Artur Żmijewski nie potrzebuje kaskadera!
W jednej z najbardziej emocjonujących scen filmu "Mój rower" Artur Żmijewski dzielnie skoczył w płomienie. Pełen szacunek! - pochwalił aktora szef kaskaderów, Maciej Maciejewski.
Głównymi bohaterami filmu Piotra Trzaskalskiego są dziadek, ojciec i syn. Od lat w ich rodzinie panuje schemat zadającego rany ojca i buntującego się syna. Przez narastające kłótnie mężczyźni nie widzieli się od lat. Pewnego dnia spotkają się i konfrontują swoje historie...
W filmie, obok Artura Żmijewskiego, który wcielił się w postać ojca, zagrali także: Krzysztof Chodorowski - syn/wnuk oraz jazzman Michał Urbaniak w roli dziadka-muzyka.
W jednej z najtrudniejszych realizacyjnie scen "Mojego roweru" bohater grany przez Michała Urbaniaka zasypia w domku nad jeziorem, w którym nagle wybucha pożar. Na ratunek rusza grany przez Żmijewskiego syn.
- Byłem pełen obaw, co nam się wydarzy na planie, czy nasi aktorzy będą na tyle odważni i skoncentrowani, aby wykonać tę scenę samodzielnie - przyznaje szef kaskaderów, Maciej Maciejewski.
Okazuje się jednak, że Artur Żmijewski nie potrzebował pomocy specjalisty i sam skoczył w ogień!
Profesjonalizm aktora chwali także operator filmu, Piotr Śliskowski.
- Artur to jest niewiarygodna precyzja i fotogenia. To jest człowiek, przy którym można szwenkować kamerą z zamkniętymi oczami. Jak raz zobaczysz próbę, to możesz potem powtarzać w nieskończoność - autor zdjęć do "Mojego roweru" nie szczędził pochwał pod adresem serialowego ojca Mateusza.
Przeczytaj recenzję filmu "Mój rower" na stronach INTERIA.PL!