Alicja Bachleda-Curuś: Czeka na rolę życia
Nie ma na koncie zbyt wielu filmowych ról, a mimo to od kilku lat jej nazwisko elektryzuje niemal wszystkich Polaków. W czwartek Alicja Bachleda-Curuś świętuje 33. urodziny.
Alicja Bachleda-Curuś urodziła się 12 maja 1983 w Tampico jako córka Lidii i Tadeusza Bachledy-Curuś. Przez kilka pierwszych miesięcy dzieciństwa wychowywała się w Meksyku, gdyż tam pracował jej ojciec, z zawodu geolog. Po powrocie rodziny do Polski (Alicja ma również starszego brata, Tadeusza, który jest pilotem) przyszła gwiazda uczęszczała do szkoły podstawowej im. Piotra Michałowskiego, a następnie ukończyła krakowskie V LO.
W tym czasie była zafascynowana przede wszystkim muzyką - lubiła tańczyć i śpiewać, uczyła się grać na fortepianie... Jej pasja przekładała się zresztą na konkretne osiągnięcia - Bachleda-Curuś była laureatką wielu festiwali piosenki dziecięcej. Wielokrotnie reprezentowała Telewizję Polską na festiwalach zagranicznych: w Chorwacji (1995), Niemczech (1995), Bułgarii (1995), Włoszech (1996) i na Łotwie (1996). Występowała też na koncertach UNICEF-u w Sali Kongresowej w Warszawie. W efekcie została uznana za najbardziej uzdolnioną solistkę dziecięcą 1995 roku (Grand Prix I Programu Telewizji Polskiej - Tęczowy Music Box), a także otrzymała Nagrodę Edukacyjną Zarządu Miasta Krakowa i Rady Miejskiej za osiągnięcia w nauce, co pokazuje, że od początku jej fascynacje były na równi traktowane ze zdobywaniem wiedzy.
Oprócz muzycznych zainteresowań nastoletnia Alicja coraz bardziej zaczynała fascynować się aktorstwem. - To zamiłowanie ma na pewno związek z moimi młodzieńczymi próbami teatralnymi. Od najmłodszych lat miałam wiele wspólnego z teatrem. W wieku ośmiu lat zaczęłam występować w teatrze muzycznym w 'Akademii Pana Brzechwy' - opowiadała w wywiadzie z Magdaleną Voigt. - Potem grałam dwa lata na deskach krakowskiego Teatru Groteska w sztuce 'Pilot i książę'. Tak więc teatr był bardzo istotny i ciągle pojawiał się w moim życiu. Natomiast w tej chwili jestem bardziej pochłonięta przez film.
Zanim jednak Alicja zadebiutowała na dużym ekranie można ją było oglądać w niemieckim serialu "Sperling" i w "Syzyfowych pracach", gdzie wcieliła się w Birutę (Marcina Borowicza grał Łukasz Garlicki). I wówczas nastąpił przełom - Andrzej Wajda zaangażował młodą aktorkę do roli Zosi w planowanej ekranizacji "Pana Tadeusza" (1999). Bachleda-Curuś przyznaje, że na casting do tego filmu trafiła dosyć szczęśliwie. - Zagrałam wcześniej w filmie kinowym, który później stał się serialem telewizyjnym, w 'Syzyfowych pracach' na podstawie powieści Stefana Żeromskiego. Podczas nagrywania postsynchronów, wspomniano mi, że jest w tym samym czasie w Warszawie casting do roli Zosi w 'Panu Tadeuszu'. Słyszałam o tym - w prasie i w telewizji było o tym głośno - ale zupełnie nie utożsamiałam Zosi ze mną. Jakoś nie wyobrażałam sobie siebie na tym castingu. Tak więc te wszystkie wiadomości puszczałam mimo uszu, natomiast będąc w Warszawie, zachęcana przez innych, żeby przynajmniej spróbować 'pokazać się', pojechałam - wyznała w rozmowie z Voigt.
- Miałam tylko tę 'przewagę' nad innymi kandydatkami, że nie musiałam czekać w kolejce. Z tego co widziałam, to tam naprawdę były tłumy dziewczyn. Wtedy mówiono, że zgłosiło się ponad dwa tysiące kandydatek. Tak więc gdybym miała czekać w kolejce, to pewnie bym się nie doczekała. Zostałam więc wpuszczona prawie bez kolejki. A casting był zupełnie standardowy - trzy etapy. Pierwszy to przedstawienie się z karteczką i ze swoim numerkiem, czego ja za bardzo nie lubię, ale no cóż, taką drogę trzeba przejść. Później przechodziło się do drugiego etapu, gdzie trzeba było przygotować tekst. Po nim powiedziano mi, że najprawdopodobniej ktoś się ze mną skontaktuje w najbliższym czasie. O ile pamiętam, casting odbywał się w dzień po moich urodzinach, to znaczy 13 maja, natomiast o tym, że dostałam się do trzeciego etapu, dowiedziałam się w połowie czerwca. Trzeci etap odbył się już z udziałem pana Andrzeja Wajdy. Mówiłam wszystkie kwestie Zosi i dodatkowo jakieś wiersze i prozę. I tak to się stało - odsłoniła kulisy powierzenia jej roli, której zawdzięcza sławę aktorka.
Co ciekawe, następnie Bachleda-Curuś wystąpiła w kilku... niemieckich produkcjach. Na planie pierwszej z nich, obrazu Michaela Gutmanna "Z miłością nie wygrasz" (2001), znów znalazła się dosyć szczęśliwie. - Dyrektor castingu spotkał przypadkowo drugiego reżysera z 'Pana Tadeusza', z którym współpracował przy innym filmie i zapytał go, czy ten przez przypadek nie zna młodej dziewczyny, która już zagrała w jakimś filmie, ponieważ oni od czterech miesięcy robią casting i nie mogą nikogo odpowiedniego znaleźć. Drugi reżyser powiedział, że jest taka dziewczyna, Ala Bachleda-Curuś. Byli bardzo zdumieni, że wcześniej nikt o mnie nie wspomniał. Tym bardziej, że 'Pan Tadeusz' był wtedy w kinach. A ja zupełnie nieświadoma spędzałam wtedy wakacje nad polskim morzem i nie miałam pojęcia o tym castingu - wyznała artystka.
Kolejne filmy zza naszej zachodniej granicy, w których wystąpiła, pochodziły z 2004 roku. Były to: melodramat "Letnia burza" Marco Kreuzpaintnera i telewizyjna produkcja przygodowa "Krew templariuszy" Floriana Baxmeyera. Po niedużych rolach w kolejnych zagranicznych produkcjach: komedii "Na wschód" (2006) Lionela Baiera i "Kogucie bez głowy" (2007) Radu Gabrei, aktorka zagrała Veronicę w głośnym obrazie "Handel" (2007). W filmie znanego jej już Kreuzpaintnera wcieliła się w młodą Polkę, która w poszukiwaniu lepszego życia za oceanem, zostaje uwięziona w Meksyku, a następnie zgwałcona przez mężczyzn zajmujących się handlem żywym towarem. W niedoli Veronica poznaje trzynastoletni Adrianę, wraz z którą, a także innymi dziećmi i kobietami, zostaje przemycona na terytorium USA, gdzie ma pracować jako prostytutka...
To właśnie m.in. za sprawą znakomitego występu w "Handlu" Bachleda-Curuś mogła wreszcie zadebiutować w hollywoodzkiej produkcji. W 2009 roku na ekranach pojawił się dramat Neila Jordana "Ondine" - opowieść o przystojnym Irlandczyku Syracusie, który pewnego dnia wyławia z morza piękną i niezwykle tajemniczą dziewczynę - w którym Alicji towarzyszył na ekranie Colin Farrell. Szybko okazało się, że odtwórcy głównych ról są związani także w życiu prywatnym, a 7 października 2009 roku urodził im się syn Henry Tadeusz Farrell. Chłopczyk został ochrzczony pod koniec tego samego roku w karmelickim kościele pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie. Dziecko nie wpłynęło jednak na scementowanie ich relacji, związek nie przetrwał próby czasu i w styczniu 2011 roku Bachleda-Curuś oficjalnie potwierdziła rozstanie z Farrellem.
Wcześniej aktorka zagrała jeszcze w komediodramacie "Przyjaźń!" Markusa Gollera, opowieści o dwóch Niemcach, którzy po upadku Muru Berlińskiego postanawiają wyruszyć w podróż do San Francisco, by zobaczyć Golden Gate. Następnie można było oglądać ją w polsko-włoskiej superprodukcji "Bitwa pod Wiedniem" (2012) Renzo Martinelliego, w której wcieliła się w Eleonorę Lotaryńską. Obraz nie odniósł jednak ani artystycznego, ani komercyjnego sukcesu. Co więcej spotkał się raczej z mocno negatywnymi opiniami, czego dowodem były dwie nominacje dla samej Bachledy-Curuś do filmowych antynagród - Węży (polski odpowiednik Złotych Malin) w kategoriach: aktorka oraz żenująca scena (za sekwencję, w której aktorka obnaża pierś do leczenia).
Ostatnim filmem, w którym można było zobaczyć gwiazdę, jest komedia romantyczna Kingi Lewińskiej "7 rzeczy, których nie wiecie o facetach". Film cieszy się sporym powodzeniem w kinach (wciąż można go zobaczyć), obejrzało go już ponad milion osób. Niebawem Bachledę-Curuś będzie można również zobaczyć w dramacie "Polaris" Soudabeha Moradiana.