Artur Barciś: Skromny zawód aktora
Nie zabiega o rozgłos i unika przesadnego zamieszania wokół własnej osoby. Kiedy jednak pojawił się w ubiegłorocznej edycji "Tańca z gwiazdami", z miejsca podbił serca telewizyjnej widowni. Artur Barciś, popularny aktor filmowy, telewizyjny i teatralny, skończył właśnie 55 lat.
Nigdy nie był ulubieńcem kinowych reżyserów, mimo 30-letniej obecności w branży filmowej, najczęściej dostawał drugoplanowe, bądź całkowicie epizodyczne role. Student w "Człowieku z żelaza" Andrzeja Wajdy, Wasylko w "Znachorze" Jerzego Hoffmana, występ w "Bez końca" Krzysztofa Kieślowskiego. To właśnie reżyser "Podwójnego życia Weroniki" zaoferował mu role, które stały się wymownym symbolem jego aktorskiego statusu.
Barciś pojawił się bowiem w każdym z odcinków telewizyjnego cyklu Kieślowskiego "Dekalog", kreując tajemnicze postaci, pojawiające się na chwilę w kluczowych momentach każdego z filmów. Człowiek siedzący nad lodem, laborant, motorniczy tramwaju, kajakarz, robotnik z miarą, mężczyzna z walizką, rowerzysta... Kim były te postaci, których znaczenia w "Dekalogu" trudno było się jednoznacznie domyśleć? Barciś opowiedział po latach, że kiedy spytał się Kieślowskiego, kim są grani przez niego tajemniczy świadkowie ekranowych wydarzeń, reżyser odpowiedział: "Nie wiem".
W swej aktorskiej karierze miał jednak szczęście spotkać na swej drodze Andrzeja Barańskiego, u którego wystąpił w aż 5 filmach. Począwszy od "Kramarza" (1990), gdzie partnerował odtwarzającemu główną rolę Romanowi Kłosowskiemu, pojawił się również w znaczących kreacjach w: "Kawalerskim życiu na obczyźnie" (1992), "Dwóch księżycach" (1993), "Dniu wielkiej ryby" (1996) oraz telewizyjnym "Braciszku" (2007), opowiadającym historię franciszkanina Alojzego Kosiby.
"Kiedy pomyślałem o tym filmie i o roli głównej, to pierwszą kandydaturą - i ostatnią - był właśnie Artur Barciś. (....) Piotr Kosiba, czyli brat Alojzy, to wyjątkowo ciekawy bohater filmu, skromny..." - mówił o "Braciszku" Andrzej Barański.
Ekranowe perypetie tego ascetycznego filmu stanowią wymowny komentarz do nieefektownej, lecz niezwykle autentycznej twórczości Barańskiego, w której kluczowe miejsce zajmuje Barciś. Film nie trafił bowiem na kinowe ekrany, telewizyjną premierę miał zaś w późnych godzinach nocnych. Mimo to obraz zgromadził przed telewizorami oszałamiającą liczbę 1,8 milionów widzów.
Pod koniec lat 90. Artur Barciś znalazł się w obsadzie jednego z pierwszych polskich sitcomów. W "Miodowych latach" - rodzimej wersji kultowego amerykańskiego serialu "The Honeymooners" - wcielił się w postać kanalarza Tadzia Norka, którego najlepszym przyjacielem jest mieszkający po sąsiedzku motorniczy tramwaju Karol Krawczyk (Cezary Żak). Serial z miejsca podbił polską publiczność, zdobywając m.in. tytuł "najlepszego serialu komediowego" na Festiwalu Dobrego Humoru 2000 w Gdańsku. Był też początkiem długoletniej aktorskiej współpracy duetu Artur Barciś - Cezary Żak.
Duet Barciś-Żak w "Miodowych latach":
Jeszcze większą popularność zdobyła kolejna telewizyjna produkcja z udziałem obydwu aktorów. Kiedy w 2006 roku na antenie TVP debiutował serial "Ranczo", nikt nie przypuszczał, że życiowe perypetie mieszkańców wioski Wilkowyje pobiją w słupkach oglądalności dotychczasowego lidera - telenowelę "M jak miłość". Barciś wcielił się w "Ranczu" w postać Arkadiusza Czerepacha, kontrolera Regionalnej Izby Obrachunkowej, udowadniając tym samym, że potrafi z powodzeniem odgrywać nie tylko dobrotliwe niezdary, lecz również bardziej demoniczne postaci. To jednak Żak był gwiazdą "Rancza", zdobywając za swą podwójną kreację - wcielał się zarówno w wójta Pawła Kozioła, jak i jego brata - miejscowego księdza - nominację do Telekamery "Tele Tygodnia".
Duet Barciś-Żak grał także pierwsze skrzypce w kolejnym sitcomie "Hallo hans, czyli nie ze mną te numery", będącym parodią klasycznego brytyjskiego serialu "Allo, allo", ale nawiązującym też do "Stawki większej niż życie". Barciś zagrał tu przedwojennego charakteryzatora teatralnego Mosze, który odnaleziony po latach pełni zamaskowaną rolę wartownika von Thorgelsunda w gmachu gestapo.
Artur Barciś potrafi również - nie jest to normą u młodych aktorów - śpiewać i tańczyć. Gdzie można dać upust obydwu pasjom?
"Kocham musicale. Jesienią [ubiegłego roku] oglądałem 'Chicago' oraz wspaniały nowy musical 'In The Heights' w Nowym Jorku. Pojechałem tam razem z synem, który też jest pasjonatem tego gatunku sztuki. Połączenie aktorstwa, śpiewu i tańca jest fascynujące. Sam także występowałem w musicalach" - mówił niedawno aktor.
Barciś docenia wartość klasyków. Jego najukochańszym musicalem jest "Cabaret", lubi też "Hair" i "Chicago". "Wiele jest tytułów, które z chęcią oglądam. Czekam też na musical, który wniesie coś nowego do tego gatunku sztuki. Śledzę z zaciekawieniem to, co dzieje się na musicalowych scenach świata" - zapewnia Barciś, który zagrał m.in. rolę Amosa Harta w musicalu "Chicago" w reż. Krzysztofa Jasińskiego.
"Kiedyś uczułem się stepować i gdybym dostał taką rolę, to pewnie bym sobie poradził" - zapewnia.
"Śpiewać umiałem od dziecka. Później wystarczyło mi wykształcenie w szkole aktorskiej, zdobyłem też doświadczenie w spektaklach muzycznych. Z tańcem też sobie jakoś radzę dopóki nie złamię nogi, tak jak w 'Tańcu z gwiazdami'" - dodaje aktor. Barciś brał udział w 11. edycji show "Taniec z gwiazdami", lecz z powodu kontuzji - złamania kości śródstopia - musiał zrezygnować z udziału w programie. Opuścił show w siódmym odcinku.
Ostatnią jego serialową przygodą był występ w produkcji TVP "Doręczyciel". Wcielił się w nim w postać nieprzystosowanego do samodzielnego życia Janka Kaniewskiego, który po utracie matki musi mierzyć się z codziennym życiem.
Barciś do roli przygotowywał się ponad dwa lata: "Od dawna wiedziałem, że będę grał tę rolę i obserwowałem ludzi podobnych do Janka. Jak się zachowują, jak chodzą, jak reagują na otaczającą ich rzeczywistość. Godzinami przesiadywałem w barach mlecznych, gdzie często można było spotkać takie osoby. Już na etapie czytania scenariusza intuicyjnie wiedziałem jak mam zagrać tę postać - prawie normalnego człowieka. A ponieważ prawie jak wiadomo robi wielką różnicę, zależało mi na tym, aby ta różnica nie była zbyt duża. Swoją postać złożyłem z wielu ludzi, których spotkałem w życiu, nie wzorując się na nikim konkretnym" - mówił aktor.
Artur Barciś w serialu "Doręczyciel":
Serial w reżyserii Macieja Wojtyszko, w odróżnieniu od innych produkcji komercyjnych, miał być zdecydowanie "misyjną pozycją programową TVP, która promuje pozytywne wzorce i zachęca do optymistycznego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość". Niestety słupki oglądalności nie były zadowalające i po zrealizowaniu 13 odcinków produkcję serialu wstrzymano.
"Bez względu na to, czy serial będzie miał dużą, czy małą, tzw. 'oglądalność' (przypomnę tutaj jej genialną definicję autorstwa Maćka Wojtyszki, która brzmi: Oglądalność, jest to zasada według, której jeden inteligent znaczy mniej niż czterech ćwierćinteligentów) i co o nim napiszą recenzenci, czuję podświadomie, że zrobiliśmy COŚ DOBREGO. Powołaliśmy do życia kogoś (że nie wspomnę o paru innych postaciach), kto bardzo zasługiwał na to by BYĆ wśród nas. Ja GO pokochałem. Teraz Wy!" - notował tuż po zakończeniu zdjęć.
Artur Barciś prowadzi od kilku lat ożywiony kontakt ze swoimi fanami na stronie internetowej, która - w odróżnieniu od internetowych profili sezonowych gwiazdek - wygląda na rzeczywiście zarządzaną przez aktora. Nie znajdziemy na niej pełnych językowych błędów informacji prasowych, tylko szczere, balansujące na granicy felietonu wyznania aktora.
"Dzisiaj, w przerwie zdjęć przeczytałem wywiad z Markiem Kondratem. Smutny, ale i bardzo szczery wywiad. Mam nadzieję, że nigdy się tak wewnętrznie nie wypalę i zawsze będzie mi się chciało 'być aktorem'. Dzisiaj, mimo wczesnej pory, chciało mi się bardzo" - notował w specjalnym dzienniku, prowadzonym na planie serialu "Doręczyciel".
"Jestem aktorem i kocham swój zawód. Mam szczęśliwą rodzinę i jestem pozytywnie nastawiony do każdego człowieka, którego spotykam na swojej drodze. Wolę być naiwny, niż przesadnie podejrzliwy. Jeśli ktoś mnie o coś prosi, chcę wierzyć, że mogę mu pomóc, choć potrafię rozpoznać, kiedy jestem naciągany" - pisał w jednym ze swoich felietonów. Brzmi jak życiowe credo? Jak najbarciś!
Artur Barciś i Pankracy: