Chce spróbować swoich sił za granicą
"Z pewnością nie jest to typowy western, ponieważ nie występują tu czarno-białe charaktery" - mówi o "Yumie" Jakub Gierszał, odtwórca głównej roli w filmie Piotra Mularuka.
Nie irytuje cię bycie określanym jako "nowy James Dean"?
Jakub Gierszał: - Uważam, że to zupełnie niepotrzebne. Rozumiem tę nomenklaturę, ale z drugiej strony zupełnie jej nie rozumiem. Podejrzewam, że to ułatwia przeciętnemu widzowi rozeznanie w tym, po jakim rejonie się poruszamy, ale dla mnie jest to zupełnie nieadekwatne porównanie.
- Poza tym, nie ja pierwszy jestem tak nazywany. Kiedyś Zbigniew Cybulski, Daniel Olbrychski, a ostatnio, z mojego pokolenia, Mateusz Kościukiewicz również byli tak określani. Rozumiem to, ale osobiście nigdy bym tak o nikim nie powiedział, ponieważ jednostka jest jednostką. Jestem Kubą Gierszałem, a nie kimś innym.
Istotną częścią westernu jako gatunku filmowego zawsze była pewnego rodzaju jednowymiarowość. Do pewnego momentu w historii kina, bohaterowie westernów byli albo źli albo dobrzy. Wasze postaci nie są tak przejaskrawione.
- Z pewnością nie jest to typowy western, ponieważ nie występują tu czarno-białe charaktery. Nie ma banalnego rozróżnienia na 'tego złego' i 'tego dobrego', jak to ma miejsce choćby w oryginalnej 'Yumie'. Jest to historia współczesna, która korzysta z westernowych archetypów. Kiedyś widz wolał oglądać jaskrawe postaci, dziś woli bardziej złożonych bohaterów.
Masz już plany na najbliższy czas?
- Chciałbym popracować trochę za granicą, wykonywać rzetelnie swoją pracę i, jeśli się uda, rozszerzyć swoją działalność na jakieś małe role w europejskich produkcjach. Bardzo chciałbym zobaczyć, jakie zasady pracy panują w innych krajach. Poza tym, im więcej ludzi poznajesz, tym jesteś bogatszy wewnętrznie.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!