Bill Nighy: Po sukcesie "To właśnie miłość" nie musiał chodzić na castingi
Bill Nighy zagrał w swojej karierze wiele ról, ale tę, która dała mu sławę, dostał gdy był już dojrzałym mężczyzną. Chodzi o występ w komedii "To właśnie miłość", w której aktor wcielił się w podstarzałego gwiazdora Billy’ego Macka. Nighy w najnowszym wywiadzie wrócił wspomnieniami do pracy nad tą produkcją. Jak wyznał, na casting trafił przypadkiem i był przekonany, że nie jest to prawdziwe przesłuchanie do roli.
Bill Nighy już podczas studiów występował na deskach profesjonalnych teatrów. Od tamtej pory zagrał w blisko stu filmach i serialach, zdobył Złoty Glob, nagrodę BAFTA oraz dwie statuetki Satelity. Międzynarodową rozpoznawalność zyskał jednak dopiero po pięćdziesiątce, gdy pojawił się w kinowym hicie "To właśnie miłość". Nakręcona w 2003 roku bożonarodzeniowa komedia z Colinem Firthem, Hugh Grantem, Emmą Thompson i nieżyjącym już Alanem Rickmanem w obsadzie, ma dziś miliony fanów, dla których wciąż pozostaje jedną z najbardziej kultowych świątecznych produkcji.
Rola cynicznego, podstarzałego rockmana Billy’ego Macka okazała się dla aktora trampoliną do sukcesu i sławy. Co ciekawe, biorąc udział w przesłuchaniu, aktor nie miał świadomości, że... to prawdziwe przesłuchanie. Jak ujawnił w rozmowie z "Vanity Fair", sądził wówczas, że wyświadcza przysługę znajomej reżyserce castingu, Mary Selway, która poprosiła go o przeczytanie kwestii na próbie. "Poszedłem tam, przeczytałem wszystkie kwestie, a potem, ku mojemu zaskoczeniu, dostałem angaż. Nawet nie brałem tego pod uwagę" - wyjawił gwiazdor.
Nighy podkreślił, że dzięki występowi w świątecznym klasyku zyskał upragniony status aktora, który zamiast ubiegać się o role, przebiera w ofertach. "Przedtem występowałem w Anglii, byłem tam znany, czułem się szczęśliwy. Nie miałem żadnych kłopotów. Ale rola w produkcji, która okazała się w Ameryce tak gigantycznym hitem, przeniosła moją karierę na zupełnie inny poziom. Jedną z najwspanialszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się po tym filmie, było to, że już nigdy nie musiałem chodzić na castingi. Nie musiałem czekać godzinami w kolejce, martwiąc się i pocąc ze strachu, tylko po to, by po wejściu do pokoju przesłuchań zrobić z siebie głupka i natychmiast wracać do domu, by tam popłakać nad swoim losem. Jestem za to dozgonnie wdzięczny reżyserowi. To odmieniło moje życie" - zaznaczył aktor.