Bradley Cooper wiceprezydentem USA?
Kilka dni temu Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zadecydował o zaostrzeniu przepisów antyaborcyjnych, co spotkało się ze stanowczym sprzeciwem sporej części amerykańskiego społeczeństwa. Dezaprobatę publicznie wyraziło również wiele gwiazd, m.in. znany dziennikarz i satyryk Howard Stern, który ogłosił, że chciałby wystartować w wyścigu o fotel prezydenta, by "uczynić ten kraj na powrót sprawiedliwym". Jeśli Stern w istocie weźmie udział w wyborach, wiceprezydentem mianowałby hollywoodzkiego gwiazdora Bradleya Coopera.
24 czerwca Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uchylił przełomowy wyrok w sprawie Roe vs. Wade z 1973 roku, który uznał aborcję za konstytucyjne prawo. Teraz regulacje w tym zakresie będą leżały w gestii władz stanowych. Te najbardziej konserwatywne już zapowiedziały rychłe wprowadzenie aborcyjnych restrykcji, a w kilku regionach odwołano wstępnie zaplanowane zabiegi terminacji ciąży. Decyzja sądu wywołała falę protestów na terenie USA, a swoją dezaprobatę wyraziło wiele znanych postaci ze świata polityki i show-biznesu. "To smutny dzień dla naszego kraju. Zdrowie i życie kobiet jest zagrożone" - skomentował kontrowersyjne orzeczenie prezydent Joe Biden, określając je mianem "realizacji skrajnej ideologii i tragicznego błędu".
Potępić decyzję sędziów postanowiły także m.in. Lizzo, Olivia Rodrigo, Pink, Maya Hawke oraz Ireland Baldwin. Wtórował im Howard Stern, który ogłosił ponadto, że aby "naprostować" kraj i uczynić go "na powrót sprawiedliwym", planuje wziąć sprawy we własne ręce i wystartować w nadchodzących wyborach prezydenckich, które zaplanowane są na 2024 rok. Znany dziennikarz i satyryk ma już w zanadrzu kilka reform, które jego zdaniem uzdrowią system polityczny w Stanach Zjednoczonych.
"Z całą pewnością pozbyłbym się Kolegium Elektorów. Jeden głos, jeden kandydat - tak to powinno wyglądać. Zamierzam też wyznaczyć kolejnych pięciu sędziów Sądu Najwyższego. Nie boję się tego zrobić. Jak tylko zostanę prezydentem, dostaniecie pięciu nowych sędziów Sądu Najwyższego, którzy to wszystko obalą" - zapowiedział Stern w poniedziałkowym odcinku swojego autorskiego programu radiowego.
Na tym jednak nie poprzestał. W kolejnej audycji zdradził, że w roli wiceprezydenta widziałby Bradleya Coopera. "Zadzwonił do mnie z gratulacjami i odbyliśmy uroczą rozmowę. Zapytałem go, czy zgodziłby się zostać wiceprezydentem. 'Wchodzę w to' - odparł. I dodał, że ma pewne wątpliwości, gdyż byłby 'kolejnym białym facetem' u władzy. Powiedziałem, że rozumiem te obawy i cieszę się, że to mówi, ale uważam, że byłby tak wielkim atutem, że ludziom by to nie przeszkadzało" - wyjaśnił Stern.
Współprowadząca program Robin Quivers dodała, że kiedy były hollywoodzki gwiazdor i późniejszy gubernator Kalifornii Ronald Reagan kandydował na prezydenta, ludzie kojarzyli go z rolą prof. Petera Boyda w filmie "Bedtime For Bonzo". "Mówili o nim: 'To ten facet, który grał z szympansem'. A teraz będziemy mieć faceta, który grał szopa pracza" - stwierdziła żartobliwie nawiązując do postaci Rocket Raccoona, której Cooper użyczył głosu w "Strażnikach Galaktyki". "Bradley jest wielkim patriotą i wspaniałym szopem praczem. To będzie hasło naszej kampanii" - skwitował Stern.