Anna Romantowska i Krzysztof Kolberger: Potrafili ocalić przyjaźń
Żadne z nich nie szukało sławy. Anna Romantowska i Krzysztof Kolberger nie lubili być w centrum uwagi. W aktorskim świecie mówiło się, że to on oszalał z miłości do niej, ona zaś długo studziła jego uczucia.
Skończyli tę samą szkołę - warszawską PWST, zaczynali w tych samych teatrach. Ale połączyła ich dopiero poezja. "Strofy dla Ciebie" w latach 70. XX wieku wspólnie czytali w "Lecie z Radiem". To wtedy też postanowili razem iść przez życie. I choć ta wspólna podróż trwała krótko, rozstali się w przyjaźni, która okazała się trwalsza i cenniejsza niż wcześniejsze zauroczenie. I to nie tylko ze względu na ich jedynaczkę Julię.
Wspierali się w trudnych życiowych momentach. Spędzali razem święta. Wigilia 2010 roku była ich ostatnim wspólnym Bożym Narodzeniem. To wtedy stan zdrowia Krzysztofa Kolbergera nagle bardzo się pogorszył. Anna Romantowska wiedziała już, że przyszedł czas na pożegnanie.
Oboje urodzili się w 1950 roku. Anna Romantowska - 16 maja, Krzysztof Kolberger - 13 sierpnia. Aktorka pochodziła z Białegostoku. W jednym z wywiadów przyznała, że w domu się nie przelewało, ale mama, repatriantka z Wilna, w Boże Narodzenie potrafiła stworzyć wyjątkowy klimat.
"To był czas magiczny, towarzyszyła mu tajemnica, oczekiwanie. Metafizyka - mówiła. - Przygotowaniami do Wigilii zajmowała się mama, osoba głęboko religijna. Zaczynało się od dekorowania domu, przystrajania obrazków świętych. I choinki. Zawsze mieliśmy świeże drzewko, o którego ubranie dbałyśmy my, dzieci. Wszystko robiliśmy sami: zabawki z wydmuszek, jakieś koguciki, pajacyki, kleiliśmy kilometrowe łańcuchy z kolorowego papieru. Teraz jest inaczej, wszystko można kupić. W święta nie piło się alkoholu, mama nie podawała nawet wina domowej roboty. Nie było też 12 potraw. Ponieważ pościliśmy już ze dwa dni przed Wigilią, czekaliśmy na kolację wygłodniali".
O tym, by zostać aktorką, marzyła od najmłodszych lat. "Ja się bawiłam w teatrzyki podwórkowe, szkolne, amatorskie, odkąd pamiętam. I tak to jakoś samo wyszło" - opowiadała w "Kurierze Porannym". W wieku 19 lat wyjechała studiować aktorstwo do Warszawy.
"Młodość to odwaga, energia, ciekawość - wspominała tę decyzję. - Zanim się człowiek zderzy z rzeczywistością wydaje mu się, że zmieni i podbije świat. Niektórym się udaje. Ja do nich nie należę, ale dom opuszczałam w bojowym nastawieniu".
W tym czasie Krzysztof Kolberger był już na trzecim roku aktorstwa. Pochodził z Gdańska, do którego później regularnie i z sentymentem powracał. Jego ojciec marzył, że syn będzie dyplomatą, lecz on nie był pilnym uczniem. Przez pewien czas sądził, że pisana jest mu sportowa kariera. Był świetny w siatkówce. Ale kolejne kontuzje na boisku zniweczyły ten plan. Później rozważał wstąpienie do seminarium duchownego.
"Powołanie jest potrzebne w obu tych zawodach - porównywał kapłaństwo do aktorstwa w wywiadzie dla "Expressu Bydgoskiego". - Jedna i druga profesja wymaga widowni, i w jednym, i drugim powołaniu pracuje się słowem" - dodawał. Jednak najlepiej czuł się zawsze na scenie. Zdobywał nagrody w konkursach recytatorskich i tanecznych, był najmocniejszym ogniwem szkolnego kabaretu, udzielał się w harcerstwie i kółkach charytatywnych.
Zaraz po maturze, którą zdał w wieku 17 lat, pojechał na egzaminy do warszawskiej szkoły teatralnej. Był przekonany, że dostanie się bez trudu, zwłaszcza że swoim występem na egzaminie udało mu się rozbawić profesora Bardiniego.
Gdy zaśpiewał: "Że srebro i złoto to nic, chodzi o to, by młodym być i więcej nic! I mieć wciąż 20 lat", profesor westchnął: "A on ma dopiero 17 lat!". Ale potem pan Krzysztof ze zdziwieniem odnotował, że jego nazwisko nie znalazło się na liście przyjętych.
Rozczarowany, poszedł to wyjaśnić. Dowiedział się, że komisja oceniła, iż ma złą budowę oraz "martwy wzrok". Uznano też, że ma zeza. Nie miał, tylko na czas egzaminów zdjął okulary. Złożył odwołanie, dostarczył badania lekarskie i został przyjęty.
Wszystkie koleżanki ze studiów były pod jego urokiem. "Był przystojny, miał świetny głos, wydawał mi się wtedy zbyt idealny na tle innych - wspomina koleżanka z roku Ewa Dałkowska. - Ale trzeba dodać, że stanowiliśmy rocznik wyrazistych osobowości: Joasia Żółkowska, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Marek Kondrat, Jerzy Radziwiłowicz".
Tuż po studiach, w 1972 r., aktor dostał angaż w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, ale już rok później wrócił do Warszawy, by pracować w Teatrze Narodowym.
Dokładnie tą samą ścieżką dwa lata po nim podążyła Anna Romantowska. Po powrocie do Warszawy również zaczepiła się w Narodowym. Oboje też w podobnym czasie rozpoczęli współpracę z Polskim Radiem. Czytana poezja "Strofy do Ciebie" (do muzyki Janusza Strobla) w "Lecie z Radiem" w ich wydaniu przyciągała przed odbiorniki tysiące słuchaczy.
Nagle wiersze Gałczyńskiego, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Tuwima, Leśmiana, Słonimskiego czy Przerwy-Tetmajera zyskały zupełnie nowe brzmienie: "W morze spienione, w szumiące morze, gwiazdy spadały i nikły. Oto ci serce dzisiaj otworzę - To przypływ, miła, to przypływ!" - mówił z uczuciem swoim miodowym tembrem Krzysztof Kolberger.
"Słowa miłości, słowa rozpaczy zdławiła noc głuchoniema. Kochać - to znaczy: dotknąć, zobaczyć, a ciebie nie ma... nie ma..." - odpowiadała mu Anna Romantowska.
Czy właśnie wtedy, między wierszami, odnaleźli wspólną drogę? W aktorskim świecie mówiło się, że to on oszalał z miłości do niej, ona zaś długo studziła jego uczucia.
Podczas zapowiadania jednego z odcinków "Strof do Ciebie" Tadeusz Sznuk zdradził na antenie, że Krzysztof Kolberger zaproponował Annie Romantowskiej małżeństwo. Spiker pozwolił sobie wówczas zagadnąć aktorkę, czy powiedziała już lub powie "tak". Odparła, że jeszcze nie wie. W końcu przyjęła oświadczyny.
23 lipca 1978 r. na świecie pojawiła się córka pary, Julia. Jednak pani Anna przyznała w jednym z wywiadów, że nie potrafiła tak scalać rodziny i stać na straży domowego ogniska, jak jej mama. "Do dziś pamiętam zapachy wszystkich potraw - mówiła przy okazji wspomnień o rodzinnych świętach. - W dorosłym życiu nigdy nie udało mi tej wyjątkowej atmosfery powtórzyć".
Julia Kolberger miała kilka lat, gdy jej rodzice się rozwiedli. Córka została przy mamie. Po rozstaniu aktorska para pozostała w przyjaźni. Stworzyli udany sceniczny duet. Pan Krzysztof był częstym gościem w domu byłej żony i jej drugiego męża, reżysera Jacka Bromskiego. Grywał też w jego filmach. Pani Anna zaś wspierała swego eks w najtrudniejszych chwilach, gdy na nowotwór zmarła jego siostra, później, gdy pożegnał matkę, a w końcu - gdy sam zmagał się z chorobą.
"Nie przychodzi mi do głowy żadna negatywna cecha jego charakteru, chyba zrobię z niego anioła" - mówiła o byłym mężu. W 2010 r. jeździli razem ze spektaklem "Liryki Słowackiego i innych". W czerwcu odwiedzili m.in. poznańską Scenę na Piętrze.
"Ze względu na chorobę był na spektakle wożony w pozycji leżącej. Co godzinę brał specjalnie przygotowane leki. Polegiwał, skupiając siły przed przedstawieniem" - wspominał dyrektor teatru Romuald Grząślewicz. Anna Romantowska widziała to cierpienie. Wszyscy płakali. Ona trwała przy byłym mężu do samego końca.
Krzysztof Kolberger zmarł 7 stycznia 2011 r. Został pochowany na warszawskich Powązkach.