Reklama

Bardzo niebezpieczne i pikantne związki

Maj to miłość, a miłość to coś najlepszego, co może przydarzyć się ludziom. Ale też niebezpiecznego, jeżeli ktoś nie umie obchodzić się ze swym sercem. I wspaniałego, bo pozwala nam wyjść z samotności w świecie. Jest groźna, kiedy skłania do całkowitego poddania się drugiej osobie, która może nas łatwo unicestwić.

Miłość jest jak hazard: kusi najwyższą stawką do wygrania, a często prowadzi do bankructwa. To temat "Niebezpiecznych związków" i "Valmonta" - dwóch filmów, które przenoszą na ekran dziwną powieść napisaną w formie tomu prawie dwustu listów i wydaną siedem lat przed wybuchem rewolucji francuskiej.

Rozpusta pod kontrolą

Autor słusznie wolał się nie ujawniać. Powieść była tak skandaliczna, że została zakazana przez władze z powodu zagrożenia moralności publicznej. Obecnie już od dawna wiadomo, że autorem był Pierre Choderlos de Laclos. Doszedł on do rangi generała w armii Napoleona, ale zaczął poznawać życie jeszcze za starego reżimu, pod panowaniem Ludwika XVI.

Reklama

Były to bodaj najbardziej dekadenckie czasy w historii europejskiej. Znudzeni arystokraci, ci wykwintni próżniacy, wymyślali sobie zabawy. Do ulubionych należała rozpusta, wszakże tak uprawiana, żeby nie tracić nad sobą kontroli: nie upaść nisko, zachować przyzwoite pozory i w żadnym razie nie zakochać się.

Bo kto się zakochał, ten wystawiał się na miłosne cierpienia, śmieszność, pogardę towarzystwa dla swej słabości, nawet śmierć z udręki lub w pojedynku z rywalem.

Moralitet wciąż aktualny

"Niebezpieczne związki" nakręcił Stephen Frears według sztuki, która miała sukces na Broadwayu i w Londynie, rozpisując relacje w listach na akcję sceniczną. Film jest jej wierny i wcale się nie zestarzał, choć powstał w 1988 roku. Jest aktualny jako swoisty moralitet.

Oto markiza de Merteuil zachęca przyjaciela, byłego kochanka, żeby uwiódł dziewiczą Cecylię, nim ta poślubi kochanka markizy, który ją porzucił dla niej. To ma być zemsta. Wicehrabia de Valmont waha się. Łatwy łup zagrozi jego reputacji nieodpartego uwodziciela, ale podejmuje grę. Zarazem próbuje uwieść niezłomną w cnocie mężatkę, panią de Tourvel. Idzie o zakład z markizą, że jeśli mu się uda, markiza pójdzie z nim w nagrodę do łóżka.


Niestety, Valmont zakochuje się w cnotliwej damie, co prowadzi go do śmierci w pojedynku. Ginie z ręki młodocianego aspiranta do dziewiczej Cecylii. Niewinny kawaler Danceny został bowiem uwiedziony przez markizę i nasłany na Valmonta za karę, że miał czelność żądać umówionej nagrody. Wprawdzie wygrał zakład o uwiedzenie pani de Tourvel, jednak markiza jest za duma, by komukolwiek ulegać, a już zwłaszcza mężczyznom, którym oddaje się często i chętnie tylko na własnych warunkach.

Kiedy cnota skrywa występek...

Również pani de Tourvel, zakochana na zabój w Valmoncie, umiera w klasztorze ze zgryzoty. Markizę potępia paryskie towarzystwo za jej intrygi. Ponosi wszak jeszcze cięższą karę aniżeli wygnanie z salonów. Mimo tłumu kochanków, ten nieznośny Valmont był jedyną miłością jej życia. Bała się lub nie umiała posłuchać głosu swego serca. I wystawiła wicehrabiego na śmierć.

Akcja wygląda z pozoru na ramotkę z zamierzchłej epoki, a przecież jej głębszy sens jest ciągle ważny. Także teraz prowadzimy manewry miłosne. Wprawdzie rzadko tak cyniczne, ale kłamiemy i zastawiamy pułapki na zdobycz - czy to z czystej potrzeby serca, czy tylko z czystej żądzy.

Przyjemność oglądania tych manewrów w salonach paryskich końca XVIII wieku polega na tym, że ich uczestnicy muszą zachowywać pozory przyzwoitości. Cnota skrywa występek. Słowa służą do ukrywania myśli. Uczynki mają inny sens niż to się wydaje. Widz musi wszystko prawidłowo odczytać, co prawda z pomocą reżysera. To wrażenie - Aha! - jest źródłem przyjemności. I znakomici aktorzy.

"Zemsta jest daniem najlepiej podawanym na zimno"

Valmonta gra młody jeszcze John Malkovich z taką pogardą dla świata, że widz waha się między podziwem a wstrętem. Ten nader męski wicehrabia wydaje się podszyty gejem, co pogłębia jego rys zepsucia.

Glenn Close, markiza de Merteuil, skrywa pod maską uprzejmości manipulatorkę. Tak broni wolności kobiety w patriarchacie. Dzisiaj byłaby feministką, ale wtedy musiała dominować - jeśli wolno tak rzec - spod spodu.

I te bon moty! "Nic nie jest trudniejsze w miłości, aniżeli wyrażenie na piśmie tego, czego się nie czuje". Albo to: "Otwarta zalotność może dłużej utrzymać obronę niż najbardziej ascetyczna cnota". A może to: "Mężczyzn cieszy szczęście, które czują, a kobiety szczęście, które dają". I wreszcie sławne: "Zemsta jest daniem najlepiej podawanym na zimno". A to wszystko dzieje się w pałacach cieszących oko.

Ten nadzwyczajny materiał wziął też na warsztat Miloš Forman. Jego "Valmont" poniósł jednak kasową klęskę nie tylko dlatego, że rok wcześniej wyszły " Niebezpieczne związki", ale także dlatego, że wyrafinowaną, francuską fabułę ocieplił po czesku.

Tylko gdzie ten sztylet?

Valmonta gra Colin Firth, prawie romantycznie. Markizą jest Annette Bening, urocza na swój sposób. Panią de Tourvel jest tu brzydka Meg Tilly - gdzie jej tam do przepięknej Michelle Pfeiffer w "Niebezpiecznych związkach"!


Jedyną przewagę nad Umą Thurman w obsadzie stanowi tu niewinna Cecylia. Fairuza Balk miała 14 lat, kiedy zagrała rozdziewiczaną cnotę, będąc raz dzieckiem, raz kobietą. Scena pisania listu do jej ukochanego chłopca pod dyktando Valmonta, który jednocześnie pozbawia ją dziewictwa, jest tak zabawna i paskudna, że aż idą ciarki po plecach. Pozwala też w dialogach sugestywnie a otwarcie chwalić "pisarstwo" Valmonta, zaś dwuznaczność należy wszakże do istoty tej tragikomedii.

Wizja Formana jest bardziej cielesna i zmysłowa. Szkoda jednak, że wszedł w rodzajowość. Wyeksponowany lud trąci dobrodusznym marksizmem: z jednej strony nędza, ale i spontaniczna radość życia, zaś z drugiej - niezasłużony przepych arystokracji i chorobliwe zabawy sercowe. To sprzeczne z duchem oryginału, gdzie lud nie ma znaczenia, będąc jedynie służbą gotową na rozkazy.

Wreszcie szczęśliwe zakończenie, czyli w gruncie rzeczy pochwała rozpusty. Owszem, to akurat jest zgodne z duchem naszych czasów. Tylko gdzie ten sztylet, który na zimno wbija de Laclose w serce czytelnika?

Krzysztof Kłopotowski

-----------

Krzysztof Kłopotowski jest krytykiem filmowym, autorem programów telewizyjnych, wybitnym znawcą kina światowego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Valmont | Niebezpieczne związki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy