33. Warszawski Festiwal Filmowy oficjalnie rozpoczęty
Świat artystyczny mimowolnie przeplata się ze światem polityki. Ten burzliwy związek jest możliwy za sprawą sztuki kompromisu - powiedział wiceminister kultury Paweł Lewandowski przed premierą "Pewnego razu w listopadzie", filmu otwierającego 33. Warszawski Festiwal Filmowy.
Stefan Laudyn, dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego, na otwarcie wydarzenia przywołał zdanie zamieszczone we wstępie do katalogu festiwalu. "Polska to 38 milionów pęknięć. Postarajmy się, aby podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego było ich trochę mniej" - powiedział. "Dalajlama zapytany kiedyś przez dziennikarza o los swojego narodu powiedział mniej więcej tak: rzeczywiście, sytuacja może nie jest łatwa, ale widzę nadzieję, że może już za kilka pokoleń może ulec pewnej poprawie - powiedział Laudyn.
"Wiele lat temu zadano mi pytanie, jak wyglądała droga Warszawskiego Festiwalu Filmowego. W odpowiedzi powiedziałem: była prosta, prowadziła pod górę. I proszę mi wierzyć, że ta droga nadal prowadzi pod górę, a w tym roku była szczególnie trudna" - dodał. Podziękował dwóm osobom, które najmocniej pomogły organizatorom w tym roku: odwołanej w poniedziałek przez MKiDN dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdalenie Sroce oraz wiceministrowi kultury Pawłowi Lewandowskiemu.
Obecny na inauguracji wiceminister Lewandowski przypomniał, że 33. Warszawski Festiwal Filmowy jako zaledwie jeden z piętnastu na świecie, obok Cannes i Berlinale, wpisany jest na listę festiwali akredytowanych przez Międzynarodową Federację Stowarzyszeń Producentów Filmowych. "To niezwykle ważne wydarzenie, oprócz swoich walorów artystycznych, umożliwia również dalszy rozwój reżyserom, którzy mają szansę trafić na listę oscarową" - powiedział.
"Chciałbym (...) wyrazić swój szacunek i podziw dla ludzi, którzy tworzą ten Festiwal. Pomimo różnych perypetii, które towarzyszyły jego przygotowaniu, organizatorzy nie poddali się i zrobili wszystko, abyśmy mogli dziś podziwiać filmy z całego świata. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że jako Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego mogliśmy partycypować w tym wydarzeniu, udzielając mu wsparcia w trudnych momentach. Ogrom pracy, którą organizatorzy włożyli w przygotowanie tego Festiwalu, oraz wysoki poziom, który utrzymują od lat, zasługują na wyrazy najwyższego uznania" - dodał Lewandowski.
Wiceminister podkreślił także, że wydarzenie takie, jak 33. WFF utwierdza go w przekonaniu, "jak ważną rolę w kształtowaniu kultury pełni kinematografia i jaka odpowiedzialność spoczywa na barkach Ministerstwa Kultury". "W tym kontekście widzimy, jak świat artystyczny mimowolnie przeplata się ze światem polityki. Niejednokrotnie, tak jak w chwili obecnej, jest to bardzo burzliwy związek. Jednak związek ten trwa za sprawą jednej z najtrudniejszych sztuk, sztuki kompromisu" - ocenił.
"Dlatego też, doceniając rolę, którą w polskiej kulturze pełni kino, jako ministerstwo wspieramy je i tworzymy odpowiednie warunki do jego dalszego rozwoju. W 2005 roku aktywnie wspieraliśmy polskie kino głosując za ustawą o kinematografii. Obecnie do Sejmu trafił projekt nowelizacji ustawy CIT i VAT, która umożliwi dwukrotne zwiększenie limitu przychodu twórców. Trwają również prace nad ustawą o zachętach finansowych dla produkcji audiowizualnej. Jestem zachwycony, że mogę dzisiaj uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu, ponieważ utwierdza mnie to w poczuciu misji, którą jako resort kultury realizujemy na co dzień" - przypomniał Lewandowski.
Filmem otwarcia 33. WFF jest "Pewnego razu w listopadzie" Andrzeja Jakimowskiego. W swojej nowej produkcji autor takich obrazów, jak m.in. "Sztuczki", "Imagine" i "Zmruż oczy", opowiedział historię Mamusi i Mareczka (Agata Kulesza i Grzegorz Palkowski), którzy błąkają się po Warszawie próbując znaleźć nowy dom. Są po eksmisji, cały ich dobytek to dwie torby i jeden plecak turystyczny. Z bagażem w rękach i psem Kolesiem plączącym im się pod nogami, przez którego nie chce przyjąć ich pod dach żadne schronisko ani noclegownia, szukają miejsca do spania. Kobiecie udaje się znaleźć miejsce w skłocie, jednak jej spokój nie trwa długo - do budynku próbuje wedrzeć się grupa agresywnych chuliganów biorących udział w Marszu Niepodległości.
Jakimowski podkreśla, że "Pewnego razu w listopadzie" to nie film polityczny. "Siłą rzeczy jesteśmy zanurzeni w polityce, ale ten obraz nie jest o tym. On pokazuje brutalny świat w którym żyjemy. Mówimy w tym filmie o polityce społecznej, sympatiach nacjonalistycznych. To, że te tematy mają swoje implikacje polityczne, to osobna sprawa. Sam obraz nie angażuje się politycznie po żadnej ze stron, wręcz powiedziałbym, że dla wszystkich stron jest niewygodny. Nie chcemy o tym mówić, bo nie chcemy nikomu niczego narzucać" - powiedział w rozmowie z PAP.
W filmie przedstawiono ujęcia Marszu Niepodległości zarejestrowane 11 listopada 2013 roku przez Tomasza Rafę, reportera specjalizującego się w filmowych relacjach z zamieszek. Zdjęcia te powstały do zupełnie innego filmu; portretu o polskim ruchu narodowym. "Zupełnym przypadkiem staliśmy się też świadkami zamieszek i faktycznego ataku na skłot. Pierwotny temat porzuciłem, bo okazał się za trudny do filmu fabularnego, ale obrazy, które nakręciliśmy, (...) zostały mi w głowie i wracałem do nich. Miałem wrażenie, że one mówiły coś o świecie za pomocą emocji, bez słów" - wyjaśnił Jakimowski.
Podczas 33. Warszawskiego Festiwalu Filmowego łącznie zostanie pokazanych ponad 200 filmów, 76 krótko- i 119 pełnometrażowych. Ok. 70 spośród nich zostanie pokazanych po raz pierwszy. 28 tytułów będzie miało w stolicy swoją premierę światową, 27 międzynarodową, a 13 europejską. Pokazane zostaną m.in. najnowsze filmy Wima Wendersa ("Zanurzeni") oraz Siergieja Łoźnicy ("Łagodna"), a także 15 produkcji biorących udział w Konkursie Głównym - m.in. "Pomiędzy słowami" Urszuli Antoniak, "Balkan Noir" Drażena Kuljanina, "Górnik" Hanny Slak oraz "Karta pokładowa" Mehdiego Rahmaniego.
Wydarzenie potrwa do 22 października. Festiwalowe projekcje odbywać się będą w Multikinie (Złote Tarasy) oraz w Kinotece (Pałac Kultury i Nauki).