Reklama

Chris Evans w drużynie superbohaterów

- Nerwy? O, mój Boże - mówi Chris Evans. - Zeszłego lata, kiedy "Kapitan Ameryka" miał swoją premierę, bardzo się denerwowałem. To musi być hit - powtarzałem sobie. I był - a Evans, który zagrał tytułowego superbohatera w filmie zrealizowanym na podstawie kultowego dziś komiksu wydawnictwa Marvel Comics, zorientował się, że jego akcje na aktorskim rynku szybują w górę.

- Kto wie, co sprawiło, że ten film okazał się takim przebojem? - zastanawia się Evans. - Ta branża nie rządzi się żadną logiką, jeśli chodzi o sukcesy i porażki. Kiedy zobaczyłem pierwszy zwiastun, pomyślałem: "Nic z tego nie będzie". A dziś ludzie szaleją za "Kapitanem Ameryką". W przemyśle rozrywkowym nie da się niczego przewidzieć.

Czegoś takiego jeszcze nie było

W tym roku aktor znów sięgnął po czerwono-biało-błękitną tarczę Kapitana Ameryki. Powód? Jeden z najbardziej wyczekiwanych tytułów sezonu, "Avengers 3D", i zarazem pierwszy, który sięga do szacownej komiksowej tradycji, jaką jest spotkanie superbohaterów. W filmie, opartym na komiksie autorstwa Stana Lee i Jacka Kirby'ego z 1963 r., widz zobaczy postaci doskonale znane mu z pięciu dotychczasowych produkcji spod znaku Marvela: Iron Mana (Robert Downey Jr.), Kapitana Amerykę (Evans), Thora (Samuel Hemsworth), tajnego agenta Nicka Fury'ego (Samuel L. Jackson), Czarną Wdowę (Scarlett Johansson), Clinta Bartona alias Hawkeye (Jeremy Renner) i Bruce'a Bannera, czyli Hulka (Mark Ruffalo). Bohaterów nieoczekiwanie zjednoczy osoba Lokiego (Tom Hiddleston), niegodziwego brata przyrodniego Thora, i jego plan ataku na Ziemię...

Reklama

Jakby tego było mało, człowiekiem odpowiedzialnym za scenariusz i reżyserię "Avengers 3D" jest Joss Whedon, zapalony miłośnik komiksów, fanom gatunku znany najlepiej jako twórca serialu "Buffy: Postrach wampirów".

Udział w filmie o superbohaterze to jedno, zauważa Chris Evans, który wcześniej wcielił się w Żywą pochodnię w obu odsłonach przygodowego dyptyku "Fantastyczna Czwórka". Udział w filmie, w którym wszyscy koledzy z planu też grają superbohaterów - to drugie.

- Pewnego dnia na planie rzuciłem okiem na harmonogram pracy. Tego dnia kręciliśmy akurat scenę, która wymagała obecności większości z nas. Rozglądałem się wokół i wyliczałem w myślach: "Tu stoi Downey w swoim kostiumie, tutaj Hemsworth..."

- Czułem się tak, jakbym był na zgrupowaniu superbohaterów - śmieje się aktor. - A wracając do Downeya, to po prostu brak mi słów, żeby skomplementować go w stopniu, w jakim na to zasługuje. Ten koleś rządzi. Wydaje mi się, że to właśnie jego obecność uwolniła nas wszystkich od poczucia presji.

Czy łatwo pracuje się na planie zdjęciowym z sześcioma superbohaterami, z których trójka doczekała się swoich własnych filmów? Evans utrzymuje, że owszem, to możliwe - i że w przypadku "Avengers 3D" rzeczywiście tak było.


- Współpracowało nam się fenomenalnie - zaręcza. - Aktorzy często upiększają swoje wspomnienia z planu, ale w tym przypadku naprawdę czuliśmy się wszyscy jak na wakacyjnym obozie. Wyobraź to sobie: grupka ludzi wesoło spędza razem czas, do tego poprzebierana w kostiumy, które są niesamowite i szalone jednocześnie. Ten film sprawił, że zbliżyliśmy się do siebie. To był wspaniały pretekst, by poprzebywać z ludźmi, w których towarzystwie autentycznie fajnie się czujesz.

To nie jest droga usłana różami

Film "Avengers 3D" próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak to jest być superbohaterem - by ostatecznie, w duchu najlepszej tradycji Marvela, uzmysłowić widzowi, że nie jest to droga usłana różami. Poznajemy tutaj bohaterów, którzy popadają w depresję, cierpią z powodu stresu, a czasami nawet walczą między sobą...

- Jednym z wątków, które podejmuje film, jest swoista samotność superbohatera - mówi Evans. - Jednocześnie jednak opowiada on o grupie silnych, ukształtowanych osobowości, w związku z czym nie mogło obyć się bez wewnętrznych konfliktów w drużynie. Wszystkie postaci to bez wątpienia wielkie indywidualności. Podsumowując, w filmie jest dużo akcji, a początkowe niesnaski między bohaterami sprawiają, że robi się naprawdę zabawnie.

Sukces filmu "Captain America: Pierwsze starcie" (2011) sprawił, że pojawiły się pogłoski o nakręceniu drugiej części superprodukcji. Taki scenariusz wydaje się mojemu rozmówcy prawdopodobny, niemniej jednak zaznacza, że nic mu na ten temat nie wiadomo.

- Nie mam żadnych oficjalnych wieści w tej sprawie - podkreśla - ale przypuszczam, że producenci są bliscy podjęcia decyzji o kontynuacji.


