Reklama

Wenecja: Winslet, Clooney i Madonna

Rozpoczął się 68. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji. Kilka tygodni temu ogłoszono listę filmów, które ubiegać będą się o złotego Lwa na festiwalu w Wenecji, stało się jasne, że będzie to jedna z najlepszych imprez od wielu lat.

Wystarczyło spojrzeć na nazwiska reżyserów i reżyserek: Cronenberg, Ferrara, McQueen, Solondz, Polanski, Lathimos, czy Satrapi. Dodatkowo: najnowsze dzieło Soderbergha, ostatni film Madonny i jedyny polski akcent, pokazywany w sekcji kina autorskiego Venice Days: "Ki" w reżyserii Leszka Dawida.

O tegorocznych Złotych Lwach zadecyduje jury w składzie: przewodniczący - Darren Aronofsky, Eija-Liisa Ahtila, David Byrne, Todd Haynes, Mario Martone, Alba Rohrwacher i Andre Techine.

Pierwsze pokazy na terenie miasteczka festiwalowego na wyspie Lido odbyły się już 30 sierpnia. Oprócz m.in. "Niewybaczalne" Andre Techine, który w tym roku był pokazywany w trakcie festiwalu Nowe Horyzonty, wenecka publiczność miała okazję obejrzeć mini serial "Mildred Pierce" w reżyserii Todda Haynesa. Odkąd dwa lata temu na festiwalu w Cannes zdecydowano się pokazać "Carlosa" Oliviera Assayasa, projekcje serialowe na wielkich europejskich imprezach filmowych stają się coraz bardziej popularne.

Reklama

Kate Winslet rozkwita

"Mildred Pierce" to adaptacja powieści Jamesa M.Caina, sfilmowanej już przez Michaela Curtiza z Joan Crawford w roli głównej, za którą aktorka otrzymała zresztą Oscara. W wersji Haynesa tytułową Mildred gra Kate Winslet, która na tegorocznym festiwalu promuje jeszcze dwa inne film("Rzeź" Romana Polanskiego i "Epidemię strachu" Stevena Soderbergha). Historia USA lat trzydziestych ukazana na podstawie biografii amerykańskiej pani domu, która pewnego dnia zostaje zmuszona do całkowitego przewartościowania swojego życia. Kiedy mąż zostawia ja na lodzie z dwójką dzieci, ponieważ nagle zakochał się do bólu w tajemniczej pani Bierhof, Mildred nie ma wyjścia - bierze los w swoje ręce.

Sytuacja USA po wielkim kryzysie, trwającym nieprzerwanie od 1929 roku, nie sprzyja w żaden sposób samotnym matkom, które w urzędzie pracy mają problem z opisaniem swoich umiejętności. W końcu prowadzenie domu, gotowanie, pieczenie, sprzątanie i opieka nad dziećmi to zwykle obowiązki - praca to coś o wiele bardziej poważnego. Mildred koniec końców, po wielu upokorzeniach, zostaje kelnerka w dość obskurnym barze, który zmienia całe jej życie. Bynajmniej w tym przypadku rewolucja nie polega na cudownym spotkaniu z mężczyzną jej życia, choć i taki pojawi się niespodziewanie w jej towarzystwie. Mimo wszystkich przeciwności losu zwykła kura domowa stanie się rasową bizneswoman, która już nigdy nie będzie musiała zastanawiać się, za co ugotować dzieciom obiad.

Zobacz zwiastun "Mildred Pierce":


Haynes, obsadzając Winslet w głównej roli, rzeczywiście miał świetne przeczucie. Gdyby nie brytyjska aktorka prawdopodobnie można byłoby potraktować ten serial jako kolejną nic nieznaczącą próbę powrotu do przeszłości z watkami feministycznymi w roli głównej. W przypadku Mildred Pierce jest wprost przeciwnie. Kate Winslet rozkwita w tej roli, szczególnie w zderzeniu z postacią córki (m.in. Evan Rachel Wood). Ich wspólne sceny to mieszanka wybuchowa emocji, szczególnie że relacja rodzicielska w tym przypadku to pasmo szalonych decyzji i jeszcze bardziej niespodziewanych rozwiązań. Niestety po pierwszych dwóch odcinkach, kiedy widz zdarzy się już przyzwyczaić do amerykańskiego przedmieścia i emancypujących się pan domu, następuje skręt o 180 stopni. "Mildred Pierce" zmienia się w łzawy, momentami pretensjonalny melodramat z fanatycznymi awanturami rodzinnymi, który w finale oczywiście zakończy się w "odpowiedni" sposob.

Clooney: Tylko dobry film sensacyjny

Festiwalowej ceremonii otwarcia towarzyszył jednak najnowszy film George'a Clooneya "Idy marcowe", który również bierze udział w Konkursie Głównym festiwalu. Film Clooneya miał premierę na weneckim festiwalu, dlatego reżyser pojawił się na otwarciu oraz na konferencji prasowej, przyćmiewając praktycznie wszystkie gwiazdy weneckiego czerwonego dywanu. Jego wejście do Palazzo del Cinema trwało kilkanaście minut, ponieważ tłumy fanek i fanów czekały na upragniony autograf. Kobiety dosłownie mdlały na jego widok, co zaskoczyło praktycznie wszystkich, włącznie z samym aktorem, który kilkukrotnie wracał do swoich fanów.

Reżyser "Good Night and Good Luck" i tym razem sięgnął po współczesny, polityczny temat. Główny bohater Steven (Ryan Gosling) to młody, nowoczesny i piekielnie konkretny szef kampanii jednego z kandydatów na urząd prezydenta z ramienia demokratów. Zanim sztab wyborczy stoczy ostateczny bój ze znienawidzonymi republikanami, gubernator Mike Morris (George Clooney) musi pokonać innego kandydata w łonie własnej partii.

Walka, jak to w amerykańskich filmach o kampanii, jest niezwykle zażarta. Bardzo często wystarczy stracić poparcie jednego stanu i przegrać całą kampanię. Steven dba o PR przyszłego prezydenta, organizuje jego konferencje prasowe - jest jego aniołem stróżem, który bezspornie ufa swojemu pracodawcy. Całkowite oddanie pracy młodego adepta twardej politycznej gry wynika również z wiary, że Mike Morris to "ten jeden jedyny", który zawsze będzie uczciwy. Wszystko zmienia się w mgnieniu oka, kiedy na horyzoncie pojawia się piękna stażystka Molly (Evan Rachel Wood), córka innego znanego polityka, a zarazem młoda, niewinna dziewczyna, której zdarza się popełniać niewybaczalne błędy.

Zobacz zwiastun filmu "Idy marcowe":


Clooney chciał prawdopodobnie zbudować film, który atmosfera miał przypominać "Barwy kampanii". Niestety, końcowy efekt to tylko czarno-biały obrazek przemiany głównego bohatera, który na naszych oczach dostaje życiowy łomot, a jego system wartości nagle zmienia się o 180 stopni."Idy marcowe" ogląda się jak dobry film sensacyjny - szczególny rodzaj rozrywki, w trakcie której można pozwolić sobie nawet na lenistwo i drobną drzemkę. W końcu słowo "stażystka" nawet w Polsce automatycznie rozwiązuje większość fabularnych tajemnic. Pretensjonalny jest również tytuł odnoszący się do morderstwa Cezara, które miało miejsce właśnie w trakcie trwania id marcowych, co dość niezgrabnie zostaje użyte w filmie w postaci frazy o "wbiciu noża w plecy". Scenariusz opiera się na raczej klasycznym motywie walki za wszelką cenę pomiędzy szefami obu sztabów, którzy starają się przy okazji kampanii załatwić swoje zatargi z przeszłości.

Po premierze doszukiwano się w tym filmie odniesień stricte politycznych a propos współczesnej sytuacji USA, szczególnie że estetyczna strona kampanii Morrisa jest wzorowana na kampanii Obamy. Na konferencji prasowej Clooney uciął wszystkie spekulacje, twierdząc ze nie ma mowy o krytyce obecnego prezydenta, ponieważ USA nie miała dotychczas tak mądrego człowieka na tym stanowisku. Niestety, zgodnie ze słowami reżysera: "Przyszło mu żyć i rządzić w bardzo trudnych czasach".

Na kolana przed Madonną? Tylko na czerwonym dywanie!

Najbardziej oczekiwanym gościem drugiego dnia była oczywiście gwiazda popkultury, królowa muzyki pop - Madonna, reżyserka filmu "W.E." pokazywanego poza weneckim konkursem. Tłumy fanów w trakcie konferencji prasowej praktycznie zablokowały Palazzo del Casino. Pojawił się nawet tajemniczy młody mężczyzna w czarnym garniturze z wielkim fioletowym kwiatem, który natychmiast rzucił się do kolan gwiazdy, kiedy tylko Madonna pojawiła się na sali konferencyjnej. Oczywiście pytania dziennikarzy w większości nie dotyczyły filmu i oscylowały wokół życia prywatnego i ogólnego samopoczucia gwiazdy. Na pytanie jednego z reporterów, czy gdyby reżyserka była zmuszona zrezygnować z tronu na rzecz miłości do mężczyzny lub kobiety, Madonna odpowiedziała: "Na pewno mogłabym zatrzymać jedno i drugie, a nawet wszystkie trzy: władzę, mężczyznę i kobietę".

Po niezbyt ciepłym przyjęciu wcześniejszego filmu piosenkarki "Mądrość i seks", Madonna poświęciła się historycznemu scenariuszowi najbardziej znanego romansu pierwszej połowy XX wieku. Historia Wallis Simpson, dla której Edward VIII abdykował w 1936 roku i przekazał brytyjską koronę Jerzemu V, to jedynie punkt wyjścia dla współczesnej historii młodej kobiety o tym samym imieniu, która poświęciła wszystko dla męża i przyszłego potomstwa. Niestety po kilku latach Wallis czuje się najbardziej samotną kobietą na ziemi. Fascynuje ją historia "księcia i księżnej" i marzy, że i ją kiedyś ktoś pokocha tak mocno jak Edward swoją "Amerykankę".

Rzeczywiście trzeba przyznać, że film obfituje w filmowe odwołania spod znaku: "Godzin", "Spragnionych miłości", czy nawet "Requiem dla snu". Mieszanie konwencji bowiem to z pewnością znak rozpoznawczy Madonny jako reżyserki. Oglądając "W.E." momentami można umrzeć ze śmiechu, bo w końcu spotkania z duchem między światami należałoby sobie podarować nawet w banalnym romansidle. Całość to przede wszystkim bardzo niezgrabnie zrealizowana, pretensjonalna historia opierająca się na metaforach a la "papużki nierozłączki" i "serce przebite strzałą". I choć po sukcesie "Jak zostać królem" Toma Hoopera, można mieć nadzieję, że filmy o brytyjskiej koronie zawsze znajdą wierną publiczność, w tym przypadku raczej nie ma co liczyć na milionową widownię. Niestety po raz kolejny królowa muzyki pop udowodniła, że reżyseria to nie jest jej najmocniejsza strona.

Joanna Ostrowska, Wenecja

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Nie przegap hitów filmowych pokazywanych w telewizji. Wszystko znajdziesz w naszym programie telewizyjnym!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: festiwal filmowy w Wenecji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy