Reklama

Ciężki żywot gimnazjalisty

"Dziennik cwaniaczka" ("Diary of a Wimpy Kid"), reż. Thor Freudenthal, USA 2010, dystrybutor: Imperial - Cinepix, premiera kinowa 10 grudnia 2010 roku.

"Dziennik cwaniaczka" to adaptacja, szalenie popularnej w Stanach Zjednoczonych, serii książek Jeffa Kinneya o szkolnych potyczkach, przeciętnego gimnazjalisty Grega Heffleya.

W jednym z Gregiem Heffleyem zgadzam się w stu procentach - gimnazjum (w Stanach Zjednoczonych "middle school") to kiepski pomysł systemu edukacji. Dzieciaczki nieśmiało wychylające głowy spod mamusinej spódnicy muszą na szkolnych korytarzach stawić czoła osiłkom, niepotrafiącym poradzić sobie z szalejącą w nich burzą hormonów. Jedni dojrzewają za wcześnie, inni za późno. Gimnazjum przypomina bombę z opóźnionym zapłonem.

Reklama

Greg idzie do pierwszej klasy "middle school". Marzy o tym, by stać się duszą towarzystwa i trafić do rocznika dla najbardziej popularnych dzieciaków ze szkoły (to pragnienie pogoni za amerykańskim snem wpajane jest od maleńkości...). Nie jest to łatwe, po części za sprawą pulchnego kumpla Rodneya, który ubiera się jak przedszkolak, nosi tornister na obu ramionach (co za obciach!) i przy wszystkich kumplach mówi, że fajnie byłoby się pobawić po lekcjach (obciach do kwadratu, przecież w gimnazjum nikt już się nie bawi, co najwyżej przesiaduje u kolegi w domu).

Bohater filmu Freudenthala próbuje znaleźć sobie miejsce w szkolnej społeczności, najlepiej w gimnazjalnej arystokracji. Greg stara się walczyć z przeciętnością, ale żaden z niego sportowiec, muzyk, ani rysownik komiksów. Trudno również nazwać go cwaniaczkiem, gdyż na każdym kroku jego chytry plan odniesienia sukcesu towarzyskiego zawodzi. Niespodziewanie to właśnie z pozoru dziecinny Rodney, który nie udaje przed nikim mądrali i ulubieńca mas, staje się popularny, zdobywając sympatię kolegów z klasy poczuciem humoru, uczciwością i lojalnością. Greg musi przełknąć gorzką pigułkę i przestać myśleć tylko o sobie.

Szalenie popularne książki Jeffa Kinneya przypominają przygody kilka lat starszego Mikołajka żyjącego w amerykańskich realiach. Twórcom filmu (jak również autorowi owych bestsellerów) brakuje niestety finezji w konstruowaniu dowcipu, jaką posiedli Sempé, Goscinny i reżyser Laurent Tirard. W "Dzienniku cwaniaczka" dominuje humor fizjologiczny - smarkanie w rękaw, sikanie na brata, pierdzenie, bekanie, jedzenie spleśniałego sera, skrupulatna anatomia pryszczy i brodawek. Ubaw po pachy... Morał filmu zapewne zginie w natłoku prostackich dowcipasów podanych w błyskotliwym wizualnie opakowaniu.

Kilka dowcipów jednak się udało, zwłaszcza w partiach, kiedy Freudenthal koncentruje się na wykpieniu absurdów amerykańskiego stylu życia i niedopracowanego systemu edukacji (parodia filmów oświatowych "Dobrze być sobą" to najjaśniejszy fragment filmu). To również, podobnie jak "Mikołajek", satyra na leniwych i krótkowzrocznych mieszczuchów, którzy zupełnie nie rozumieją świata dzieci.

5/10

Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Dziennik cwaniaczka"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ciężka | premiera | dystrybutor | dziennik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy