Reklama

Brooke Shields: Nie szukam kontrowersji

- Nigdy nie dążyłam świadomie do tego, by być rzeczniczką kobiet i głośno mówić o ich problemach - mówi Brooke Shields. - Wszystko zmieniło się po tym, jak zdecydowałam się opisać w książce moje zmagania z ostrą depresją poporodową. Od tego czasu wszyscy chcą wiedzieć, jakie mam zdanie na temat różnych spraw dotyczących kobiet.

Zrobi wsad?

Jedną z takich spraw jest menopauza - temat najnowszej komedii z udziałem aktorki, zatytułowanej "The Hot Flashes" ("Uderzenia gorąca" - przyp. red.). W filmie wyreżyserowanym przez Susan Seidelman oprócz Brooke występują też Daryl Hannah, Virginia Madsen, Camryn Manheim i Wanda Sykes. Wszystkie wcielają się w przyjaciółki w średnim wieku, które postanawiają reaktywować drużynę koszykówki, w której niegdyś grały, i rzucić wyzwanie zespołowi aktualnych mistrzyń z lokalnego liceum. Dochód z imprezy ma zostać przeznaczony na sfinansowanie zakupu mobilnej pracowni mammograficznej.

Reklama

- W tej historii spodobało mi się to, że porusza tak zwane trudne tematy, a jednocześnie jest zabawna - mówi 48-letnia Shields. - Muszę też powiedzieć, że moje koleżanki-aktorki bardzo mi zaimponowały. Każda z nich przeszła swoje w życiu, a mimo to potrafiły zrezygnować ze swojego ego we wzajemnych kontaktach. To było bardzo krzepiące - widzieć, jak kobiety okazują sobie troskę i wsparcie.

Konieczność opanowania podstaw koszykówki aktorka potraktowała jak wyzwanie. - Dostałam szansę, by się trochę poruszać, a przy okazji nauczyć czegoś nowego. Ćwiczyłyśmy nieustannie, nawet pomiędzy ujęciami - zdradza artystka.

Wydawałoby się, że mierząca ponad 180 cm wzrostu Brooke na parkiecie będzie się czuła naturalnie. Nic bardziej błędnego! - Z koszykówką miałam tylko niewielką styczność w dzieciństwie - wyjaśnia.

Jest rzeczą w pełni zrozumiałą, że Brooke Shields na sport nie miała zbyt wiele czasu - w końcu od najmłodszych lat pochłaniała ją kariera zupełnie innego rodzaju. Swoją pierwszą gażę zgarnęła jako... jedenastomiesięczne dziecko, za udział w reklamie mydełka. Właściwie od tego czasu nie zwalniała tempa, pracując jako modelka i fotomodelka. Dopiero w 1983 r., kiedy - będąc już obiecującą młodą aktorką - rozpoczęła studia na Uniwersytecie Princeton w New Jersey, zaczęła zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę chce robić w życiu.


- Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale przecież, będąc niemowlęciem, nie obudziłam się pewnego dnia i stwierdziłam, że chcę zostać modelką - śmieje się. - Nie miałam też pojęcia, że aktorstwo mnie pociąga, dopóki nie stało się ono tak istotną częścią mojego życia, że zaczęłam dzięki niemu nieźle zarabiać. (...)

Kiedy w 1988 r. Shields wróciła do grania, nie była już cudownym (i niepokojąco zmysłowym) dzieckiem znanym z takich filmów, jak "Ślicznotka" (1978) czy "Błękitna laguna" (1980). Wbrew temu, co można by sądzić, nie była też gwiazdą - na ten status musiała ciężko zapracować, występując przez dziesięć lat w telewizyjnych produkcjach, czasem w rolach głównych, a czasem gościnnie. Los wynagrodził jej te starania, kiedy zaproponowano jej rolę tytułowej bohaterki w sitcomie "A teraz Susan" (1996 - 2000). Od tego czasu z powodzeniem łączy karierę filmową i telewizyjną, okraszając je okazjonalnymi występami na Broadwayu (m.in. w adaptacjach musicali "Wonderful Town" i "Chicago"), za które zbiera pochwały od krytyków.

Bohaterka skandali

Shields jest matką dwóch córek - 10-letniej Rowan i 7-letniej Grier, których ojcem jest jej drugi mąż, scenarzysta i producent Chris Henchy. To właśnie po urodzeniu młodszej córki aktorka popadła w depresję, o której szczerze opowiedziała w wydanej w 2005 r. książce.

Obie dziewczynki dawno już mają za sobą wiek, w którym ich matka rozpoczęła karierę modelki. Co ciekawe, żadna z nich nie zdradza na razie chęci, by pracować w show-biznesie.

- Nie wiem, czy znalazłyby w sobie cierpliwość do tego zawodu i głód jego wykonywania - mówi Shields. - W tej profesji potrzebna jest autentyczna pasja, a one szybko się nudzą... A poza tym nie lubią, kiedy ktoś mówi im, co mają robić. To już dwa argumenty na "nie". Osobiście chciałabym, żeby zdobyły solidne wykształcenie, bo to jedyna rzecz, która zostanie z nimi na zawsze.

Aktorka nie ukrywa jednak swoich dzieci przed światem - ani też przed przemysłem rozrywkowym. - Owszem, grają w szkolnych przedstawieniach, a Rowan wystąpiła nawet w jednej scenie w filmie swojego taty - opowiada. - Była tym faktem bardzo podekscytowana, ale nie mogła wprost uwierzyć, że jedno ujęcie trzeba powtarzać tak wiele razy. Była znużona. Jeśli będzie chciała sprawdzić, czy ma aktorskiego bakcyla, będzie musiała powtórzyć takie doświadczenie, kiedy już będzie starsza - na przykład w college'u. Ja na razie nie dostrzegam tej "żyłki" w żadnej z nich. Oczywiście, zrobiłabym wszystko, by im pomóc, gdyby wybrały taką drogę. Nie mogę im tego zabraniać, bo przecież mi samej aktorstwo dało tyle radości...

Pierwszy triumf jako aktorka Shields odniosła w wieku 12 lat, wcielając się w rolę uwodzicielskiej nieletniej prostytutki w dramacie "Ślicznotka". Dwa lata później wywołała skandal, występując w sugestywnej reklamie dżinsów Calvina Kleina. Na plakatach i billboardach miała na sobie tylko tę jedną część garderoby... Aktorka tłumaczy, że wszelkie kontrowersje, jakie towarzyszyły jej karierze (przyznajmy, że były one dość częste), były niezamierzone.

- Nie szukam kontrowersji i wcale nie uważam, że to coś fajnego - tłumaczy. - Nie podnieca mnie to. Tak się jednak stało, że na różnych etapach mojego życia zawsze byłam zamieszana w jakieś skandaliki, ale nie działo się to za moją sprawą. Nie lubię prowokować.

Nie oznacza to jednak, że Brooke Shields chowa głowę w piasek, kiedy o niej mówią. W 2005 r. Tom Cruise publicznie skrytykował ją za to, że zdecydowała się leczyć swoją depresję farmakologicznie. Aktorka odpowiedziała mu otwartą, ostrą polemiką na łamach "New York Timesa". (...)

Nie ma "parcia na szkło"

Od dziesięciu lat Shields organizuje swoją karierę wokół macierzyństwa, podkreślając, że wychowywanie córek jest najważniejszym zadaniem w jej życiu.

- W przypadku aktorki przeprowadzka z Hollywood do Nowego Jorku wiąże się z pewnymi stratami na gruncie zawodowym - wyjaśnia. - Ale takie rozwiązanie jest idealne dla moich dzieci, a ja staram się przyjmować role nie wymagające dłuższych wyjazdów albo po prostu pracować w Nowym Jorku. Nie mogę wychowywać moich córek poprzez dwie nianie. Dzieciom potrzebni są rodzice.

Aktorka sama dorastała w Nowym Jorku - i ma sentyment do rodzinnych stron. - Jest rzeczą oczywistą, że to w Los Angeles bije serce przemysłu rozrywkowego, ale przecież nie mam już dwudziestu lat. Owszem, chcę pracować, ale nie mam już takiego "parcia na szkło", jak kiedyś. (...)

Chociaż Shields nigdy nie awansowała do pierwszej ligi gwiazd Hollywood - co wielu wróżyło jej, kiedy była nastolatką - nie narzeka na swoje życie.

- Czerpię teraz z życia więcej, niż wtedy, kiedy starałam się odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jestem - mówi. - Dotarło to do mnie, kiedy urodziły się moje dzieci. Zmieniłam się również pod wpływem osobistych tragedii, które mnie spotkały, jak śmierć taty i mamy...

Ojciec aktorki zmarł na kilka tygodni przed przyjściem na świat jej pierwszego dziecka; matka - w ubiegłym roku, po długiej i ciężkiej chorobie.

- Wszystkie te doświadczenia sprawiły, że przestałam dążyć do jakiegoś abstrakcyjnego ideału i przejmować się oczekiwaniami świata wobec mojej osoby - mówi Shields. - Nagle okazało się, że energię, którą na to marnowałam, mogę spożytkować w inny, lepszy sposób. Mogłam skoncentrować się na pracy nad sobą, na poznawaniu samej siebie, swojej psychiki, motywacji i wad.

- Rywalizacja z samą sobą to ciężka praca. Na szczęście zrozumiałam, że nigdy nie będę chodzącą doskonałością.

© 2013 Nancy Mills

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Brooke Shields | Brooke
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy