Reklama

"Biała Odwaga" i "Strefa interesów": Kino historyczne docenione przez widzów i krytyków

Za kilka dni na ekrany polskich kin wchodzi „Biała odwaga” Marcina Koszałki. Od kilku tygodni można już oglądać „Strefę interesów” Jonathana Glazera, którego producentką jest Ewa Puszczyńska. Oba filmy łączy nie tylko tematyka historyczna, ale także fakt, że powstały w kontrze do oczekiwanej narracji historycznej.

W 2015 roku PiS obejmując władzę ogłosił, że zmieni wizerunek Polski na świecie. Głównym narzędziem do przeprowadzenia tej rewolucji miało być właśnie kino historyczne. Wzorem idealnej produkcji historycznej był wielokrotnie wymieniany w gabinetach politycznych film Mela Gibsona "Braveheart. Waleczne serce". I to właśnie amerykańscy filmowcy, na zaproszenie polityków, mieli przyjechać z odsieczą i pokazać Polakom, jak kino historyczne należy robić.

"Biała Odwaga" i Strefa interesów": Świetne kino historyczne

Główny ciężar produkcji marzeń PiS wzięły na siebie dwie instytucje: TVP pod rządami Jacka Kurskiego oraz Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Szefowie WFDiF  - nieżyjący już Włodzimierz Niderhaus oraz Zbigniew Domagalski (nominowany bez konkursu na to stanowisko przez ministra Glińskiego) mimo wielkiego wsparcia rządzących i wielomilionowych dotacji z MKiDN nie zdołali wyprodukować żadnego filmu historycznego, który cieszyłby się popularnością widzów czy krytyków. Dla przykładu kontrowersyjny projekt "Czerwone maki" nadal czeka na premierę, a film "Raport Pileckiego" zamiast zapowiadanej ogromnej frekwencji nazwany został przez recenzentów "polityczną czytanką". Porażką frekwencyjną i wizerunkową okazały się także takie wielomilionowe produkcje jak "Śmierć Zygielbojma", "Legiony" czy "Orlęta. Grodno`39".

Reklama

Co ciekawe, ani TVP, ani WFDiF nie zaangażowały środków w produkcję "Białej Odwagi" czy "Strefy interesów" chociaż obie produkcje bez wapienia są przykładami świetnego kina historycznego.

Akcja filmu "Biała odwaga" rozgrywa się w ciągu sześciu lat. Bohaterami są bracia Krzeptowscy, którzy stanęli po przeciwnych stronach barykady. Jeden walczył po stronie Polski, a drugi podpisał listę zwaną później listą zdrady. Marcin Koszałka od początku powtarzał, że film nie będzie moralitetem, ani tym bardziej wykładem historycznym. Z założenia miała to być opowieść o trudnych wyborach i życiowych próbach, z którymi każdy człowiek radzi sobie inaczej. Kiedy tylko wiadomość o tej produkcji została ogłoszona w mediach, rozpoczęły się protesty. 

Powstanie filmu chcieli zablokować górale bojąc się, że na zawsze już przylgnie do nich łatka zdrajców. Koszałka wielokrotnie spotykał się z nimi tłumacząc, że przesłanie obrazu jest zupełnie inne. Przeciwko produkcji wystąpili także prawicowi politycy. W obronie reżysera i artystycznej wizji filmu wystąpił Radosław Śmigulski, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który zadecydował o przyznaniu obrazowi jednej z najwyższych dotacji w historii istnienia PISF - ponad ośmiu milionów złotych. Sam Marcin Koszałka wielokrotnie wspominał o roli Śmigulskiego. Sam Śmigulski dość szybko znalazł się na czarnej liście publicystów prawicowych zresztą lewica również dość często atakowała dyrektora PISF. On sam otwarcie deklarował, że kultura musi mieć różne nurty i wzywał do poszanowania pluralizmu.

"Strefa interesów": Szansa na pięć Oscarów

O tym, że historia Polski może budzić wielkie zainteresowanie nie tylko nad Wisłą, ale i na świecie, świadczą tegoroczne nominacje do Oscarów. Aż pięć statuetek ma szansę zdobyć "Strefa interesów" w reżyserii Jonathana Glazera. Film, w swojej wymowie daleki od PiS-owskiej propagandy wojennej, jest brytyjsko- polsko- amerykańską- koprodukcją. Opowiada o codziennym życiu Rudolfa Hessa, komendanta, który ze swoją żoną Hedwigą i pięciorgiem dzieci mieszka w pięknym domu zaraz za murem obozu. Film nie opowiada o okrucieństwie wprost. To raczej porażające studium banalności zła. Zdjęcia do filmu kręcone były w Oświęcimiu, autorem zdjęć jest Łukasz Żal, a producentką z ramienia Polski jest Ewa Puszczyńska. PISF dotował film kwotą blisko 9 milionów złotych. Co ciekawe, Puszczyńska, jako producentka filmów Pawła Pawlikowskiego od początku rządów PiS znalazła się na "czarnej liście" ludzi filmu i było wysoce prawdopodobne, że nie będzie mogła produkować filmów w Polsce. Na szczęście, dzięki wsparciu PISF, tak się nie stało.

Kajetan Górecki

Zobacz też: Najgłośniejszy polski film roku? "Ta historia została bardzo uczciwie opowiedziana" 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy