Reklama

Bałkański "Romeo i Julia"

Ani musical, ani teledysk - "Gucza! Pojedynek na trąbki" podnosi jednak muzykę "do rangi narracyjnego klucza". Serbska wersja "Romea i Julii" jest przy tym metaforą wielokształtu bałkańskiej kultury.

"GUCZA! POJEDYNEK NA TRĄBKI"

"Film jest ucztą dla ucha, ale dla oka już mniej, tzn. jest całkiem przyjemny i sympatyczny, ale zawarta w nim historia jest tak już prościutka, naiwna i przewidywalna, że chwilami ma się wrażenie, że stanowi tylko dodatek do muzyki. Mimo że rasowy konflikt angażuje tu potężne emocje, rzecz jest ujęta w cudzysłów i traktowana półserio (nawet najazd rozwścieczonej rodziny Julijany na domostwo familii Romea wygląda bardziej groteskowo niż groźnie), co zresztą przy tak pretekstowym scenariuszu jest raczej zaletą niż wadą. Muzyka natomiast jest tu rzeczywiście świetna i wszyscy wielbiciele bałkańskiego etno powinni dla niej samej się na Guczę! wybrać".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

Reklama

"Milić ożywia szekspirowski mit dzięki muzyce podniesionej do rangi narracyjnego klucza. Nie zamienia jednak swego filmu ani w musical, ani w teledysk, lecz konstruuje coś na kształt muzycznej baśni, której bałkańskie dźwięki nadają charakter, rytm, służą za źródło archetypów i symboli. Przez muzykę nie tylko uzewnętrzniają się emocje, nie tylko sumują wątki. Muzyka staje się metaforą wielokształtu bałkańskiej kultury".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"KUNG FU PANDA"

"Chociaż daleko do oryginalności, jaką miał Ratatuj, to jedna z lepszych animacji, jakie pojawiły się w ostatnim czasie - twórcy chcieli dużo, ale uważali, żeby nie przedobrzyć. Zrobili więc animowane, efektowne widowisko, a jednocześnie film dla najmłodszych. Bawili się znakomitym inscenizowaniem scen walk, ale tak by dziecięcy widz nie traktował ich jak popisów bezsensownej przemocy. Napisali zgrabne, dowcipne dialogi, jednak bez nadużywania żartów dla dorosłych (twórcą polskiej wersji jest Bartosz Wierzbięta). I nawet jeśli baśniowo-powierzchowna to lekcja wiary w siebie i buddyjskiego stosunku do świata, to w gruncie rzeczy niegłupia".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Najnowsza animacja studia DreamWorks - nieco skromniejsza od Shreka oraz sztandarowych produkcji Disneya i Pixara - opowiada historię prościutką i przejrzystą, a przy tym niezwykle sympatyczną i niegłupią.(...) Pastiszowa tonacja delikatnie wpleciona w tok naiwniutkiej baśniowej narracji zgrywa się z nią jednak w spójna całość. Z drugiej jednak strony w pogoni za wizualną atrakcyjnością autorzy filmu sami poszli jednak na łatwiznę, popadając w manierę mnożenia rozbuchanych choreograficznie (...) walk".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"4 KOBIETY"

"Nowelowy obraz Adoora Gopalakrishnana udowadnia, że indyjskie kino to nie tylko bajkowy Bollywood, ale też autorskie filmy podejmujące ważne, często drażliwe tematy społeczne. (...) Jednak mimo wielu zalet, takich jak reżyserska erudycja, psychologiczna wiarygodność, oszczędne środki wyrazu i wizualny minimalizm - 4 kobiety nie są filmem wybitnym, (...) powiela[jąc] dobrze już znane kulturowe kalki".
Katarzyna Nowakowska, "Dziennik"

"To nie jest Bollywood - podkreśla polski dystrybutor. Świetnie, ponieważ roztańczone i rozśpiewana produkcje z Bombaju to przecież nie jedyne filmy, które powstają w Indiach. Wyciszony, podzielony na cztery części dramat Adoora Gopalakrishnana dzieje się (...) w stanie Kerali. Jest to wyjątkowa część Indii, gdyż prawa kobiet i mężczyzn są tam niemal równe, a tradycją nie jest patriarchat, tylko matriarchat. Cóż jednak z tego, skoro kobiety są wolne pozornie, mogą poruszać się swobodnie, ale wyłącznie w ramach norm społecznych?"
Ola Salwa, "Film"


"KRÓLOWIE ULICY"

"Historia jest nie tyle zawiła, ile pokiełbaszona, ilość przemocy - zbliżona do krwawych akcjonerów z przełomu lat 80. i 90. (a to jednak trochę inna konwencja), relatywizm moralny (między dobrym gliną a złym gliną różnica jest minimalna) - wyłożony topornie, końcowa rewelacja zaś ("kto za tym wszystkim stoi?") - tak oczywista, że moja gąbka by się domyśliła godzinę wcześniej. No i powiedzmy sobie szczerze, że o ile Crowe jako policyjny twardziel, rasista, rozrabiaka itd. był w Tajemnicach LA absolutnie przekonujący, to Reevesa w bardzo podobnej roli kupić trudniej".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Wszystko tu udaje więcej, niż jest w istocie. Fabuła obiecuje ciekawą łamigłówkę, a oferuje zlepek zgranych klisz, banał pozuje na odkrywczość, a finał pod maska przewrotności skrywa jałową pustkę. Solidne rzemiosło reżysera i wystudiowane zdjęcia miejskiej dżungli ani trochę nie ratują sytuacji. Przeciwnie, bo najwyraźniej reżyser i operator naprawdę sądzili, że kręcą coś więcej niż hollywoodzkiego produkcyjniaka".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"MAŁŻEŃSTWA I ICH PRZEKLEŃSTWA"

"Śnieżna zamieć za oknem ma oczywiście idealne przełożenie na tornado w życiu małżeństw, ale zamiast serii rozwodów czeka wszystkich cudowny błysk świadomości i szczęście wszeteczne. Nawet zdradzana żona mówi do kochanki męża: Czuję tylko potrzebę, żeby się za ciebie modlić. Bo przecież największe osiągnięcie człowieka to kochać Boga, siebie i ludzi. No cóż, Bergmana Perry zapewne nie oglądał, za to talk-showy Oprah Winfrey - co często powtarza - po wielokroć. To widać".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Małżeństwa i ich przekleństwa to nie tylko zbrodnia na kinie, ale i na uczuciach. Nawet fani zakochani w Janet Jackson czy Jill Scott ryzykują zawał. I to nie z powodu nadmiernych wzruszeń albo wyjątkowej głębokiej, pesymistycznej refleksji nad życiem uczuciowym bohaterów lub własnym. Zresztą do zaczątków takich myśli pewnie nawet nie dojdzie, bo raczej niewielki odsetek widzów wytrwa do końca prawie dwugodzinnej produkcji".
Ewelina Kustra, "Dziennik".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: musical | Gazeta Wyborcza | pojedynek | film | dziennik | julia | romeo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama