Reklama

Anna Romantowska: Nie zabiega o role

Na ekranach pojawia się rzadko, ale jest szczęśliwa. Bo szczęście ma w sobie.

Nie zabiega o role. Anna Romantowska (62 l.) przyznaje, że nie ma już potrzeby grywania w filmach za wszelką cenę. A mogłaby i to bez większych starań, bo przecież jej córka Julia Kolberger (34 l.) jest reżyserem filmowym.

Pani Anna woli stać z boku. Sama zrezygnowała z kilku ról, proponując reżyserom koleżanki, które jej zdaniem lepiej się do nich nadawały. Nie ma w niej ani odrobiny zawodowej zawiści. - Nie znam tego uczucia, może to wada. W tym zawodzie różne - niekoniecznie przyjemne - cechy, jak: egoizm, a nawet narcyzm - są usprawiedliwione - opowiada.

Reklama

Ponadto jest zdania, że w zawodzie aktora to mężczyźni mają dużo lżej. Kobiety w jej grupie wiekowej otrzymują zdecydowanie mniej ciekawych propozycji. A w serialach nie grywa. Nie bywa też na bankietach, bo - jak twierdzi - bywać powinni ci, którzy są na topie.

Swoją przygodę z aktorstwem zaczęła bardzo wcześnie. W szkolnym teatrze zagrała tytułową księżniczkę na ziarnku grochu. Zadebiutowała u Adama Hanuszkiewicza w "Trzy po trzy". Później były znakomite role, m.in. w filmie "Przesłuchanie" czy "Koniec gry". Ale popularność przyniósł jej serial "Matki, żony i kochanki", gdzie zagrała zamkniętą i wycofaną Wiktorię, która wciąż szuka miłości.

Ona szukała miłości, będąc już w Warszawskiej Szkole Teatralnej. Przyjechała z Białegostoku, bardzo potrzebowała bratniej duszy. I znalazła ją w Krzysztofie Kolbergerze. Bardzo szybko stali się parą. W 1978 roku na świecie pojawiła się ich córka Julia. Wkrótce rozwiedli się, ale powody rozstania na zawsze pozostały tylko ich tajemnicą. Szanowali się, pozostali przyjaciółmi.

- Nie przychodzi mi do głowy żadna negatywna cecha jego charakteru, chyba zrobię z niego anioła - mówiła o byłym mężu. Później wyszła za mąż za reżysera Jacka Bromskiego. Zagrała w kilku jego filmach ("Ceremonia pogrzebowa", "Zabij mnie, glino", "Sztuka kochania"). Dzisiaj jest sama i przyznaje, że polubiła taki stan. - Mogę zaszyć się z książką i tygodniami z domu nie wychodzić. Nie nudzę się nigdy ze sobą - twierdzi.

Swój czas najchętniej poświęca na czytanie, ale... nie tylko. - Jem to, czego nie jadłam, piję, czego nie piłam. Zbudowałam dwa domy, jeden po drugim. W tym czułam się wspaniale, gdyż mam wyobraźnię architektoniczną - zdradza.

O czym jeszcze myśli? - W życiu najważniejsze jest życie: ludzie, którzy nas otaczają i rodzina - twierdzi. Dlatego z córką ma wspaniałe, przyjacielskie relacje. Trzyma za nią kciuki, bo wie, że reżyseria nie jest łatwym kawałkiem chleba. Czy jest szczęśliwa? Na to pytanie pani Anna odpowiada filozoficznie: - To taki stan, który trudno określić. Szczęście to błysk. Ono tylko się przytrafia... Ale ci, którzy ją znają, twierdzą, że jej przytrafia się dosyć często.

IP

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: role
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy