Reklama

Baby są jakieś inne!

Tak z pewnością uważa Marek Koterski, ponieważ taki właśnie tytuł nadał swojemu nowemu filmowi. Czego można spodziewać się po kolejnym dziele reżysera, którego polska publiczność zna jako twórcę takich obrazów, jak "Dzień świra", "Nic śmiesznego" czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami"?

Jak ona prowadzi?

Szczegóły "Bab" trzymane są na razie w ścisłej tajemnicy. Wiadomo jednak, że nowy film Koterskiego, do którego on sam - jak zawsze - napisał scenariusz, to historia dwóch mężczyzn jadących samochodem i rozmawiających o kobietach. Przed kilkoma dniami skończył się pierwszy etap zdjęć do filmu w Łodzi. Obecnie trwa drugi - w Warszawie.

Reżyser zdradza, że pomysł na scenariusz, jak często ma to miejsce w jego wypadku, zrodził się z życia. Okazuje się, że jechał kiedyś z kolegą samochodem i w pewnym momencie zbliżyli się do auta, prowadzonego przez kobietę. Ta włączyła prawy kierunkowskaz, ale zaczęła skręcać w lewo. Jadący z Koterskim kolega miał wtedy powiedzieć, że i tak zaraz skręci w prawo, bo "to baba, a baby są jakieś inne". Oczywiście pani za kierownicą dokładnie tak właśnie zrobiła...

Reklama

Kilkanaście miesięcy później, męcząc się już dłuższy czas przy pracach nad innym scenariuszem, reżyser "Dnia świra" przypomniał sobie to zdarzenie. Przerwał pisanie i zajął się nowym projektem, opartym na wspomnianym zdaniu, który przenosi właśnie na ekran.

W rolach głównych w filmie "Baby są jakieś inne" będzie można zobaczyć: Adama Woronowicza, Roberta Więckiewicza i Małgorzatę Bogdańską. Operatorem jest - stale pracujący w Hollywood - Jerzy Zieliński, autor zdjęć m.in. do "Tajemniczego ogrodu", "Placu Waszyngtona", "Zabaw z piłką" i "Dzieci Ireny Sendlerowej".

Reżyserowanie to tortura

Koterski nie lubi opowiadać o swoich filmach. Nie cierpi zwłaszcza mówienia o nich, zanim jeszcze powstaną, bo jak twierdzi, nikt - "od dyżurnego na planie po szefa wytwórni" - przed rozpoczęciem filmu nie wie, czy będzie to hit, czy klapa. Zdecydować może o tym jedynie publiczność. Poza tym, artysta każdą swoją wypowiedź traktuje jako swego rodzaju więzienie. Przyznaje bowiem, że jest lojalistą i jeśli coś powie na temat koncepcji filmu, a w trakcie jego robienia "pójdzie w inną stronę", to odczuwa później poczucie winy, że robi coś innego niż przyrzekł.

Reżyser "Nic śmiesznego" rzadko też uczestniczy w jakichkolwiek konferencjach, wywiadach czy nawet rozmowach, dotyczących jego filmów. Dla spotkania promocyjnego filmu "Baby są jakieś inne" zrobił wyjątek. Tłumaczył, że tylko ze względu na szacunek dla osób, z którymi przyszło mu pracować.

Co ciekawe, Koterski od dawna przyznaje, że reżyserowanie to dla niego tortura i że nie cierpi tego robić, bo to zupełnie nieartystyczna praca. Mimo wszystko nie jest w stanie przestać kręcić kolejnych filmów. I to nawet pomimo faktu, że już kilkukrotnie w trakcie ich realizowania kończył w szpitalu. W wywiadzie wyznał kiedyś, jak to wygląda z jego perspektywy: "Przychodzi do mnie pomysł w postaci przemożnej potrzeby i koniec. Nie mam wyjścia. Muszę. Najpierw napisać, ale to nie wystarcza, potem wyreżyserować".

Scenarzystą Miauczyński

Głównym bohaterem filmów Koterskiego jest Adam (czasem Michał) Miauczyński, postać, która w naszym kraju stała się kultowa i sławą przerosła najpewniej samego reżysera. Miauczyński tym razem nie pojawi się jednak jako bohater "Bab", ale jako... scenarzysta obrazu.

Reżyser przekonuje, że już od dawna żywi się tą postacią, ale jednocześnie ma świadomość, że od jakiegoś czasu staje mu się ona coraz bardziej odległa. Adam Miaczyński jest wiecznym nieudacznikiem, bardzo słabo opłacanym, który marzy o napisaniu wiersza, którego nigdy nie udaje mu się stworzyć, i który nienawidzi swojej pracy. On natomiast jest ostatnio niezwykle szczęśliwy, czuje się spełniony i zabezpieczony finansowo.

Miauczyński staje się w efekcie wygodnym dla niego medium, obarczonym wszelkimi narodowymi słabościami, przegrywającym na wszystkich frontach, mającym liczne nałogi. To z tego powodu Koterski twierdzi, że obecnie tylko Miauczyński mógłby napisać scenariusz "Bab", on sam nie byłby w stanie.

Dwaj panowie W.

Siłą rzeczy, skoro nie ma bohatera Miauczyńskiego, to nie ma Marka Kondrata. Wszak aktor zaistniał w świadomości szerokiej publiczności dzięki tej postaci, a kolejne jej wersje w jego wykonaniu, były zarazem jednymi z jego najwybitniejszych ról.

Ciekawe, czy gdyby w nowym filmie Miauczyński jednak się znalazł, Kondrat zdecydowałby się go zagrać? Tego niestety się nie dowiemy, bo artysta skończył już swoją przygodę z kinem i obecnie udziela się na innych frontach. Pojawiła się między innymi opcja, że zaangażuje się w "Baby", ale jako jeden z koproducentów.

Mimo że Koterski przywykł do realizacji filmów, w których dominuje jedna postać - Miauczyński, tym razem napisał scenariusz na dwóch męskich bohaterów, równie istotnych dla rozwoju fabuły. Wcielą się w nich Robert Więckiewicz i Adam Woronowicz.

Postacie grane przez nich dosyć nietypowo nazywać się będą Jeden i Drugi, a ich ekranowa współegzystencja opierać się będzie na wspólnej podróży samochodem i rozmowach o tytułowych babach. Co ciekawe, wszystkie role kobiece w filmie zagra ta sama aktorka - żona reżysera, Małgorzata Bogdańska.

Człowiek w rozpadzie

Koterski powtarza, że najbardziej interesuje go pokazanie współczesnego, pełnego sprzeczności człowieka, jednostkę w stanie rozpadu. Z tego między innymi powodu, ludzie rozpoznają się w filmowej rzeczywistości jego obrazów, po prostu czują, że na ekranie oglądają samych siebie.

Poza tym takie dzieła, jak "Nic śmiesznego" czy "Dom wariatów" pełne są autentyzmu i pokazują głęboko ukrytą prawdę o Polsce i Polakach, są swego rodzaju diagnozą społeczną. To gorzkie komedie, opowiadające o uwikłanym w natręctwa życia codziennego człowieku, dla którego prawdziwym piekłem jest najbliższe pięć minut życia.

Bohaterowie filmów Koterskiego to także ludzie, którzy nie akceptują siebie, mają wiele marzeń, ale boją się jedynie tego, że któreś z nich w końcu się spełni. Dodatkowo starają się uciekać od wszystkiego, a codzienne kontakty z innymi osobami wywołują w nich agresję.

Brzmi znajomo? Jeśli tak, to najbliższy film reżysera z pewnością także wam się spodoba, bo przecież wszyscy jesteśmy "jacyś inni".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy