Reklama

Co możemy dać kinu światowemu?

Maciej Stuhr znany jest m.in. z tego, że regularnie prowadzi galę rozdania Polskich Nagród Filmowych. W tym roku było jednak inaczej. Dlaczego?

PAP Life: Dlaczego nie poprowadził pan tegorocznej gali? Wystraszyła pana 13. edycja?

Maciej Stuhr: - Trzy lata temu też nie prowadziłem. Mam taką zasadę, że wolę poczucie niedosytu niż przesytu ze strony publiczności, więc staram się prowadzić takie same imprezy z przerwami.

Orły to święto polskiego kina. Ogląda pan polskie filmy?

- Nie widziałem wszystkich nominowanych w tym roku filmów, ale większość oglądałem i oddałem swoje głosy na kolegów, którzy zrobili bardzo dobrą robotę. Duża część tych głosów pokryła się z werdyktem całości Akademii.

Reklama

Niedawno były Oscary, teraz Orły. Jak, pana zdaniem, wyglądamy się na tle światowym?

- Oczywiście nijak. Natomiast nie zwalnia nas to z obowiązku robienia coraz lepszych filmów i znalezienia czegoś, co możemy dać kinu światowemu. Myślę, że od dłuższego czasu tego szukamy. Musimy robić swoje i nie mieć kompleksów, bo to jest tak, jakbyśmy się martwili, że robimy gorszą colę od Amerykanów. Nie ten poziom, nie te pieniądze, inne tradycje. Nie należy ścigać się na colę, a zająć się kwasem chlebowym, którego Ameryka nie ma. Nie mam też recept, bo jakbym miał, to pewnie byłbym najmądrzejszy, a taki nie jestem.

W jakich projektach bierze pan teraz udział?

- W tej chwili gram w filmie 'Listy do M.'. Zobaczymy go w kinach przy okazji najbliższego Bożego Narodzenia.

Czyli ma pan teraz święta po świętach...

- Trochę tak. Jeszcze przez dwa tygodnie będziemy się przebierać za św. Mikołaja.

Gra pan św. Mikołaja?

- Nie. Ale mam na imię Mikołaj i ludzie ślą do mnie listy, ponieważ jestem znanym radiowcem.

Z Maciejem Stuhrem rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Maciej Stuhr | danie | Dana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama