Aleksandra Popławska o "Nie cudzołóż i nie kradnij": Finał jest spektakularny
- Cieszę się, że zagrałam w filmie „Nie cudzołóż i nie kradnij”. Już sam tytuł daje do myślenia, a finał jest bardzo spektakularny - mówi aktorka Aleksandra Popławska. Film trafi na ekrany kin w najbliższy piątek, 18 listopada.
Choć film "Nie cudzołóż i nie kradnij" dopiero zadebiutuje na ekranach kin, nie milkną dyskusje na jego temat. Odtwórczyni jednej z głównych ról, Aleksandra Popławska, przekonuje, że perypetie bohaterów nie tylko bawią do łez, ale także wzruszają i zmuszają do refleksji nad swoim postępowaniem.
Z kolei producentka Magdalena Kuczewska podkreśla, że opowieść jest prowadzona tak, by wiele spraw było od początku zagadką, a widzowie doskonale bawili się odkrywaniem przyczyn kolejnych wydarzeń i motywacji postaci. Twórcom nie zależało na tym, by obraz był kontrowersyjny, ale by pokazywał na pozór oczywiste sprawy w nieoczywisty sposób.
Twórcy zapewniają, że pod płaszczykiem komediowego charakteru w filmie "Nie cudzołóż i nie kradnij" ukryte jest ważne przesłanie. Z kolei Aleksandra Popławska uważa, że już sam tytuł zobowiązuje do pewnej postawy.
- Tytuł na to wskazuje, że lepiej tego nie robić, bo jakaś góra tam może nas ukarać. Moja bohaterka ma dwa grzechy na sumieniu - z jednej strony cudzołoży, a z drugiej strony chce kogoś zabić. Ale ponieważ kto inny grzeszy, to ona pada ofiarą jednego z grzechów i nie kończy się to najlepiej - mówi agencji Newseria Lifestyle Aleksandra Popławska.
Aktorka wciela się w rolę Renaty, która grzeszy bez skrupułów. Bardzo lubi pieniądze, a jeszcze bardziej Jurka - wspólnika swojego męża. Kobieta jest uwikłana w miłosny trójkąt, ma rozdarte serce i dlatego czasem musi dokonywać wręcz dramatycznych wyborów.
- Renata pochodzi z niewielkiego miasteczka, nie ma sukcesów na swoim koncie, jest po prostu zwykłą Renatą, która kocha dwóch mężczyzn - swojego męża, ale też trochę kocha swojego kochanka. I jak wiemy z życia, bo co poniektórzy pewnie tego doświadczyli, taki trójkąt nie zawsze dobrze się kończy. Niektórym się udaje żyć w takim układzie, ale większości jakoś nie, nie wiem dlaczego. Renacie się to zdecydowanie nie udało - tłumaczy.
Aleksandra Popławska nie chce zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale zachęca do obejrzenia tej produkcji. Aktorka bardzo się cieszy, że mogła w niej zagrać, i wspomina niezwykle miłą atmosferę na planie.
- Grało się super, dlatego że bardzo lubię wszystkich twórców. Z niektórymi jesteśmy prawie sąsiadami, mieszkamy blisko siebie po prostu, razem ze scenarzystą i reżyserem, producentką tego filmu oraz jednym z głównych aktorów, bardzo się przyjaźnimy, kolegujemy. I chyba trochę na bazie naszej sympatii też powstał ten film, więc tym bardziej będzie to naprawdę dobra rozrywka. Finał jest bardzo fajny, spektakularny, jeśli chodzi o wszystkich bohaterów - mówi.
Rola sutenera niczym z Dzikiego Zachodu w "Nie cudzołóż i nie kradnij" była setną w karierze Cezarego Pazury. Na zakończenie zdjęć nie mogło więc zabraknąć lampki szampana i okolicznościowego tortu, na którym widniał napis "100 ról to za mało". Aleksandra Popławska podkreśla, że bardzo ceni kunszt aktorski kolegi po fachu i podziwia jego pokaźny dorobek.
- Niestety nie widziałam wszystkich stu ról Czarka, ale mam nadzieję, że to nadrobię. Tutaj jest dosyć zabawnym gangsterem, trochę groźnym, ale jest to czarna komedia, więc myślę, że Cezary znowu pokaże, po raz setny, że jest znakomitym aktorem - mówi.
Aktorka zdradza też, że ona sama nie prowadzi prywatnych statystyk i nie liczy, ile ról zagrała.
- Nie liczyłam ani filmów, ani seriali, ani ról teatralnych, ani nagród. Jak będę miała czas, pewnie na emeryturze usiądę i to policzę - dodaje.
Magdalena Kuczewska, producentka filmu "Nie cudzołóż i nie kradnij", ma satysfakcję z tego, że ta produkcja cieszy się tak dużym zainteresowaniem. Jeśli natomiast chodzi o głosy krytyki, to nie do końca się z nimi zgadza. Zapewnia bowiem, że twórcom nie zależało na budzeniu kontrowersji. Zamysł był zupełnie inny.
- Czytaliśmy scenariusz, mieliśmy taką wizję realizacji, a to, jak finalnie zostanie odebrany film, to zawsze jest kwestia przede wszystkim czyichś odczuć. My staraliśmy się tematy tabu pokazywać w dosyć oryginalny sposób, ale też nie taki oczywisty, tzn. nie zamierzaliśmy być kontrowersyjni, wręcz przeciwnie - chcieliśmy być komediowi, ale opowiadać o czymś może trochę poważniejszym, trudniejszym, może w mocniejszym wydaniu, niż można - mówi Magdalena Kuczewska.
W konsekwencji pojawiły się zarzuty, że jest to film w pewnym sensie antykościelny.
- Reżyser i my jako twórcy kreując ten film, mieliśmy na celu to, żeby nie był on wprost antyklerykalny. To znaczy mam wrażenie, że dotykamy tej antyklerykalności czy też pokazujemy w pewnych sytuacjach bohaterów, księdza czy też inne osoby, w jakimś zderzeniu z katolicyzmem, z religią, natomiast mamy nadzieję, że nie będzie to urażało czyichś uczuć religijnych, to nie był nasz cel - podkreśla producentka.
Fabułę tego filmu twórcy streszczają w następujący sposób: nigdy nie zostawiaj faceta samego w domu, bo jeśli spodziewasz się, że po czułym pożegnaniu on wsunie kapcie i usiądzie z książką pod kocem, to mocno się zawiedziesz. Takiej okazji nie przegapia Patryk. Gdy jego żona Renata wyjeżdża na kilka dni, on odpina przysłowiowe wrotki. Kobieta nie pozostaje mu jednak dłużna i znajduje sobie kochanka. Patryk natomiast miłosną pustkę wypełnia towarzystwem Sandry, dzięki której zawiera niefortunne znajomości z gangsterem Alfim i mafijnymi cynglami. Do tego towarzystwa dołącza ksiądz Mariusz.
- Ten film jest trudny do opowiedzenia, szczególnie z tego względu, że ma nielinearną konstrukcję, tzn. jest opowiadany blokami. Jest on pewnego rodzaju układanką, tzn. zaczynamy od wyjmowania różnych puzzelków, które układają się w pewną całość. Film jest o niezbyt realistycznej sytuacji, w której wszyscy bohaterowie giną - to nie jest spojler, ponieważ dowiadujemy się tego w scenie otwierającej i tak naprawdę film opowiada o tym, w jaki sposób, dlaczego i w jakich okolicznościach ci bohaterowie zginęli - tłumaczy Magdalena Kuczewska.
Producentka filmu "Nie cudzołóż i nie kradnij" zaznacza, że konkretne sytuacje i nieoczekiwane zwroty akcji mają zmusić widzów do znalezienia odpowiedzi na kilka kluczowych pytań, m.in. czy to, co dzieje się w naszym życiu, zależy od przypadku, czy może raczej od "siły wyższej".
- Są to sytuacje przede wszystkim komediowe, natomiast konstrukcja opowiadania jest też taka, że chcieliśmy, aby film do pewnego momentu bawił, a w pewnym momencie zmuszał albo zachęcał do refleksji - podkreśla.