Burt Lancaster: Karierę rozpoczął w windzie
Słynął z imponującej postury, wyjątkowej sprawności fizycznej i "uśmiechu szerszego od chłodnicy cadillaca". "Pewnego ranka obudziłem się sławny. To było straszne! - mówił w jednym z wywiadów Burt Lancaster. - Potem przez wiele lat ciężko pracowałem, by na tę sławę zasłużyć".
Zadebiutował jako aktor ponoć już w wieku trzech lat. Grał pastuszka w bożonarodzeniowym przedstawieniu. Nie miał żadnej kwestii do powiedzenia, ale w połowie sztuki na podeszwie nowych butów odkrył przyklejoną gumę do żucia. Nie bacząc na powagę sytuacji, zaczął pracować nad jej usunięciem.
"Wreszcie krzyknął zdenerwowany: 'Skąd ta cholerna guma znalazła się na moim bucie?'" - wspominał ojciec, Jim Lancaster. - Publiczność wybuchnęła śmiechem, a purpurowa ze wstydu pani Lancaster czym prędzej ściągnęła Burta ze sceny".
Prawdziwym aktorem został dopiero 30 lat później. Wcześniej zdążył być cyrkowym akrobatą, gońcem w sklepie z damską bielizną, kelnerem, kierowcą. Jego kariera trwała 45 lat, zagrał w blisko 80 filmach.
Był czterokrotnie nominowany do Oscara, choć dostał tylko jednego, za tytułową rolę fałszywego kaznodziei w "Elmer Gantry" z 1960 r. Do historii światowego kina przeszła scena pocałunku na plaży z Deborah Kerr w "Stąd do wieczności".
Tłumek sąsiadów zebrał się 2 listopada 1913 r. przed niedużą kamienicą we wschodnim Harlemie, wiwatując z okazji narodzin czwartego dziecka w rodzinie irlandzkich emigrantów, Lizzy i Jima Lancasterów. Jim był skromnym urzędnikiem pocztowym. Niemowlak dostał imiona: Stephen (jak brat matki) i Burton (na cześć lekarza prowadzącego ciążę, Burtona Thoma).
"W domu bywało nam zimno, nie zawsze też chodziliśmy najedzeni do syta. Ale nic to nie znaczyło, bo byliśmy zdrowi, a w rodzinie była miłość" - wspominał przyszły aktor. Jego pierwszymi kumplami były dzieciaki włoskich imigrantów z Neapolu, Kalabrii, Sycylii. Burt żartował później, że dlatego zagrał tak dobrze włoskiego księcia Salinę w filmie "Lampart" Viscontiego, bo wychowywał się praktycznie jako Włoch. Z tego też powodu nie mógł sobie darować, że nie dostał roli Vita Corleone w "Ojcu Chrzestnym" (pokonał go Marlon Brando).
W nowojorskim Harlemie uliczne bójki nastolatków, grupujących się według kryteriów etnicznych, należały do porządku dziennego. Niestety, Burt Lancaster był mały i cherlawy, więc w tych rozgrywkach raczej się nie liczył. Był jednak ruchliwym dzieciakiem i wciąż pakował się w kłopoty. Kiedyś, uciekając przed gangiem z sąsiedztwa, wpadł pod taksówkę i wyrzucony w powietrze, wleciał do niej przez przednią szybę, tracąc przy okazji pięć mlecznych zębów.
To, że wyszedł na ludzi, zawdzięczał matce Lizzy, która do bólu wpajała swoim dzieciom zasady uczciwości. Do tego stopnia, że gdy pewnego razu Burt przed siedzibą banku zobaczył na chodniku 20-dolarowy banknot (dla niego był to majątek), zamiast go podnieść i uciec, przykrył butem i czekał 20 minut, czy ktoś nie będzie szukał zguby. Pojawił się starszy Żyd z sąsiedztwa. Niechętnie oddał mu pieniądze, choć, jak mówił po latach, klął na siebie całą drogę powrotną do domu.
Mimo że w domu się nie przelewało, Lizzy zabierała go od czasu do czasu do Metropolitan Opera. To ona, gdy chłopak miał 12 lat, wysłała go do miejscowej biblioteki, która z czasem stała się dla niego drugim domem. To wreszcie dzięki jej uporowi w 1926 r. Burt przeniósł się ze świata slumsów Harlemu do jednej z najlepszych publicznych szkół w Nowym Jorku - liceum DeWitt Clinton. Poważne zmiany w życiu małego Lancastera zaszły, gdy kończył 13 lat - nagle zaczął rosnąć. I to jak na drożdżach! Trzy lata później drobniutki mól książkowy miał 1,93 m wzrostu i ważył 60 kg. Jak jego starszy brat, pokochał koszykówkę.
W liceum uczył się dobrze, a dzięki doskonałym warunkom stał się liderem szkolnej drużyny. Na Uniwersytecie Nowojorskim, gdzie dostał stypendium sportowe, trenował także boks, biegi i gimnastykę. Po dwóch latach jednak zrezygnował z nauki i z Nickiem Cravatem, kumplem z dzieciństwa, utworzyli akrobatyczny duet Lang & Cravat. Pracowali w cyrku Kay Brothers, zarabiali 3 dolary tygodniowo, występowali też z pokazami w klubach nocnych do 1939 r., kiedy kontuzja ręki wyeliminowała Lancastera z zawodu.
W 1942 r. został powołany do wojska, służył w jednostce kulturalnej 5 Armii w Afryce Północnej i we Włoszech. Tam spotkał Normę Anderson, która w 1946 r. została jego drugą żoną (pierwszy związek Lancastera, z artystką cyrkową June Ernst, zakończył się
po zaledwie roku).
Aktorem został przez przypadek. Tuż po zakończeniu wojny przyszła pani Lancaster dostała pracę w sekretariacie firmy producenckiej, a pan Lancaster postanowił pewnego dnia odwiedzić ją w biurze. W windzie zaczepił go jeden z asystentów, który myśląc, że ów muskularny i uśmiechnięty od ucha do ucha facet jest kolejnym kandydatem na przesłuchania do nowej sztuki, skierował go do odpowiedniego pokoju. Zaskoczony Burt przeczytał krótki tekst i kilka tygodni później występował już na Broadwayu w "A Sound of Hunting". Wprawdzie "dzieło" to spadło z afisza po pięciu tygodniach, ale został zauważony przez łowców talentów.
W 1946 r. zadebiutował w filmie "Zabójcy" (u boku Avy Gardner). Miał wtedy 33 lata. Był aktorem-samoukiem, ale szybko nauczył się podstaw biznesu. Nie chciał być związany z żadną dużą wytwórnią z Hollywood (które nazywał "jednym wielkim cyrkiem"), więc ze swoim agentem założyli własną - Hecht-Lancaster Productions. Dzięki warunkom fizycznym bez problemu mógł zostać gwiazdą kina akcji. Zamiast tego podejmował ryzyko i grał na przemian role twardych facetów i skomplikowanych psychologicznie bohaterów, jak choćby w "Ptaszniku z Alcatraz" (nagroda dla najlepszego aktora na festiwalu w Wenecji) czy w "Dziecko czeka" (z Judy Garland, o ośrodku dla chorych umysłowo dzieci). Często z zysków, jakie miał z ról w kinie akcji, finansował te bardziej ambitne i mniej dochodowe projekty.
Uwielbiał wykorzystywać w swoich filmach umiejętności akrobatyczne. Gdy po premierze filmu "Płomień i strzała" dziennikarze wątpili, że jest w stanie obyć się bez kaskaderów, zaprosił ich do sali gimnastycznej i zademonstrował wszystkie ewolucje. Jego sportowa sprawność przyczyniła się do sukcesów takich filmów, jak "Karmazynowy pirat" czy "Trapez" (z Giną Lollobrigidą). O kondycję dbał, do kiedy służyło mu zdrowie. W biurze miał wysoki gabinet, z sufitu którego zwisała 6-metrowa lina. Ćwiczył na niej w każdej wolnej chwili. Jak wspominała córka aktora Joanna, pewnego razu ojciec użył tej liny do przetestowania jej nowego chłopaka.
"Jak dotkniesz ręką sufitu, możesz z nią iść na randkę" - rzucił. Zaskoczony młodzian z trudem wykonał zadanie. "Zostałeś zaakceptowany" - poklepał go po ramieniu aktor.
W domowym zaciszu był typem ojca-kumpla. Uwielbiał zabawy z piątką swych dzieciaków (miał dwóch synów i trzy córki), czasami konsultował z nimi szczegóły scenariuszy. Co innego na planie. Joanna Lancaster pamięta, jak kręcono "Lamparta". "Cała rodzina spędzała wtedy lato na Sycylii. Ojciec chciał, aby wszystko wyglądało dobrze, dzięki czemu zyskał reputację osoby wciąż kłócącej się o szczegóły. Był jak wrzód na dupie. Visconti nie miał z nim łatwego życia. Ale po zakończeniu zdjęć wszyscy mu gratulowali".
Pod koniec kariery, w 1988 r., Lancaster wystąpił w telewizyjnym filmie Michaela Andersona "The Jeweller’s Shop" ("Przed sklepem jubilera"), zrealizowanym na podstawie sztuki Karola Wojtyły. Gościł wtedy kilka dni w Krakowie.
W 1990 r., kilka miesięcy po ślubie z trzecią żoną, Susan Martin, Lancaster miał wylew krwi do mózgu. Częściowo sparaliżowany, resztę życia spędził na wózku inwalidzkim. Zmarł na atak serca 23 października 1994 r., tuż przed 81. urodzinami.
WK