Reklama

Ava Gardner i Frank Sinatra: Ich ślub wywołał skandal

Ich małżeństwo trwało krótko, miłość - do końca życia.

Ich małżeństwo trwało krótko, miłość - do końca życia.
Frank Sinatra i Ava Gardner w dniu ślubu /Everett Collection /East News

Sinatra? - szkolni koledzy prychali z niedowierzaniem. Ten maminsynek, ta ciamajda, to histeryczne chuchro największym gwiazdorem Ameryki? A jednak twarz Franka, obrócona do aparatu mniej ospowatym profilem, uśmiechała się ze wszystkich gazet i trudno było włączyć radio, by nie popłynął ten miodowy głos. Tak, mały Frankie zawsze wiedział, że w końcu się doczeka. Nie od dziś Dolly Sinatra wbijała do głowy swego jedynaka, że będzie kimś. A skoro Dolly tak postanowiła, to tak musiało być.

Na początek, prócz występów w barze, załatwiła mu żonę. 23-letni Frank pokornie stanął na ślubnym kobiercu. Dwa lata młodsza Nancy Barbato była doskonałym materiałem na matkę jego dzieci: gdy byli biedni, cerowała mu skarpetki, a gdy zdobył sławę, jej maszyna terkotała nad wciąż nowymi muszkami, które fanki zrywały z jego szyi. Nocą po cichu łkała w poduszkę, bo zrywały nie tylko to. Gdy Nancy puchła w trzeciej ciąży, Frank spędzał czas w swej willi na wzgórzach Hollywood.

Któregoś razu pił na tarasie z tekściarzem Sammym Cahnem. "Wiesz, że tam mieszka Ava Gardner?" - pokazał mu dom pośród drzew. Wiedział, że kumpel od dawna o niej myśli. "Kiedyś się z nią ożenię!" - miał powiedzieć Frank, gdy po raz pierwszy zobaczył jej zdjęcie w gazecie. Wpadli na siebie już kilkukrotnie. Pierwszy raz, gdy Ava, nowicjuszka w Hollywood, pomyliła miłość z pożądaniem i przez 16 burzliwych miesięcy była żoną Micky’ego Rooneya. Kolejny raz, gdy wyszła za muzyka i aktora Artiego Shawa (i ten związek nie dotrwał do drugiej rocznicy).

Reklama

Za trzecim razem na jednym z przyjęć była już wolna, olśniewająca i niezbyt zauroczona Sinatrą. Uznała go za "aroganckiego, przytłaczającego i pyszałkowatego". Zmieniła zdanie, gdy pewnego dnia minęła go swoim zielonym cadillakiem. Frank często przechadzał się w okolicach jej domu... Uśmiechnął się i uchylił kapelusza; zatrzymała się. "Hej, Ava, zostańmy przyjaciółmi. Czemu nie mielibyśmy zjeść kolacji?"- zaproponował. Właśnie, dlaczego nie...? "Był taki przystojny, z tą swoją szczupłą chłopięcą buzią, błękitnymi oczami, tym uśmiechem. Miał w sobie entuzjazm i energię, uwielbienia dla życia w ogóle, a w szczególe - dla mnie" - mówiła. "Wiedziałam, że jest żonaty, a żonaci faceci nie plasują się wysoko w moim rankingu" - zastrzegała jednak.

Tamtego wieczoru nie poszli ze sobą do łóżka. Pijani, po szalonej przejażdżce, podczas której strzelali z pistoletów w okna sklepów i skrzynki pocztowe, wylądowali u niego. Wymienili pocałunki, Ava spoważniała. Nazwała go "Francis" - nikt tak go nigdy nie nazywał. Odwiózł ją do domu.

Kilka miesięcy później nie odmówili sobie już niczego. "Staliśmy się kochankami, kochankami na wieczność. Wiedziałam, że odtąd cokolwiek by się nie stało, już zawsze będziemy w sobie zakochani" - twierdziła Gardner. "Całe życie pragnąłem tylko śpiewać. Teraz ty jesteś wszystkim, czego chcę" - mówił on. Zwłaszcza że i Dolly pragnęła pięknej synowej, idealnego dopełnienia Franka. "Ależ ci się trafiło" - wytarmosiła go za policzek .

Dolly i Ava przypadły sobie do gustu - zadziwiające, jeśli wziąć pod uwagę, że obie miały w zwyczaju podporządkowywać sobie wszystko i wszystkich. Trudno powiedzieć, która więcej klęła, piła i paliła, i tylko z mężczyznami radziły sobie inaczej. Dolly wystarczała władza nad Frankiem i wielbiącym ją mężem, niepiśmiennym bokserem. Ava nie zamierzała się ograniczać, choć Frank przez jakiś czas chyba jej wystarczał. Oboje mieli wielkie apetyty: na życie, alkohol, jedzenie, seks. "Byliśmy ludźmi o nerwach naciągniętych do granic. Pazernymi, zazdrosnymi, drapieżnymi. Wybuchaliśmy szybko" - mówiła.

Kłótnie zaczęły się właściwie od razu. Ktoś ze znajomych wspominał dzień, w którym gościł ich u siebie. Ona wrzeszczała na górze, on wściekły zbiegł po schodach, wtedy ona, nagle łagodniejąc, rozpyliła przez drzwi perfumy. Natychmiast przybiegł z powrotem.

Łóżko zawsze ich godziło. "Tam nigdy nie mieliśmy problemów. Problemy zaczynały się po drodze do bidetu" - kwitowała Gardner. "W ich towarzystwie siedziało się na ostrzach noży. Nigdy nie było wiadomo, kiedy strzykną w siebie jadem - mówili znajomi. - Żadne z nich nie chciało ustąpić pola nawet o centymetr".

Zanim stanęli na ślubnym kobiercu, zdążyli rozstać się i zejść niezliczoną ilość razy. Frank nie odmawiał sobie towarzystwa kelnerek i tancerek, przez namiot Avy na planach westernów przewinęła się cała parada rekwizytorów i kaskaderów. Wdała się też w głośny romans z hiszpańskim torreadorem. "W życiu cię nie rozgryzę - połowa kobiet tego świata chętnie rzuciłaby się Frankowi do stóp, a ty prowadzasz się z facetem w rajtuzach i baletkach" - kręcił głową Humphrey Bogart. Mimo tego Sinatra poprosił Nancy o rozwód. Ava zmusiła go, by zadzwonił do żony i przejęła słuchawkę.

Tydzień później, 7 listopada 1951 r., Ava i Frank byli już małżeństwem. W ich relacji niewiele się zmieniło - prócz podupadającej kariery Franka. Nagłośniony na całą Amerykę skandal obyczajowy mocno odbił się na jego popularności, dawni fani bojkotowali jego filmy, palili płyty i wysyłali listy, każąc mu wracać na klęczkach do Nancy. Ava za to zyskała - jej wizerunek famme fatale tylko się ugruntował, dostawała coraz lepsze role i choć twierdziła, że mamma Sinatra przesłała jej przepisy na ulubione spaghetti Franka, nie zamierzała zmienić się w kobietę udomowioną.

Dwa razy, nie pytając go o zdanie, usunęła ciążę. "Nie uważała już, że może liczyć na dobrą przyszłość z Frankiem. Ich związek nie był wystarczająco stabilny, by zakładać prawdziwy dom. Gdy Sinatra dowiedział się, co zrobiła, był zdruzgotany, ale myślę, że i ona później żałowała tej decyzji" - mówił biograf Avy Gardner.

Sinatra usiłował jakoś skleić ich związek. "To jego łatwej było zranić, był oszalały na punkcie tej kobiety" - opowiadali znajomi. Gdy w jednej z plotkarskich kolumn wyczytał, że Ava zjadła kolację z jego przyjacielem Peterem Lawfordem, wpadł w szał i groził mu przez telefon, że zaraz wyśle kogoś, kto połamie mu nogi. Nie mógł jeść, nie mógł spać, pił do piątej nad ranem. 18 listopada 1953 r. - zaraz po tym, jak Ava oznajmiła mu, że odchodzi - znaleziono go nieprzytomnego z podciętymi nadgarstkami w windzie jego nowojorskiego apartamentu.

Żona nie odwiedziła go w szpitalu. Po dwóch dniach, wbrew radom lekarzy, Sinatra wypisał się na własne życzenie i pognał prosto do niej. "To nic, pokaleczyłem się o szkło" - wskazał na bandaże. Ava odetchnęła z ulgą, nie zamierzała mieć wyrzutów sumienia.
 
Po czterech latach separacji rozwiedli się w 1957 r. Ich małżeństwo w rzeczywistości trwało dwa lata, choć miłość - chyba do samego końca. Sinatra nigdy nie zdjął medalika ze św. Franciszkiem, który od niej dostał, a na każde urodziny wysyłał jej bukiet. Nie wyrzucała go jeszcze długo po tym, gdy kwiaty przekwitły. W przeciwieństwie do Franka nigdy już z nikim nie związała się na stałe, ostatnie lata spędziła, słuchając jego starych płyt i topiąc smutki w alkoholu. Gdy zmarła w wieku 67 lat na zapalenie płuc, Frank bez słowa na 24 godziny zamknął się samotnie w pokoju.

MP

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Ava Gardner | Frank Sinatra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy