Reklama

"Boska Florence": Szczerość w głosie

Wytrwale dążyć do celu. Nie wątpić w swoje umiejętności. Robić najlepiej jak tylko się umie to, co się kocha. Worek pieniędzy nie będzie przeszkadzał. Oto prosta recepta na dogonienie snów i wypełnienie po brzegi jednej z najzacniejszych sal koncertowych świata - Carnegie Hall - i spełnienie marzeń o byciu operową diwą.

Wytrwale dążyć do celu. Nie wątpić w swoje umiejętności. Robić najlepiej jak tylko się umie to, co się kocha. Worek pieniędzy nie będzie przeszkadzał. Oto prosta recepta na dogonienie snów i wypełnienie po brzegi jednej z najzacniejszych sal koncertowych świata - Carnegie Hall - i spełnienie marzeń o byciu operową diwą.
Meryl Streep jako Florence Foster Jenkins /materiały prasowe

W przypadku Florence Foster Jenkins wyprzedane koncerty nie były rzadkością. Ale trafiona w odpowiedni ton nuta owszem. Stephen Frears, Meryl Streep oraz Hugh Grant po raz pierwszy zaangażowali się we wspólny filmowy projekt - opowieść kipiącą świetną muzyką w okropnym wydaniu, o równocześnie talencie i beztalenciu Florence Foster Jenkins, okrzykniętej najgorszą śpiewaczką świata.

"Boska Florence" to inspirująca, wzruszająca i niezwykle ciepła komedia o miłości, muzyce oraz spełnianiu marzeń. Urzekająca przepaść dzieląca wiarę Florence Foster Jenkins we własne umiejętności i siłę głosu oraz jej zadziwiające porażki w roli śpiewaczki stały się kanwą filmu.

Reklama

"Pewnego razu usłyszałem na YouTube jedno z jej wykonań" - opowiada Nicholas Martin, scenarzysta. "Uderzyła mnie szczerość, która wybrzmiewała w jej głosie, było to dość poruszające doświadczenie, jednocześnie smutne i zabawne. Raz na jakiś czas wracałem do tego wykonania i postanowiłem, że muszę dowiedzieć się więcej o jej życiu" - kontynuuje Martin. "Dopiero wtedy zrozumiałem, że ta kobieta przeszła naprawdę wiele, by wystąpić w Carnegie Hall. Wiedziałem, że to doskonały pomysł na wyrazisty film" - dodaje scenarzysta "Boskiej Florence".

Zbierając wszelkie informacje na temat życia Jenkins, Martin natrafił na wiele wzmianek o niezwykłej osobowości Florence. "Ona była niczym słońce w środku własnego układu, wokół którego krążyły po orbitach wszystkie inne planety" - wyjaśnia scenarzysta, którego zaskoczył także związek Florence Foster Jenkins z jej "mężem", St. Clairem Bayfieldem. W pamiętnikach mężczyzny odnalazł informacje sugerujące, że choć mieszkał on z inną kobietą, autentycznie kochał Florence.

Wraz z akompaniatorem Cosmé McMoonem stworzyli niezwykle ciekawy tercet, który stał się po jakimś czasie obiektem dyskusji artystycznej nowojorskiej socjety. Najpierw za sprawą organizowanych przez Florence ekscentrycznych Żywych Obrazów, czyli wystawnych rekonstrukcji różnych dzieł sztuki i fragmentów historii, w których sama zainteresowana zawsze odgrywała główną rolę. A później, już po rozpoczęciu przez Florence dążenia do zrealizowania marzenia o śpiewaniu, za sprawą jej cieszących się złą sławą muzycznych recitali.

Florence Foster Jenkins była uznaną osobistością świata nowojorskiej sztuki i muzyki w trakcie drugiej wojny światowej. Przeznaczyła wiele pieniędzy na promocję sztuki, wliczając w to zakup instrumentów muzycznych dla dzieci z biednych rodzin. "Odpowiadała także za zaszczepianie muzycznego bakcyla licznym zamożnym ludziom, namawiając ich jednocześnie do finansowego wspierania rozwoju muzycznego Nowego Jorku. Rozdała tysiąc biletów na swój koncert w Carnegie Hall weteranom wojennym, z których większość nigdy wcześniej tak dobrze się nie bawiła. Wedle relacji niektórzy pokładali się ze śmiechu w trakcie tego niezwykle dziwacznego, ale jednocześnie wspaniale rozrywkowego wieczoru" - opowiada Martin. - "Czy jednak Florence była świadoma tego, że śpiewa nad wyraz koszmarnie? Odpowiedź na to pytanie pozostawiamy każdemu widzowi".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Boska Florence
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy