Borys Szyc poznał Jean-Paula Belmondo
Borys Szyc dzięki udziałowi w festiwalowi canneńskim, gdzie promował film "Zimna wojna", mógł poznać gwiazdy tego formatu. Ale już wcześniej miał okazję zdobyć sympatię jednej z legend kina. Podczas wakacji w Maroku zakolegował się z Jean-Paulem Belmondo.
- To była gigantyczna bomba emocjonalna, tyle bodźców zaatakowało nas tu z każdej strony. Emocji było naprawdę mnóstwo, spotkaliśmy setki osób, które przez całe życie - nie tylko jako artysta, ale też człowiek - podziwiasz, oglądasz. Niektóre z nich, jak Gary Oldman, przyczyniły się do tego, że chciałem zostać aktorem - mówił Borys Szyc po zakończeniu festiwalu w Cannes.
Jak dodał, przeżycia takie jak m.in. osobiste gratulacje od przewodniczącej jury Cate Blanchett, "pozostaną w pamięci do końca życia".
O każdym kroku Szyca i ekipy filmu "Zimna wojna" donosiły media. Nową historię o Szycu przynosi autobiografia jego przyjaciela Lejba Fogelmana, wpływowego prawnika i kosmopolity. Poprosiliśmy Fogelmana o rozwinięcie anegdoty, o której w książce "Warto żyć" pojawia się tylko mała wzmianka.
- Ja i Borys przez przypadek zamieszkaliśmy w tym samym hotelu w Marrakeszu co Belmondo. Francuski gwiazdor był znużony, z trudem chodził, więc głównie siedział. Ludzie chcieli tylko robić sobie z nim selfie, nie miał, z kim pogadać. Podszedłem do niego i zacząłem mu opowiadać, jak wielki wrażenie wywarł na mnie przed laty jego film "Do utraty tchu". W pewnym momencie zapytałem go, czy chciałby poznać polskiego Belmonda. On na to: "Żartujesz? Dawaj go!". Był zachwycony Borysem. Spędziliśmy z Belmondo kilka przyjemnych wieczorów - wspomina Fogelman.
85-letni Belmondo jest legendarnym aktorem z Francji. Do sławy wyniosły go filmy z nurtu nowej fali. Być może najważniejszy obraz z jego udziałem to "Do utraty tchu" (1960) w reżyserii Jeana-Luca Godarda.