30-letni Evans, syn dentysty i tancerki, wychowywał się na przedmieściach Bostonu wraz z trójką rodzeństwa. - Już jako dziecko uwielbiałem oglądać filmy - wspomina. - W naszej rodzinie organizowaliśmy sobie wieczorne seanse filmowe. Mamie bardzo zależało na tym, żebyśmy znali klasyczny repertuar i tytuły nagrodzone Oscarami.

- Moją miłość do kina pogłębiła świadomość siły oddziaływania filmów - ciągnie aktor. - Jeden film może całkowicie zmienić twoje spojrzenie na życie, pod warunkiem jednak, że to ten właściwy film. Nie znam zbyt wielu innych form artystycznego przekazu, które są w stanie dokonać czegoś podobnego.

Występy w szkolnych spektaklach i innych okolicznościowych przedstawieniach zaprowadziły go najpierw na obóz dla młodych aktorów, a potem do Nowego Jorku, gdzie podjął studia w prestiżowym Instytucie Teatralnym i Filmowym Lee Strasberga. Jednocześnie przyszły gwiazdor pracował w jednej z agencji castingowych na Brooklynie. Zajęcie to, chociaż nie wiązało się z wysokimi zarobkami, zaprocentowało kontaktami z tak zwanymi osobami z branży: Evans poznał kilku agentów filmowych, a jeden z nich po pewnym czasie zgodził się pokierować jego karierą.

Długo to trwało, ale...

Chris zadebiutował na małym ekranie gościnnym występem w emitowanym przez stację CBS serialu "Ścigany". Później przyszły niewielkie role w filmach "Krew niewinnych" (2000), "Nasz nowy dom" (2000) i "To nie jest kolejna komedia dla kretynów" (2001). Swoją pierwszą główną rolę zagrał w filmie "Komórka" (2004 r.), gdzie partnerował samej Kim Basinger. Jednak prawdziwym przełomem w jego karierze okazał się nieoczekiwany hit box office'u - film "Fantastyczna Czwórka" (2005), w którym wcielił się w Johnny'ego Storma, czyli Żywą pochodnię. Później zagrał tę postać jeszcze raz w "Narodzinach Srebrnego Surfera" z 2007 r. (Jak widać, Evans znajdzie się w nie lada kłopocie, jeśli decydenci z Marvela postanowią kiedyś nakręcić film "Avengers kontra Fantastyczna Czwórka"...).

W ostatnich latach widzowie mogli oglądać Chrisa Evansa w takich obrazach, jak "Niania w Nowym Jorku" (2007), "Królowie ulicy" (2008), "Zaginiony diament" (2008), "Push" (2009), "The Losers: Drużyna potępionych" (2010) czy "Scott Pilgrim kontra świat" (2010). Jednak dopiero "Kapitan Ameryka" stał się dla niego odskocznią do prawdziwej sławy i zapewnił awans do czołówki hollywoodzkich gwiazdorów, sprawiając, że młody aktor z dnia na dzień zyskał sławę... po ponad dziesięciu latach ciężkiej pracy.

- To wszystko jest bardzo względne - mówi Evans. - Mogło mi być trudniej, mogło też być łatwiej. Ja sam miałem poczucie, że moja kariera rozwijała się w równym tempie. To prawda, że nie odniosłem sukcesu zaraz na samym początku mojej drogi, ale przecież te dziesięć lat nie upłynęło mi na kelnerowaniu w jakiejś knajpie.

Obecnie aktor koncentruje się na tym, by uniknąć zaszufladkowania w roli superbohatera. Dlatego właśnie w 2011 r. przyjął propozycję zagrania w dwóch filmach krańcowo różnych od "Kapitana Ameryki": romantycznej komedii "Ilu miałaś facetów?" i dramacie "Puncture". W tej pierwszej był atrakcyjnym sąsiadem Anny Faris, w tym drugim - młodym prawnikiem zmagającym się z uzależnieniem od narkotyków. - I o to właśnie chodzi - zauważa. - Nie jestem etatowym odtwórcą ról superbohaterów.

Wolny czas spędza z... psem

W 2013 r. zobaczymy Evansa w thrillerze "The Iceman", opowiadającym prawdziwą historię płatnego mordercy Richarda Kuklińskiego (w tej roli Michael Shannon), który przez wiele lat uchodził za wzorowego męża i ojca rodziny. Obsada filmu jest iście gwiazdorska - znaleźli się w niej również Ray Liotta, James Franco i Winona Ryder.

Pytany o życie prywatne, Evans - który w latach 2004 - 2006 związany był z Jessiką Biel - wybucha śmiechem. Od jakiegoś czasu woli nie opowiadać o swoich związkach.

- Wolny czas spędzam w domu, z moim psem - mówi aktor, który na co dzień mieszka w Los Angeles. - Tęsknię za Bostonem i, gdyby to zależało ode mnie, wróciłbym w rodzinne strony. Jestem zapalonym fanem wszystkich tamtejszych drużyn sportowych.

Jak dotąd, zapewnia, raczej nie może narzekać na swój gwiazdorski żywot.

- Nikt nie wystaje przed moim domem - śmieje się Chris Evans. - Oczywiście, że w moim życiu dużo się dzieje, ale staram się tym nie przejmować. W końcu sam nawarzyłem sobie tego piwa...

Cindy Pearlman

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: drużyny | superbohaterowie | superbohater | aktor | film | Chris Evans
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy