Reklama

Bill Murray: Dzień świra

Kiedy myślimy o Billu Murrayu, do głowy przychodzi nam automatycznie jeden tytuł - "Dzień świstaka". Gdyby jednak urodził się w Polsce, z pewnością kojarzylibyśmy go z "Dniem świra". W poniedziałek, 21 września, najbardziej ekscentryczny z amerykańskich aktorów obchodzi 70. urodziny.

Kiedy myślimy o Billu Murrayu, do głowy przychodzi nam automatycznie jeden tytuł - "Dzień świstaka". Gdyby jednak urodził się w Polsce, z pewnością kojarzylibyśmy go z "Dniem świra". W poniedziałek, 21 września, najbardziej ekscentryczny z amerykańskich aktorów obchodzi 70. urodziny.
Bill Murray /Rocco Spaziani/Archivio Rocco Spaziani/Mondadori Portfolio /Getty Images

Dwie popularne produkcje: "Łowcy duchów" (1984) i "Dzień świstaka" (1993) oraz triumfalny powrót w filmie Sofii Copppoli "Między słowami" (2003) - te trzy tytuły to najważniejsze momenty w 40-letniej karierze Billa Murraya. Ale niekomercyjna sława tego najbardziej niekonwencjonalnego hollywoodzkiego aktora wykracza daleko poza kinowe role. Nie wszyscy wiedzą, że Bill Murray debiutował przed publicznością w legendarnym programie satyrycznym "Saturday Night Live", który dla amerykańskiej telewizji był w latach 70. tym, czym "Latający cyrk Monty Pythona" w Anglii lat 60. Do programu skaperował go John Belushi - największa nadzieja amerykańskiej telewizji i kina. Murray zadebiutował w show w drugim sezonie na antenie, w 1976 roku, zastępując Chevy'ego Chase'a.

Reklama

Kinową karierę Bill Murray rozpoczął od współpracy z reżyserem Haroldem Ramisem (i aktorem Chevym Chase'em) na planie "Golfiarzy". Dwa lata później oglądaliśmy go w drugoplanowej roli w głośnym "Tootsie", gdzie wcielił się w przyjaciela postaci granej przez Dustina Hoffmana.

Jedną z niezapomnianych kreacji Bill Murray stworzył w filmie "Pogromcy duchów" (1984). Aktora oglądaliśmy także w sequelu, jednak Murray za nic w świecie nie chciał zgodzić się po latach na kolejny powrót do serii. Gwiazdor został jednak namówiony przez reżysera "Ghostbusters 3" - Paula Feiga, który osobiście spotkał się z Murrayem. To właśnie sam aktor wpadł na pomysł , aby nowa ekipa "Pogromców duchów" była absolutnie sfeminizowana. Zaproponował nawet kandydatury Melissy McCarthy, Kristen Wiig, Kate McKinnon i Leslie Jones do głównych ról. Pomysł został zaakceptowany, a wyżej wymienione aktorki zakontraktowane.

Z Haroldem Ramisem, reżyserem "Pogromców duchów", Murray spotkał się ponownie w na planie "Dnia świstaka" (1993). Aktor wcielił się tam w prezentera pogody Phila Connorsa, który wybiera się do miasteczka Punxsutawney, by, jak co roku, przeprowadzić relację z tytułowego Dnia Świstaka. Szybko zorientuje się jednak, że nie może opuścić nielubianego przez siebie miejsca. Co więcej, każdy kolejny dzień jest powtórzeniem poprzedniego. Fraza "dzień świstaka" weszła do potocznego języka jako określenie sytuacji, która powtarza się w nieskończoność.

Przypominającą bohatera "Dnia świstaka" postać Murray zagrał już 5 lat wcześniej w komedii "Wigilijny show" będącej współczesną wersją "Opowieści wigilijnej" Karola Dickensa. Wcielił się w niej w cynicznego producenta telewizyjnego, który tuż przed zbliżającym się Bożym Narodzeniem jest nawiedzany przez... duchy. Obraz okazał się kasowym sukcesem, głównie dzięki marketingowym nawiązaniom do "Ghostbusters" "Bill Murray znów walczy z duchami. Różnica jest taka, że teraz jest ich trzy na jednego" - brzmiała reklama filmu.

Sofia Coppola z rozbawieniem wspomina próby skontaktowania się z Billem Murrayem, któremu chciała zaproponować rolę w "Między słowami". Nie od dziś wiadomo, że aktor nie ma ani agenta, ani rzecznika prasowego (nie wspominając o styliście). Jedyną szansą na zainteresowanie Murraya daną rolą jest skontaktowanie się z jego sekretarką. Automatyczną sekretarką. Coppola zdradza, że w próbie "podejścia" Murraya zdecydowała się na desperacki wyczyn. Zadzwoniła do Ala Pacino, który - jak słyszała - ma dom w tej samej miejscowości pod Nowym Jorkiem, co jej wymarzony aktor. Wyobrażacie sobie zadzwonić do Ala Pacino nie po to, by zaproponować mu rolę, tylko spytać się: "Cześć Al, nie znasz przypadkiem Billa Murraya?".

Problemy ze skontaktowaniem się z Murrayem dotyczą nie tylko tzw. ludzi "z branży", ale też przyjaciół aktora. Jim Jarmusch, u którego Murray zagrał w "Broken Flowers" oraz w "The Limits of Control" - przyznał jakiś czas temu, że ustalając program nowojorskiej edycji muzycznego festiwalu All Tomorrow's Parties, którego został kuratorem, uwzględnił ekscentrycznego gwiazdora. "Zaprosiłem Billa Murraya, żeby wpadł tylko się pobujać, ale nie odpowiedział. Myślę, że spodobałoby mu się, ale naprawdę nie wiem, gdzie on teraz jest" - Jarmusch przyznał w rozmowie z serwisem Pitchfork. Murray wystąpił też u boku dwóch członków zespołu Wu-Tang Clan w jednej z nowelek omnibusowego filmu Jarmuscha "Kawa i papierosy", wcielając się w postać... ukrywającego swoją tożsamość Billa Murraya.

Jest pewne, że dwóm osobom Bill Murray nie odmawia nigdy. Jedną z nich jest reżyser Wes Anderson, drugą - popularny prezenter telewizyjny David Letterman. W filmach Andersona - "Rushmore", "Genialny klan", "Podwodne życie ze Stevem Zissou" - stworzył jedne z najlepszych kreacji w swojej karierze. To w tych obrazach widzimy role, które w najdoskonalszy sposób korespondują z jego ekscentryczną osobowością.

Jaki jest naprawdę - pokazywał w wielu wizytach w programie "Late Show", którego prowadzącym była legenda amerykańskiej telewizji David Letterman. Murray był pierwszym gościem Lettermana w 1982 roku w premierowym odcinku show. Kiedy prezenter przeniósł się w 1993 roku ze swoim programem z NBC do stacji CBS, ponownie Murray dostąpił zaszczytu bycia pierwsza gwiazdą.

Nie zawsze chciał być aktorem. Co prawda także dzisiaj sprawia wrażenie, jakby występy w filmach były dla niego tylko odskocznią od ważniejszych rzeczy, jednak jeszcze w trakcie szkolnej edukacji Murray był liderem rockowego zespołu The Dutch Masters. Jako wokalista objawił się w "Między słowami" Coppoli, gdzie wykonał w wersji karaoke piosenkę "More Than This" z repertuaru Roxy Music. Nie wiedzieć czemu na ścieżce dźwiękowej do filmu utwór ten figuruje na samym końcu albumu jako "ukryty numer". Najważniejszym muzycznym występem Murraya jest jednak rola "mistrza ceremonii" w koncertowym przedsięwzięciu Erica Claptona - Crossroads Guitar Festival. Aktor wystąpił z gitarą na scenie podczas koncertu w 2007 roku, zapowiadając, że to jedyna piosenka, jaką potrafi zagrać i wykonał "Glorię" Van Morrisona.

Wydaje się, że największą pasją w życiu Billa Murraya jest golf. Tytuł jego autobiografii, która ukazała się w księgarniach w 1999 roku, to "Cinderella Story: My Life In Golf" (Historia Kopciuszka: Moje życie w świecie golfa). Do niecodziennego zdarzenia doszło w 2007 roku podczas pobytu gwiazdora na turnieju golfowym w stolicy Szwecji. W środku nocy aktor urządził sobie przejażdżkę po Sztokholmie wózkiem golfowym, zwracając natychmiast uwagę miejscowych policjantów. W czasie kontroli stróże prawa poczuli od niego alkohol, jednak Murray nie chciał "dmuchać w balonik" powołując się na amerykańskie prawo. Aktor podpisał tylko dokument stwierdzający, że jechał pod wpływem alkoholu i pozwolił policji przyznać się w jego imieniu do winy, jeśli sprawa trafi do sądu. "Pracuję tu od 1968, ale nigdy nie widziałem czegoś takiego" - dziwił się policjant Christer Holmlund.

O tym, że wciąż można na niego liczyć, Murray udowodnił niedawno występem w komedii "Mów mi Vincent" wcielając się, zgodnie ze swoim emploi, w ekscentrycznego outsidera. Nawet jeśli przez 90 minut projekcji wierciliśmy się w fotelu z nudów, wszystko wynagrodzi nam scena z napisów końcowych, w której Murray z walkmanem w ręku i słuchawkami na uszach śpiewa przebój Boba Dylana "Shelter from the Storm".

Wkrótce zobaczymy go na ekranie w nowych filmach ulubionych reżyserów. Bill Murray zagra główne role w "Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun" Wesa Andersona oraz "On the Rocks" Sofii Coppoli. W tym ostatnim wcieli się w ojca-playboya, który z dawno niewidzianą córką, obecnie młodą matką, wyrusza w niezwykłą podróż po Nowym Jorku. 

Bill Murray nie ma łatwego charakteru. W 2006 roku rozwiódł się ze swoją drugą żoną Jennifer Butler. Choć to raczej ona rozwiodła się z Murrayem. W pozwie rozwodowym zarzuciła małżonkowi "niewierność, agresję, uzależnienie od seksu, marihuany i alkoholu oraz częste ucieczki". Przyjaciel Murraya z czasów "Saturday Night Live" - Dan Aykroyd - próbując scharakteryzować częste zmiany nastrojów swego przyjaciela, wymyślił dla niego pseudonim "The Murricane" [od "hurricane" - huragan]. Tę samą nazwę ma jeden z drinków, nazwany tak na cześć Billa Murraya. W jego skład wchodzą: burbon, bazylia, kwiat dzikiego bzu, arbuz i pieprz.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bill Murray
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy