Anna Chodakowska kończy 75 lat. Co dziś robi gwiazda ekranów?
Zaczynała jako gniewna Antygona w legendarnym spektaklu Adama Hanuszkiewicza, później odcisnęła swoje piętno w historii polskiego kina. Jednak od kilku lat próżno szukać jej na ekranach. Co stało się z Anną Chodakowską?
Debiut Anny Chodakowskiej w 1973 r. był prawdziwym szokiem. Otwarcie stołecznego Teatru Małego, nowej sceny Teatru Narodowego, reżyseruje Adam Hanuszkiewicz, na afiszu "Antygona" Sofoklesa, a w tytułowej roli ona, nikomu nieznana jeszcze studentka warszawskiej PWST.
Wszyscy, którzy spodziewali się akademickiej, koturnowej wersji antycznej tragedii musieli poczuć się zawiedzeni, gdyż Antygona Chodakowskiej była na antypodach wobec podobnych oczekiwań. W dżinsach i czarnej koszuli, z krzykiem na ustach - same emocje. Przedstawienie z miejsca stało się przebojem, a o młodej aktorce mówiła cała Warszawa. Nie zawsze zresztą w pozytywnym tonie - puryści oburzali się na bohaterkę z plebsu, twierdząc, że takie ujęcie lekturowej heroiny zwyczajnie nie przystoi narodowej scenie. Dyrektor Hanuszkiewicz tylko zacierał ręce i z miejsca zaproponował angaż swemu odkryciu.
Chodakowska podkreślała wielokrotnie, że tamtej Antygonie zawdzięcza wszystko. Dzięki niej pozostała w zawodzie, a w Narodowym zagrała potem wiele znaczących ról, m.in. Biankę w "Białym małżeństwie" Tadeusza Różewicza w inscenizacji Tadeusza Minca, a także tytułowe w spektaklach samego Hanuszkiewicza, "Śnie srebrnym Salomei" i "Balladynie" (tej słynnej, z hondami) Juliusza Słowackiego. To pierwszy dyrektor na drodze aktorki, który zwrócił uwagę na jej nieprzeciętną wrażliwość, pozwolił grać "z pazurem", wspierał jej temperament.
O ile w teatrze radziła sobie znakomicie, to nie miała tyle szczęścia w świecie filmu. Na dużym ekranie po raz pierwszy pojawiła się w "Wielkim podrywie" z 1978 roku, w którym zaprezentowała się tak, jak ją bóg stworzył. Z czasem zaczęła grać coraz więcej zarówno w kinie, jak i telewizji. Występowała w produkcjach filmowych i telewizyjnych, gdzie czasami odważnie podejmowała decyzję o rozbieraniu się na ekranie.
"Co innego rozebrać się na planie, a co innego zagrać scenę erotyczną. Nigdy bym nie zagrała w filmie, gdzie bohaterowie mają zbliżenia. Mogę to oglądać, ale sama bym nie chciała, poza tym nie wytrzymałabym ze śmiechu" - mówiła Chodakowska o swoich nagich rolach. Z czasem aktorka została zaszufladkowana jako kobieta fatalna, demoniczna, która wykorzystuje swoje atuty, by ściągnąć mężczyzn na manowce.
Ogromną popularność przyniosła jej rola w serialu "W labiryncie". Ludzie zaczęli ją rozpoznawać na ulicy, jednocześnie utożsamiając z graną przez nią bohaterką. "W trakcie emisji 'Labiryntu' miałam straszne branie. To było nawet krępujące, ale w sumie miłe i zaskakujące, że ludzie aż tak to oglądali. Zaczepiali mnie mężczyźni: 'Pani Renato!'. Odpowiadałam, że mam na imię Anna, a oni swoje: 'Pani Renato, ja to bym z panią na koniec świata!'. Gdy wchodziłam do sklepu, to kolejka się odsuwała i kupowałam pierwsza" - wspominała w książce "Demony seksu".
Anna Chodakowska nigdy nie musiała specjalnie zabiegać o względy mężczyzn. Chociaż nie była klasyczną pięknością, to miała w sobie magnetyzm i charyzmę, które przyciągały amatorów. Jeszcze na studiach poznała swoją pierwszą miłość. W reżyserze Henryku Rozenie zakochała się bez pamięci. Szybko wzięli ślub, niestety, szybko pojawiły się też pierwsze trudności. Okazało się, że małżonkowie pragną od życia różnych rzeczy. "'Rozen był moim kolegą ze studiów, reżyserem. Nienawidził blichtru, co wynikało z jego wielkiej skromności" - mówiła później aktorka. Po rozwodzie pozostali przyjaciółki i kilka razy ze sobą pracowali.
Aktorka nie kryje, że w dniu, kiedy jej małżeństwo oficjalnie przestało istnieć, była już związana z kimś innym. To właśnie Krzysztof Bukowski był największą miłością jej życia. Jej uczuciu nie przeszkadzał nawet fakt, że był partnerem jej przyjaciółki - Haliny Frąckowiak. Anna i Krzysztof doskonale się rozumieli jako artyści, ale też bardzo podobnie myśleli o życiu. Oboje nie chcieli mieć dzieci! Podobno to właśnie dlatego Bukowski zostawił Halinę Frąckowiak, że ona pragnęła być matką, a jego w ogóle nie interesowała rola ojca... Chodakowska ujęła go m.in. tym, że od razu oświadczyła, że nie wyobraża sobie siebie zmieniającej pieluchy czy odprowadzającej dziecko do przedszkola.
Choć Anna Chodakowska odbiła partnera Halinie Frąckowiak, ta... wybaczyła jej i nigdy nie skreśliła z listy swych najbliższych znajomych. Aktorka i piosenkarka do dziś się przyjaźnią. Bukowski i Chodakowska przez wiele lat uważani byli za jeden z najciekawszych duetów artystycznych i twórczych - razem stworzyli m.in. spektakle "Msza wędrującego" i "Kasandra" oraz kilka widowisk telewizyjnych. Aktorka zagrała też w słynnym musicalu "Kolęda Nocka" wyreżyserowanym przez Krzysztofa w grudniu 1980 roku w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Podczas trwającego pięć miesięcy tournée "Kolędy Nocki" po Stanach Zjednoczonych towarzyszyła im również Frąckowiak.
Anna Chodakowska i Krzysztof Ibisz: O ich wzajemnej fascynacji było głośno!
Anna i Krzysztof byli razem aż do śmierci reżysera. Odszedł, mając zaledwie 51 lat, w kwietniu 2001 roku. Choć od śmierci reżysera minęło ponad 20 lat, aktorka wciąż o nim myśli i wspomina jako mężczyznę - to jej słowa - "mądrego i pięknego, który ściągnął ją ze złej drogi". "Mam, podobnie jak większość aktorów, skłonności do pójścia w kierunku... szmiry. Kilkakrotnie Krzysztof ściągał mnie z tej złej drogi. Nauczył mnie, że bez względu na honorarium, trzeba przyjmować tylko te propozycje, które posuwają aktora do przodu, a nie tylko w latach" - powiedziała kiedyś w wywiadzie.
Być może właśnie dlatego coraz rzadziej pojawiała się na ekranie. Ostatni raz można ją było zobaczyć w filmie krótkometrażowym "Powrót" w reżyserii Ewy Bukowskiej. Był to jeden z pierwszych polskich filmów, który dotyka tematu współczesnej wojny i wpływu, jaki wywiera na człowieka.
Aktorka na krótko związała się również z polityką - była w składzie komitetu honorowego Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, startowała też do senatu. Za pracą na planie filmowym nie tęskni. W jednym z rzadkich wywiadów przyznała, że ma ciekawsze rzeczy do roboty.
Artystka skupiła się na walce o prawa zwierząt, w czym często wspierają ją koledzy i koleżanki ze sceny. Wykorzystuje swoją popularność w szlachetnym celu: "To, że mam znaną twarz i nazwisko, pomaga mi bardzo w dotarciu do pewnych osób, otwiera wiele drzwi. Myślę jednak, że są wartości rozwijające się w człowieku bez względu na to, kim ten człowiek jest. Walczyłabym o prawa zwierząt niezależnie od zawodu, jaki bym uprawiała" - przyznała w jednym z wywiadów.
Była gwiazda ekranów ma w domu kilkanaście kotów. Nie kryje, że towarzystwo zwierząt lubi bardziej niż towarzystwo ludzi. "Każde zwierzę jest godne podziwu i szacunku, czego na pewno nie można powiedzieć o wszystkich ludziach. Zwierzęta są czyste w sensie uczuciowym i psychicznym, nie ma zwierząt wrednych, a ludzie... Tylko niektórzy bywają interesujący".