Audrey Hepburn: Była inna, niepowtarzalna
Wcale nie marzyła o aktorstwie. Chciała być baletnicą, primabaleriną. Los zdecydował inaczej. Do dziś Audrey Hepburn uważana jest za ikonę stylu, symbol dobra i jedną z najpiękniejszych aktorek w historii.
Urodziła się jako Audrey Kathleen Ruston, córka brytyjskiego bankiera Johna Victora Hepburn-Rustoniego i holenderskiej arystokratki, baronówny Elli van Heemstra. Podczas II wojny światowej przebywała wraz z matką w okupowanej Holandii, a po jej zakończeniu przeniosła się do Londynu, gdzie uczyła się w szkole baletowej.
Kiedy jednak stało się jasne, że wbrew swoim marzeniom nie będzie primabaleriną - głód, jaki cierpiała podczas wojny, spowodował u niej anemię, zniszczenie mięśni i ogromne kłopoty ze zdrowiem - zaczęła pracować jako modelka. Dziś trudno uwierzyć, ale wówczas jej eteryczna uroda nie wzbudzała zachwytu. Wydawcy magazynów oraz wielu fotografów mody uważało, że Audrey Hepburn jest zbyt chuda, ma za długą szyję, zbyt duże oczy oraz... odstające uszy. Przyszła ikona ekranu musiała znaleźć inne zajęcie. Wybrała film.
- Nigdy nie przypuszczałam, że będę występować przed kamerą z twarzą jak moja - przyznała po latach. - Stanowię wyjątek wśród gwiazd, ponieważ, logicznie rzecz biorąc, nigdy nie powinnam nią zostać.
W 1951 roku zagrała swoją pierwszą główną rolę w obrazie "Monte Carlo Baby". W tym samym roku wystąpiła w Nowym Jorku na Broadwayu w sztuce "Gigi" ekscentrycznej pisarki Sidonie-Gabrielle Colette. Francuska skandalistka jeździła po Europie, poszukując obsady do broadwayowskiej inscenizacji swojego dramatu. Młodziutką aktorkę uznała za doskonałe wcielenie niepokornej Gigi.
- Nie mogę - to była reakcja Audrey na propozycję udziału w spektaklu. - Nie jestem przygotowana na udźwignięcie głównej roli. Na scenie nigdy nie mówiłam. Właściwie jestem tancerką - tłumaczyła. Za "Gigi" otrzymała nagrodę dla najlepszej debiutantki roku. To był przełom.
Trzy lata później odbierała Oscara za kreację zbuntowanej księżniczki z "Rzymskich wakacji" (1953). Statuetka otworzyła jej drogę do Hollywood. - Było mi coraz trudniej. Za każdym razem umierałam po milion razy. Żołądek skręcał mi się ze strachu, dłonie robiły się lepkie. Cierpiałam niewypowiedziane katusze. Nie mam odpowiedniego charakteru do takich rzeczy - mówiła o swojej spektakularnej karierze.
Jej uroda i styl poruszyły całą Amerykę. Na ekranie królowały blond piękności, epatujące seksem i wyzywającym sposobem bycia. Ona była inna, niepowtarzalna: sprawiała wrażenie dziewczęco delikatnej. Zresztą jej filmowy image niewiele różnił się od prywatnego wizerunku. Doskonale wychowana, elokwentna, dyskretna, skromna i bardzo pracowita, jak mało kto nadawała się do ról postaci niemających nic wspólnego ze światem zwykłych śmiertelników. Niejako wbrew tym warunkom została obsadzona w ekranizacji powieści Trumana Capote "Śniadanie u Tiffany’ego". Gdy zaproponowano jej rolę Holly Golightly, zawołała do producenta: - Masz wspaniały scenariusz, ale ja nie mogę zagrać dziwki!
Zagrała, choć Capote był ponoć bardzo niezadowolony. Pisarz przyjaźnił się z Marilyn Monroe i chciał, żeby to ona zagrała bohaterkę z jego książki. Dziś kreacja Hepburn w melodramacie "Śniadanie u Tiffany’ego" jest jedną z najbardziej znanych i słynnych ról w historii. Nieśmiertelny stał się też styl jej bohaterki, wykreowany przez Huberta de Givenchy - czarna sukienka noszona w środku dnia, czarne, sięgające powyżej łokci rękawiczki i ogromne okulary nadal stanowią kwintesencję wizerunku kobiety wyemancypowanej, ale z klasą.
- Piękno nie przejawia się w ubraniach, ani w figurze lub sposobie, w jaki układamy włosy - oponowała jednak ikona stylu. - Musi być widoczne w oczach, one są drzwiami do serca.
- Uczono mnie, że nigdy nie należy zwracać na siebie uwagi, a stało się to moim sposobem na życie - przyznawała z wrodzonym dystansem. Pozostała wierna zasadom i konsekwentnie strzegła swojej prywatności. Było to trudne, bo kariera gwiazdy długo nie szła w parze z udanym życiem uczuciowym. Jej pierwszym mężem był amerykański aktor Mel Ferrer. Wielu znajomych Audrey zastanawiało się, co gwiazda widziała w aktorze o przeciętnej urodzie, talencie i trudnym charakterze. Ich małżeństwo trwało czternaście lat, do grudnia 1968 roku.
- Nie mógł wytrzymać z samym sobą, będąc tylko mężem Audrey Hepburn - powiedziała później o eksmałżonku. 8 stycznia 1969 roku ponownie wyszła za mąż - za włoskiego psychiatrę Andreę Dottiego. Ten związek zakończył się rozwodem w 1982 roku. Prawdziwą miłość znalazła dopiero pod koniec życia u boku Roberta Woldersa, holenderskiego aktora. Spędzone z nim lata nazwała najszczęśliwszymi. - Najważniejsze jest, aby cieszyć się swoim życiem. Tylko to się liczy.
Złoty okres aktorskiej kariery Hepburn zamyka rola niewidomej kobiety w "Doczekać zmroku". W 1967 roku gwiazda wycofała się ze świata blichtru. Całą energię poświęciła rodzinie (dwóm synom) i działalności dobroczynnej, została specjalnym ambasadorem UNICEF-u.
- Znam okrucieństwa wojny oraz głód. Cieszę się, że mogę wykorzystać moje znane nazwisko do celów, które są tego warte - mówiła. Aktorka, która na ekranie pojawiała się już tylko sporadycznie, zbierała fundusze na rzecz głodujących dzieci. W 1992 roku za swoją działalność otrzymała z rąk prezydenta George’a Busha Prezydencki Medal Wolności.
- Kiedy potrzebujesz pomocnej dłoni, jest ona na końcu twojego ramienia - przekonywała. - Gdy jesteś starszy, pamiętaj, że masz drugą dłoń. Pierwsza jest po to, aby pomagać sobie, druga, żeby pomagać innym. Pochłonięta pracą charytatywną, bagatelizowała swoje problemy. Zdiagnozowano u niej raka. Zmarła 20 stycznia 1993 roku.
Pamiętamy ją jako niezwykłą kobietę, która niczym anioł rozsiewała wokół siebie dobro. Jej ostatnią rolą była postać... anioła w filmie "Na zawsze" Stevena Spielberga.
JBJ
Urodziła się 4 V 1929 roku w belgijskim Ixelles. W 1992 roku Amerykańska Akademia Filmowa przyznała jej za pracę na rzecz UNICEF-u specjalnego Oscara. Niestety, gwiazda nie zdążyła go odebrać. Zmarła na raka jelita 20 I 1993 roku.