Reklama

Aktorzy, którzy zostali reżyserami

Ma na koncie trzy nominacje do Oscara, trzy występy u Davida Cronenberga, świetną rolę w adaptacji powieści Cormaca McCarthy’ego, zapisał się w pamięci widzów jako Aragorn z "Władcy pierścieni". Viggo Mortensen, jeden z najważniejszych aktorów swojego pokolenia, mógłby dziś spocząć na laurach, pokryć się patyną. Ale nie, on nie idzie na łatwiznę. Stale się rozwija, pozostaje otwarty na różne dziedziny i doświadczenia, szuka dla siebie nowego miejsca. W tym roku zadebiutował jako reżyser i scenarzysta filmu "Jeszcze jest czas", za który zdobył m.in. nagrodę specjalną na MFF w San Sebastian. Nie jest jednak wyjątkiem.

W oczekiwaniu na polską premierę debiutanckiego filmu Mortensena - która w obliczu pandemii koronawirusa i pogarszającej się sytuacji epidemiologicznej została przesunięta na przyszły rok - postanowiliśmy przypomnieć historię aktorów, którzy na pewnym etapie kariery również zaczęli myśleć o własnych filmach. Którzy mimo mocnej pozycji w branży postanowili stanąć po drugiej stronie kamery i okazali się wybitnymi reżyserami.

Clint Eastwood

W świadomości widzów Clint Eastwood funkcjonuje głównie za sprawą spaghetti westernów Sergia Leone, status ikony zapewniła mu także rola twardziela z kamienną twarzą, bezwzględnego inspektora Harry’ego Callahana w serii filmów o "Brudnym Harrym". Z biegiem lat zaczął jednak wykazywać skłonność do przełamywania aktorskiego emploi, bez reszty oddał się reżyserii. Prawdziwym kamieniem milowym w jego karierze okazał się nagrodzony czterema Oscarami antywestern "Bez przebaczenia". Eastwood na tym jednak nie poprzestał.

Reklama

Wyreżyserowany przez niego na podstawie bestsellerowej powieści Roberta Jamesa Wallera melodramat "Co się wydarzyło w Madison County" z miejsca trafiło na listę najbardziej poruszających produkcji lat 90. Inne ważne filmy w jego reżyserskim dorobku to "Rzeka tajemnic" (z oscarowymi rolami Seana Penna i Tima Robbinsa), obsypane nagrodami "Za wszelką cenę", "Gran Torino" czy dyptyk "Sztandar chwały" / "Listy z Iwo Jimy". Mimo 90 lat na karku, Eastwood nie spuszcza z tonu, wciąż intensywnie pracuje, kręci jeden film za drugim. A przy tym wysoko zawiesza sobie artystyczną poprzeczkę, o czym świadczyć może ubiegłoroczny "Richard Jewell".

George Clooney

Gwiazda małego ("Ostry dyżur") i dużego ekranu ("Ocean’s Eleven), zdobywca Oscara, bożyszcze tłumów, człowiek, którego właściwie nie trzeba szczególnie przedstawiać, ale na pewno warto przypomnieć jego autorskie projekty. Zadebiutował jako reżyser w 2002 roku filmem "Niebezpieczny umysł" na podstawie - najprawdopodobniej na poły sfingowanej - autobiografii Chucka Hirscha Barrisa, gwiazdora stacji telewizyjnej NBC, który w latach 80. miał rzekomo pracować jako płatny zabójca na usługach CIA.

George Clooney kontynuował to zainteresowanie osobowościami amerykańskiego przemysłu telewizyjnego w kolejnych filmach, a przy tym zaczął infiltrować rodzimą scenę polityczną. W "Good Night, and Good Luck" wziął pod lupę postać Edwarda R. Murrowa - popularnego dziennikarza stacji CBS, który wypowiedział wojnę republikańskiemu senatorowi Josephowi McCarthy’emu. Kilka lat później w "Idach marcowych" stworzył trzymający w napięciu thriller polityczny o kulisach kampanii wyborczej w USA i ciemnych stronach wyścigu o fotel prezydencki. Za scenariusze obu tych filmów Clooney otrzymał nominację do Oscara, potwierdzając tym samym status twórcy politycznie czujnego, przenikliwie diagnozującego współczesność.

Mel Gibson

Tę karierę wypełniały skandale, twórcze eksperymenty, wzloty i upadki. Aktor fetowany niegdyś jak wielka gwiazda i jeden z najpopularniejszych twórców w Hollywood stał się nagle persona non grata. W ostatnich latach o Melu Gibsonie mówiło się głównie w kontekście jego antysemickich komentarzy i bulwersujących doniesień dotyczących znęcania się nad partnerką, jednak kilka lat temu powrócił do łask Hollywoodu za sprawą wyreżyserowanej przez siebie "Przełęczy ocalonych". Film otrzymał sześć nominacji do Oscara (w tym dwie statuetki) i pozwolił Gibsonowi myśleć o kolejnych projektach.

W przeszłości aktor, który wyrobił sobie nazwisko w kasowych seriach "Mad Max" i "Zabójcza broń", a także w filmach Petera Weira ("Gallipoli") i Rolanda Emmericha ("Patriota"), kilkukrotnie chwytał za kamerę. Nakręcony przez niego "Braveheart - Waleczne Serce", będący epicką opowieścią o losach XIII-wiecznego szkockiego bohatera narodowego Williama Wallace’a, okazał się wielkim zwycięzcą oscarowej gali w 1996 roku. Kilka lat później Gibson wzbudził ogromne kontrowersję za sprawą filmu "Pasja". Próba rekonstrukcji ostatnich dwunastu godzin z życia Chrystusa spotkała się z zarzutami o antysemityzm oraz przekroczenie granicy dosłowności w pokazywaniu okrucieństwa i cierpienia na ekranie. O epatowanie przemocą, a jednocześnie o rasizm i karygodne przekłamanie historyczne Gibson został oskarżony również przy okazji "Apocalypto" - filmu, który miał stanowić próbę odtworzenia codziennego życia Majów.

Sean Penn

Zdobywca dwóch Oscarów (kolejno za "Rzekę tajemnic" i "Obywatela Milka"), laureat prestiżowych nagród na festiwalach w Berlinie ("Przed egzekucją), Cannes ("Jak jej nie kochać") oraz Wenecji ("Harmider", "21 gramów"). Sean Penn to jeden z najciekawszych i najbardziej utytułowanych aktorów Hollywood, ale jest również reżyserem i autorem kilku ciekawych scenariuszy. Jego pierwszym filmem był "Indiański biegacz", drugim "Obsesja" - z Jackiem Nicholsonem w roli głównej.

Strzałem w dziesiątkę w reżyserskiej karierze Penna okazało się oparte na autentycznych zdarzeniach "Wszystko za życie". Bohaterem jest Chris McCandless, chłopak z zamożnej rodziny z Waszyngtonu, który porzucił wszystko - zerwał kontakt z bliskimi i rozdał oszczędności przeznaczone na studia - by ruszyć na włóczęgę po Ameryce w poszukiwaniu transcendentalnych doświadczeń. Historia ta nie skończyła się dobrze - zaczytany w Tołstoju i Londonie, uciekający od cywilizowanego świata chłopak zmarł z głodu w alaskańskiej dziczy. "Wszystko za życie" zachwyciło widzów, dla wielu okazało się ważnym doświadczeniem. Tak samo jak akustyczny soundtrack, który na potrzeby filmu skomponował Eddie Vedder, wokalista grupy Pearl Jam.

Ron Howard

Niewiele osób o tym pamięta, ale przygodę ze światem filmu Ron Howard zaczynał jako aktor. Przed kamerą występował niemal od urodzenia, na planie pojawił się po raz pierwszy, kiedy miał zaledwie 18 miesięcy. Będąc dzieckiem występował w programie "The Andy Griffith Show", jako nastolatek przez dziesięć lat grał główną rolę w popularnym serialu "Happy Days". W połowie lat 70. postanowił porzucić aktorstwo na rzecz reżyserii, wtedy też zadebiutował filmem "Grand Theft Auto". Jednak prawdziwą rozpoznawalność i nominacje do pierwszych poważnych nagród przyniósł mu zrealizowany niemal dekadę później "Plusk".

Ron Howard uchodzi obecnie za jednego za jednego z najbardziej wszechstronnych reżyserów współczesnego Hollywood. Swoich sił próbował zarówno w kinie fantasy ("Willow"), jak i tym biograficznym ("Piękny umysł"). Stanął za kamerą świątecznego klasyka "Grincha", zekranizował trzy powieści Dana Browna ("Kod da Vinci", "Anioły i demony", "Inferno"), a nawet dołożył swoje trzy grosze do uniwersum "Star Wars" ("Han Solo: Gwiezdne wojny - historie). Jeszcze w tym miesiącu na Netfliksie zobaczymy jego najnowszy, sytuujący się zupełnie gdzie indziej film "Elegia dla bidoków", będący adaptacją bestsellerowej powieści J. D. Vance’a. Howard opowie o realiach życia na peryferiach Stanów Zjednoczonych. O Ameryce pogrążonej w bezrobociu, ubóstwie i braku perspektyw.

Greta Gerwig

Mówili o niej "papieżyca amerykańskiego kina niezależnego", kojarzyli jako jedną z twarzy nurtu mumblecore i patronkę filmów Noaha Baumbacha. Zagrała u Woody’ego Allena ("Zakochani w Rzymie") i w filmie "20th Century Women" Mike’a Millsa. Aktorstwo aktorstwem, ale to reżyseria chodziła za Gretą Gerwig całe życie. Niewielu pamięta, że pierwszy film wyreżyserowała już ponad dekadę temu - były to "Noce i weekendy", wspólnie z Gerwig za kamerą stanął Joe Swanberg. Na jej pierwszy samodzielnie napisany i wyreżyserowany film przyszło czekać do 2017 roku. "Lady Bird", niby prosty film o dziewczęcym dojrzewaniu, jakich kino widziało wiele, okazał się wielkim sukcesem. Była to pierwsza produkcja, która na portalu Rotten Tomatoes zdobyła 100 procent pozytywnych recenzji. Sama Gerwig zapisała się zaś na kartach historii jako piątą kobieta nominowana do Oscara za reżyserię.

Kolejny film to adaptacja "Małych kobietek", jednego z kluczowych tekstów amerykańskiej kultury popularnej. Gerwig po raz kolejny wywołała spore zamieszanie, a jej autorskie odczytanie powieści Louisy May Alcott i wyłuskanie zawartych tam współczesnych kontekstów zostało entuzjastycznie przyjęte przez krytykę. Teraz - wraz z Noahem Baumbachem - planuje pracę nad filmem z zupełnie przeciwnego bieguna, opowiadającego o... lalce Barbie. W tytułową rolę ma wcielić się Margot Robbie.

John Cassavetes

Znany z występów w "Parszywej dwunastce" i "Dziecku Rosemary" John Cassavetes uchodzi za ojca amerykańskiego kina niezależnego, wyreżyserowane przez niego filmy miały niebagatelny wpływ na późniejszą twórczość Martina Scorsese czy Jima Jarmuscha. Fenomen Cassavetesa polegał na tym, że za nic miał on prawidła rządzące systemem hollywoodzkim, już w latach 50. - kiedy o kinie aktorskim nikt jeszcze nie słyszał - głosił tezę, że sztuka filmowa powinna pochylać się przede wszystkim nad normalnymi ludźmi. Nad ich problemami i życiem codziennym.

Taki manifest Cassavetes wygłosił w 1957 roku podczas audycji radiowej Jeana Sheperda, dodał również, że każdy widz zainteresowany oglądaniem siebie na ekranach kin, powinien wyłożyć po jednym dolarze i wspomóc produkcję takiego filmu. Na drugi dzień na konto aktora wpłynęło w sumie 2,5 tysiąca dolarów od słuchaczy. Za tę kwotę, a zarazem przy wsparciu swoich przyjaciół i grupy nieznanych szerzej aktorów, Cassavetes wyreżyserował swój debiutancki film "Cienie". Wiele scen w filmie wynikło z improwizacji, całość została nakręcona na ulicach, w pubach, restauracjach i mieszkaniach samych twórców. Kinu osadzonemu na gruncie realizmu Cassavetes pozostał wierny przez lata. Największym osiągnięciem w jego reżyserskiej karierze - a zarazem jedynym filmem, który przyniósł prawdziwe zyski - była "Kobieta pod presją" z Geną Rowlands w roli głównej.

Terry Gilliam

Współtwórca, nadworny rysownik i aktor Latającego Cyrku "Monty Pythona". Terry Gilliam na szerokie wody wypłynął jednak przede wszystkim jako szalony i nieobliczalny wizjoner, twórca kina wymykającego się prostym klasyfikacjom, a przy tym silnie zapośredniczonego w klasyce światowej literatury. W "Brazil" pokazał autorską wizję totalitarnego inspirowaną "Rokiem 1984", kilka lat później wziął na warsztat powieść Rudolfa Ericha Raspe’a pt. "Niezwykłe przygody barona Munchausena". Jako reżyser Gilliam porwał się również na adaptację kultowego "Lęku i odrazy w Las Vegas" Huntera Thompsona, fantazjował na temat losów braci Grimm, a także - przez 25 lat swojego życia - pracował nad filmem inspirowanym "Don Kichotem" Cervantesa.

Upust swojej nieskrępowanej, surrealistycznej wyobraźni dawał Gilliam również w takich filmach, jak "Fisher King", "12 małp", "Kraina traw" czy "Parnassus" (z ostatnią rolą Heatha Ledgera). Pracę nad jego kolejnym filmem - opartym na pomyśle samego Stanleya Kubricka - przerwała pandemia koronawirusa.

Bradley Cooper

Światową sławę przyniosła mu rola w "Kac Vegas", w kolejnych latach trafił pod skrzydła Davida O. Russella ("Poradnik pozytywnego myślenia", "American Hustle," "Joy"), Clinta Eastwooda ("Snajper"), użyczał też głosu Rocketowi, jednemu ze Strażników Galaktyki. Największą sławę przyniosły mu jednak wyreżyserowane przez niego "Narodziny gwiazdy", oparte na klasycznym tytule z 1937 roku. Historia ta doczekała się aż trzech remake'ów. W wersji z 1954 roku zagrali Judy Garland i James Mason, kolejna z 1976 roku była sygnowana nazwiskami Barbary Streisand i Krisa Kristoffersona. Z największym powodzeniem po opowieść o spotkaniu starzejącego się gwiazdora z początkującą piosenkarką sięgnął jednak Bradley Cooper.

Film z 2018 roku okazał się kasowym przebojem, zarobił ponad 400 milionów dolarów, został nominowany aż do dziewięciu Oscarów, a utwór "Shallow" przez kilka miesięcy utrzymywał się na szczytach list przebojów na całym świecie. Najprawdziwszym odkryciem "Narodzin gwiazdy" jest jednak talent aktorski, a przy tym zupełnie inne oblicze Lady Gagi, jednej z najbardziej utalentowanych i kontrowersyjnych gwiazd popu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy