podoba [sceny kaskaderskie - red]. W filmie jest taka tradycja, sięgająca jeszcze początków kina, gdy w Hollwood ludzie pytali: Umiesz spaść z konia? Ja umiem! [śmiech] (...). To sięga jeszcze do Bustera Keatona i Chaplina. (...) W dzieciństwie ten autentyzm kaskaderski robił na mnie ogromne wrażenie. Dom się przewracał na nich, ty mówiłeś: Mój Boże! To on tam stoi!".
"W ich filmach nie było efektów specjalnych i ja nigdy nie zrezygnowałbym z autentycznych zdjęć - niezależnie od tego, jak dobra jest grafika komputerowa, niezależnie od tego, jak podobny jest dubler. Publiczność po prostu wie, że to nie było naprawdę" - tłumaczył 007.
"Kiedy widz mówi: O w mordę! To on! - to jest to dodatkowy smaczek, który możesz dodać od siebie do filmu. Ja bardzo lubię to robić" - dodał.