Reklama

Andrzej Wajda o "Katyniu"

Film "Katyń" to fragment mojej historii, a zwłaszcza historii mojej matki, która oczekiwała na zaginionego ojca - powiedział podczas poniedziałkowej premiery filmu jego reżyser Andrzej Wajda.

"Jako dziecko przyglądałem się jak matka czekała na mojego ojca. Jego nie było na liście katyńskiej, więc ona oczekiwała jakiegoś znaku o jego losie aż do 1950 roku" - powiedział Wajda.

Reżyser podkreślił też, że cieszy się, iż postacie kobiet w filmie są tak wyraziste i zostały tak dobrze zagrane.

Odnosząc się do treści filmu, Wajda zaznaczył, że chciał zrobić obraz z jednej strony o zbrodni a z drugiej o kłamstwie, jakie funkcjonowało na jej temat po 1945 roku.

"Do filmu dołączyłem filmy dokumentalne niemieckie i sowieckie z tamtego okresu, ponieważ chciałem pokazać jak różnie można interpretować sfilmowane obrazy w zależności od tego jakim zostały opatrzone komentarzem" - wyjaśnił.

Reklama

Wajda dodał, że nie robił filmu dla konkretnego odbiorcy. Wyraził nadzieję, że dla tego typu obrazów jest "szeroka widownia".

"Wydaje mi się, że ten film jest swego rodzaju post mortem Polskiej Szkoły Filmowej. Takim pożegnaniem" - dodał reżyser.

Pracując nad filmem "Katyń" mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w czymś niezwykłym, z racji tematu, ale też dlatego, że ten film jest czymś tak osobistym dla Andrzeja Wajdy - powiedziała dziennikarzom aktorka Maja Ostaszewska, wcielająca się w filmie w rolę Anny.

"Wiedzieliśmy że pracujemy z reżyserem, który pamięta tamte czasy, sam przeżył tę tragedię, i to dawało nam poczucie niezwykłości" - tłumaczyła aktorka.

Jej zdaniem, film powinien być przypomnieniem o ludzkiej tragedii. "Czym innym jest mówić i pamiętać o tragedii, a czym innym jest ją pokazać" - uznała Ostaszewska.

"Dla mnie ogromnie poruszające było kiedy po pokazie prasowym członkowie Rodzin Katyńskich podeszli do nas; bardzo wzruszony starszy pan powiedział, że w filmie wyglądałam jak jego matka i widziałam łzy w jego oczach. To były dla mnie najważniejsze recenzje filmu" - powiedziała.

Kompozytor Krzysztof Penderecki, autor muzyki wykorzystanej w filmie "Katyń" Andrzeja Wajdy, podkreślił w poniedziałek, że odbiera ten film bardzo osobiście. "Mój wujek zginął w Katyniu" - powiedział Penderecki.

Kompozytor przyznał, że widział film wcześniej, ale nie całkiem zmontowany, bez czołówki i zakończenia. "Film zrobił na mnie wielkie wrażenie, tym bardziej że ja jestem związany z Katyniem, bo mój wujek został tam zamordowany" - tłumaczył.

Penderecki powiedział, że temat filmu "Katyń" jest tak trudny, że "nie da się pisać muzyki do niego". "Mój były uczeń Stanisław Radwan dokonał wyboru moich utworów do tego filmu, nie

zrobiłem tego ja, bo bym nie potrafił tego zrobić - mnie trudno obiektywnie patrzeć na moją muzykę" - tłumaczył.

Jak ocenił Penderecki, Radwan znakomicie dobrał utwory do filmu i muzyka ta "działa na wyobraźnię, a nie przeszkadza" w odbiorze dzieła.

Penderecki podkreślił, że był w Katyniu raz - właśnie w poniedziałek, przed premierą. "Najpierw przez lata nie można tam było pojechać, potem nie było czasu, więc tak się złożyło że byłem

tam dziś (...) Do tego stopnia to przeżyłem, że nie chcę nawet tego filmu dziś oglądać - za dużo byłoby jak na jeden dzień" - mówił Penderecki.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: matka | Andrzej Wajda | film | Katyń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy