Reklama

Barbara i Jerzy Stuhrowie: Jak dwie połówki jabłka

Jerzy Stuhr do dziś pamięta moment, kiedy oświadczył się niespełna 20-letniej Barbarze. Był wówczas bardzo speszony i zdenerwowany. Dziś są razem na dobre i na złe. I to od blisko 50 lat!

Jerzy Stuhr do dziś pamięta moment, kiedy oświadczył się niespełna 20-letniej Barbarze. Był wówczas  bardzo speszony i zdenerwowany. Dziś są razem na dobre i na złe. I to od blisko 50 lat!
Jerzy Stuhr - aktor teatralny i filmowy, reżyser, pedagog /AKPA

Taka miłość nie zdarza się często. Jednak w tym przypadku trafiły na siebie idealnie dobrane połówki jabłka. Po tylu wspólnych latach nie wyobrażają sobie, że mogliby spędzić życie u boku kogoś innego.

Jerzy Stuhr to znany aktor, ceniony reżyser i wykładowca. Pani Barbara jest znakomitą skrzypaczką, założycielką kwartetu smyczkowego Amar Corde.

Rodzina najważniejsza

Chodzili do tego samego przedszkola w Bielsku-Białej. Mieli po 5 lat. Pewnego dnia mały Jerzy zakomunikował swojej mamie, że pójdzie do przedszkola pod jednym warunkiem: że będzie tańczył krakowiaka z koleżanką Basią. Wspólna zabawa sprawiła, że oboje zapamiętali ten moment.

Reklama

Potem przez wiele lat nie mieli ze sobą kontaktu. Spotkali się przypadkiem w Krakowie. Oboje rozpoznali w sobie małych brzdąców sprzed lat. I tak to się zaczęło. Kiedy doszło do oświadczyn w studenckim klubie Żaczek, Jerzy Stuhr nie miał przygotowanej pięknej mowy. Zdenerwowanie i emocje zrobiły swoje.

Jak wspomina aktor, wyszło dość niezgrabnie, ale z sukcesem! Przyszła panna młoda rozpłakała się. Ona twierdzi, że było trochę inaczej, ale najważniejsze jest to, że w 1971 roku w Krakowie wzięli ślub. Jesienią cywilny, a w Boże Narodzenie kościelny. Po blisko 50 latach jeszcze bardziej doceniają to, że na siebie trafili.

Włoskie klimaty

Łączy ich tak wiele! Oczywiście dzieci: syn Maciej, który poszedł w ślady ojca i też jest aktorem, oraz córka Marianna - graficzka. Do tego czworo wnucząt, które są oczkiem w głowie dziadków.

Oboje mają podobne poczucie humoru, uwielbiają psy oraz podróże, szczególnie do Włoch. W studenckich czasach trafili do Wenecji, dostali tam stypendia. Pani Barbara od tamtejszej Accademia di Santa Cecilia jako studentka pierwszego roku Akademii Muzycznej w Krakowie, a Jerzy Stuhr, wówczas przyszły polonista, bo pierwotnie w tym kierunku kształcił się na Uniwersytecie Jagiellońskim, dostał stypendium  z Ministerstwa Kultury.

Od tamtej pory chętnie tam wracają - zarówno do Wenecji, jak i do Rzymu oraz miasteczka Cefale na Sycylii. Fascynuje ich włoska kultura: malarstwo, muzyka i architektura. Zawsze znajdują coś, co chcieliby obejrzeć. No i to włoskie jedzenie! Uwielbiają tamtejszą kuchnię i mają swoje ukochane restauracje. Nigdy jednak nie myśleli, żeby tam zamieszkać na stałe. Ich miejscem na ziemi jest Polska, Kraków i przepływająca nieopodal domu urocza rzeka Rudawa.

Egzamin z życia

Nigdy się ze sobą nie nudzą, zawsze jest o czym porozmawiać. Szczęścia we dwoje uczyli się przez całe życie. Początkowo skupieni byli na swojej pracy i wychowywaniu dzieci. Z powodu wykonywanych zawodów wiele lat żyli na walizkach, w hotelach. Cały czas w biegu.

Momentem, który zatrzymuje czas, jest choroba. Tak też było w ich przypadku. W 1988 roku aktor przeszedł rozległy zawał. Pod wpływem tego doświadczenia napisał książkę "Sercowa choroba, czyli moje życie w sztuce".

Pod koniec lat 90. Barbara Stuhr założyła Stowarzyszenie Unicorn, pomagające ludziom chorym na nowotwory i im bliskim. Jak sama mówi, chciała w ten sposób wspierać innych. Nie sądziła wówczas, że będzie to dotyczyło również jej rodziny.

Najpierw zachorowała córka Marianna. To był 2004 rok. Dziewczyna studiowała, miała zaledwie 22 lata. Diagnoza była straszna - nowotwór kręgosłupa. Za pośrednictwem znajomego poprosili Jana Pawła II o modlitwę o jej zdrowie. Po operacji okazało się, że nie było przerzutów. Córka wróciła do pełni sił.

W 2011 roku lekarze odkryli u Jerzego Stuhra nowotwór przełyku. Rokowania były bardzo słabe, a leczenie długotrwałe. Ale i tym razem się udało. W obu przypadkach pomagała im głęboka wiara i nadzieja, że wrócą do zdrowia. Teraz liczy się dla nich tylko jedno: po prostu być! I to jak najdłużej. Bo wiedzą, że szczęśliwym się tylko bywa. Ale właśnie dla tych chwil warto żyć.

Marzena Juraczko


Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Stuhr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy