"Taniec z Gwiazdami": Wyznania jurora "Top Chefa"
- Udział w programie "Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami" to była świetna decyzja, bo dobra energia płynąca z tańca jest dla mnie inspiracją - przyznaje Grzegorz Łapanowski, juror "Top Chefa". Zdradza też, jak godzi zawodowe obowiązki z intensywnymi treningami.
Co sprawiło, że pan, mistrz kuchni, zdecydował się na udział w "Tańcu z Gwiazdami"?
- Pomyślałem, że taniec w takim wydaniu to już sport. Uznałem, że to doskonały sposób na spojrzenia z nieznanej dotąd perspektywy, bo nigdy wcześniej nie zajmowałem się tańcem. Potraktowałem udział w show jako szansę na codzienną aktywność fizyczną i możliwość spędzenia czasu z jakąś przemiłą, młodą, atrakcyjną damą (śmiech). Do tego dodałem aspekt ekonomiczny i PR-owy. To złożyło się w sensowną całość. A tak zupełnie serio, to przeważyły dwie kwestie - fakt, że dzięki udziałowi w programie choć trochę nauczę się tańczyć i to, że schudnę, co z perspektywy mojej branży jest sprawą dość istotną.
Nie bardzo ma pan z czego chudnąć.
- Przeciwnie! W ostatnie święta pod choinkę dostałem od mojej mamy... wagę. Nie przyjąłem jej. Uznałem to za policzek i za podarek z kategorii prezentów bezczelnych. Po czym, na pierwszy odcinek "Tańca...", mama przywiozła mi tę wagę i była przeszczęśliwa. Stwierdziła: - Synu, nareszcie schudłeś.
Czyli, wracając do decyzji o występie w show, nikt nie musiał pana do tego namawiać?
- Nie, wprawdzie budziło to trochę kontrowersji wśród znajomych z branży - tańczący kucharz. Ale dzisiaj mogę powiedzieć, że w życiu bym tej decyzji nie zmienił. To jest niesamowita przygoda.
Jakie są pańskie wrażenia?
- Mam jedną refleksję. Mianowicie, że nic nie przychodzi ot, tak. Na rzeczy dobre trzeba bardzo ciężko pracować. To dotyczy każdej branży - kulinariów, tańca - wszystkiego. Talent i szczęście to zaledwie ułamek sukcesu. A wrażenia z programu? To przede wszystkim dobra energia płynąca z tańca. Dla mnie to jest najbardziej inspirujące. Zawodowo zajmuję się dobrym i zdrowym jedzeniem. Miesiąc tanecznych treningów pokazał mi, że dobre jedzenie zawsze powinno iść w parze z aktywnością fizyczną. Wtedy świetne samopoczucie i uśmiech są czymś naturalnym.
Jak dogaduje się pan ze swoją taneczną partnerką?
- Uwielbiam ją i nienawidzę jednocześnie (śmiech). Znamy się krótko, ale intensywnie. Wiemy już, czego możemy się po sobie spodziewać. Walerija to osoba zdecydowana. Jest absolutną profesjonalistką w tym, co robi i dużo ode mnie wymaga. Z drugiej strony jest świetną dziewczyną. Mam szczęście, że na nią trafiłem.
Rola uczestnika programu rozrywkowego sprawia, że inaczej patrzy pan na zawodników w "Top Chefie"?
- To dobre pytanie, ale nim zostałem jurorem w "Top Chefie", byłem prowadzącym program - bardzo blisko uczestników. To sprawia, że patrzę z ich perspektywy. Staram się nie być surowym jurorem, bo wyzwanie, które podejmują zgłaszając się do programu, jest nieprawdopodobnie trudne. Poza tym taniec i gotowanie to zupełnie inne rzeczywistości.
Ale teraz pan jest oceniany i emocje są chyba podobne?
- Inna rzecz jest ważna. "Taniec z gwiazdami" może być dla występujących w nim ludzi świetnym sposobem na znalezienie dystansu do samego siebie oraz tego, co się robi. Oczywiście, że jest to konkurs, rodzaj wyścigu i, zupełnie odzierając to z magii, biznes. Udział w nim to fajna sprawa, ale trzeba pamiętać, że to nie jest walka na śmierć i życie. To tylko zabawa.
A na końcu tej zabawy jest Kryształowa Kula. Myśli pan choć trochę o zwycięstwie?
- Trudno mi to sobie wyobrazić. Mam mocnych konkurentów: Julię Pogrebińską, Tatianę Okupnik, Ewę Kasprzyk, Norbiego. Ale oczywiście nie odpuszczę. Będę walczył!
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk