Colin Farrell żył jak... mnich
Kino wymaga poświęceń. Colin Farrell w przygotowaniach do filmu "Dead Man Down" żył tak zdrowo, jak nigdy przedtem. Aktor zagrał w produkcji ascetycznego ojca Victora, który chce pomścić śmierć swojej rodziny. Gwiazdor dla roli musiał całkowicie zmienić swój styl życia.
Od początku zdjęć miał być w najwyższej formie i przede wszystkim w dobrej kondycji. Jak sam przyznał, zdołał sprostać tym wymaganiom, dzięki życiu jak mnich.
"Codzienna joga, zero cukru, żadnego alkoholu. Jeszcze nigdy w życiu nie żyłem tak zdrowo. Victor żyje w ascetycznym świecie i sam musiałem tego doświadczyć, by go zrozumieć. To był mój własny wybór. Przecież do dobrej formy mogłem doprowadzić się także w inny sposób" - przyznał gwiazdor, były życiowy partner Alicji Bachledy-Curuś.
Oprócz poświęceń fizycznych artysta musiał znaleźć również ciemne strony swojej osobowości. "Victor nie jest specjalnie szczęśliwym człowiekiem. Dlatego szukałem tych najgorszych w sobie wspomnień, żeby poczuć to, co on. Nie było to łatwe, zwłaszcza że niektóre cechy charakteru później bardzo ciężko w sobie stłumić" - dodał.
W filmie "Dead Man Down" Farrell gra obok Noomi Rapace. Irlandzki aktor bardzo chwalił sobie ich współpracę. "Ona jest wspaniała i naprawdę znakomicie mi się z nią pracowało. Każdego dnia! Czuliśmy się w swoim towarzystwie świetnie i panowała absolutna harmonia" - powiedział.
Również Rapace w samych superlatywach wypowiada się o 36-letnim Farrellu. "Colin i ja od razu się zaprzyjaźniliśmy. On jest świetnym kompanem, nie tylko na planie filmowym. Nie mogłam w trakcie kręcenia zdjęć spać i on też cierpiał na bezsenność, dlatego często spotykaliśmy się też prywatnie" - wyznała.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!