Bruce Lee: Legenda smoka
Aktorem kultowym można zostać bardzo szybko, wystarczy jedna rola w filmie, który trafia w swój czas i odbiorców. Ale pozostać legendą po latach - to przytrafia się nielicznym. Jednym z nich jest Bruce Lee, który odszedł 46 lat temu.
Gdy na ekranach polskich kin pojawił się w 1982 roku film "Wejście smoka", z Brucem Lee w roli głównej, w ciągu sześciu miesięcy obejrzało go sześć milionów widzów. Przed kinami, w których pokazywano amerykańską superprodukcję, ustawiały się kolejki dłuższe niż po kiełbasę czy papier toaletowy, a "koniki" - sprzedawcy biletów - których w kasach już nie było, miały swoje pięć minut.
Już w następnym roku na rynek trafiła płyta z piosenką "King Bruce Lee karate mistrz", którą, jako Franek Kimono, zaśpiewał Piotr Fronczewski. I oczywiście sukces. Coś, co w zamiarze miało być parodią, stało się regularnym przebojem. Taka była siła oddziaływania Bruce'a Lee, choć wielu widzów w Polsce nawet nie wiedziało, że aktor od dawna nie żyje.
Bruce Lee, amerykański aktor, mistrz kung-fu pochodzenia chińskiego, urodził się w San Francisco. Był synem Lee Hoi-chuena, aktora opery chińskiej i śpiewaczki Grace.
Bruce szybko trafił do show-biznesu: mając około trzy miesiące pojawił się w filmie "Golden Gate Girl", trzymany na rękach przez ojca.
Około 1941 roku wraz z rodziną powrócił do Koulun w Hongkongu. W wieku pięciu lat zaczął pojawiać się w małych, dziecięcych rolach w filmach. Wkrótce po pobiciu przez członków ulicznego gangu, rozpoczął treningi sztuki walki. W wieku 18 lat sam wstąpił do gangu i często popadał w konflikty z policją. Rodzice zasugerowali mu emigrację do Stanów Zjednoczonych.
W chińskiej dzielnicy San Francisco, Bruce pracował w restauracji należącej do jego krewnego. W Seattle ukończył Edison Technical School, a później studiował na uniwersytecie stanowym University of Washington filozofię oraz kontynuował treningi kung-fu.
W 1964 roku przeniósł się wraz ze swoją szkołą do Oakland i poślubił Lindę Emery. Dzięki ludziom, którzy trafiali do jego szkoły, Lee trafił na plan kilku produkcji telewizyjnych, m.in. zagrał w "Zielonym szerszeniu". Debiut na ekranie był obiecujący, ale emisja serialu została zakończona już po jednym sezonie.
Sukces był umiarkowany i Lee ponownie otworzył w chińskiej dzielnicy Los Angeles swoją szkołę kung-fu. Trenował także gwiazdy filmu i sportu.
Jednak pod koniec lat 60. "Zielony szerszeń" został zakupiony przez telewizję z Hongkongu i Bruce Lee stał się tam gwiazdą. W Hongkongu zagrał w filmie "Wielki szef", a już w założonej przez siebie wytwórni Concorde Film Production, zrealizował "Drogę smoka".
Po sukcesie "Drogi smoka", Bruce zaczął kręcić film "Gra śmierci". Na planie pracował za dwóch, jako reżyser, producent, choreograf walk, scenarzysta.
Pomagał w tworzeniu scenografii, ustawianiu kamery, oświetleniu. I oczywiście był głównym aktorem. Przerwał jednak pracę nad filmem by móc zająć się "Wejściem smoka".
Pierwszy krytyczny moment nastąpił właśnie na planie filmu "Wejście smoka". Bruce zemdlał i został przewieziony do szpitala, gdzie wykryto obrzęk mózgu. Jednak później okazało się, że obrzęk zniknął.
20 lipca 1973 roku Lee poczuł się źle. Po wzięciu tabletki przeciwbólowej, przebywał w apartamencie aktorki Betty Ting Pei, gdzie zasnął i już się nie obudził. Wezwano karetkę i przewieziono go do szpitala królowej Elżbiety. Ogłoszono zgon, który według oficjalnych informacji nastąpił na skutek obrzęku mózgu spowodowanego przez pomieszanie środków przeciwbólowych ze środkami odurzającymi i alkoholem.
Istnieje wiele popularnych hipotez i legend miejskich o przyczynach jego śmierci, m.in. taka, że wszystkiemu winne są triady lub mnisi z klasztoru Shaolin, którzy to mieli zabić go "ciosem wibrującej pięści" za ujawnienie tajemnic kung-fu.
Bruce Lee został pochowany na cmentarzu Lake View w Seattle.
Jego syn, Brandon Lee, grający podobnie jak ojciec w filmach akcji, zginął w 1993 roku podczas kręcenia zdjęć do filmu "Kruk" (The Crow - 1994).