Reklama

Ewa Błachnio: Trener daje mi w kość

Była nastolatką, gdy związała się z kabaretem. Szybko musiała nabrać do siebie dystansu i zapomnieć o byciu na scenie subtelną i delikatną kobietą. Może nadrobi to w "Dancing with the Stars. Tańcu z Gwiazdami"...

Była nastolatką, gdy związała się z kabaretem. Szybko musiała nabrać do siebie dystansu i zapomnieć o byciu na scenie subtelną i delikatną kobietą. Może nadrobi to w "Dancing with the Stars. Tańcu z Gwiazdami"...
Śpiewać potrafi! A tańczyć? /Jordan Krzemiński /AKPA

Co w trakcie treningów do "Tańca z gwiazdami" sprawia ci największą trudność?

Ewa Błachnio: - Niewłaściwe trzymanie ramy, za małe odchylenie głowy, zbyt drobne kroki, za słabe spięcie ciała, mylenie układu - czyli niemal wszystko. Oczywiście pojedynczo każdy z tych elementów jestem w stanie wykonać niemal po mistrzowsku, ale jak złożyć to w jedną spójną całość?

Twój trener ostro cię strofuje?

- Jest nim Jacek Jeschke i już wiadomo, kto w tej parze jest prawdziwą gwiazdą (śmiech). Owszem, daje mi czasami w kość!

Reklama

Trenujecie razem po kilka godzin dziennie. Nie masz tego czasami dość?

- Nie! Chyba każdy chciałby w komfortowych warunkach przyswoić tę przecudną umiejętność, jaką jest taniec, i to jeszcze pod okiem mistrza! Poza tym, kiedy już pokona się ten jakże frustrujący początek braku kondycji i walki o oddech, to każdy kolejny etap jest niezwykle mobilizujący! Nawet to, że - cytując Jacka - "noszę skarpety nie do pary" świadczy o moim profesjonalizmie.

Co to znaczy?

- W taki sposób urozmaicam swój codzienny "look". Niemniej akurat na treningach są one właśnie przejawem wspomnianego profesjonalizmu! W trakcie upływu kolejnych godzin wytężonej pracy zdarza się, że coraz trudniej jest mi ustalić, która stopa jest prawa, która lewa. A tak: "niebieska" do przodu, "żółta" do tyłu, no i wszystko jasne!

Nie jesteś zawodową tancerką. Skończyłaś politologię, dziennikarstwo i aktorstwo - skąd u ciebie taki rozrzut w zdobywaniu wiedzy i doświadczenia?

- To proste - tylko za pomocą doświadczenia jesteśmy w stanie iść naprzód, rozwijać się. A aktorstwo dramatyczne od zawsze było moim zawodowym celem i nawet występując w kabarecie Limo cały czas marzyłam o teatrze, filmie. Po maturze zdawałam do łódzkiej filmówki. Po prezentacji przed komisją egzaminacyjną byłam tak z siebie niezadowolona, że nie poczekałam do wyników. Nie mam pojęcia, czy przeszłam dalej, ale nie żałuję swej decyzji.

Dlaczego?

- Wybrałam bliski moim zainteresowaniom kierunek studiów i je skończyłam, oczywiście cały czas grając z Limo. Z roku na rok coraz więcej, aż w końcu marzenie o aktorstwie powróciło na pierwszy plan. Zaczęłam uczęszczać na kilka warsztatów i wzięłam udział w kilku bardzo różnych i ciekawych projektach. Wyprowadziłam się do Krakowa, gdzie pod okiem mistrza Dariusza Starczewskiego przygotowałam się do egzaminu eksternistycznego - w niesamowitych okolicznościach i na szalonych papierach, ale udało się!

Powiedziałaś w jednym z wywiadów, że obecność przedstawicielek płci pięknej na rodzimej scenie kabaretowej to dość rzadkie zjawisko. Z czego twoim zdaniem to wynika?

- Myślę, że jest to przede wszystkim kwestia uwarunkowań indywidualnych, ale też społecznych, wynikających z naszej tradycji, jak i pewnych stereotypów. Kobieta "powinna" być subtelnie piękna, delikatna, a w wolnych chwilach w białej, zwiewnej sukni może boso ganiać po zielonych łąkach kormorany - nie za szybko, coby pukli włosów nie potargać... A kabaret, estrada wymagają charyzmy, energii i dużego dystansu do siebie, a także własnego wyglądu i tym samym niejednokrotnie zmuszają do wyjścia z tych narzuconych kobiecie, romantycznych ram. Nie jest to wcale takie proste.

Mężczyźni mają w tym zawodzie łatwiej?

- Zapewne, lecz w przeciwieństwie do kobiet codziennie rano muszą się golić - i dobrze im tak! A serio, to nawet jeśli mają łatwiej, nie zmienia to faktu, że satyryk bez względu na płeć musi być przede wszystkim szczery i odważny. Nie może chadzać na artystyczne skróty. Warto ciągle próbować nowych rzeczy, a już na pewno trzeba nieprzerwanie przekraczać granice własnego komfortu, ale nie można jednak robić czegoś, w co się nie wierzy. Widz, słuchacz zawsze to wychwyci!

W jakim stopniu rzeczywistość i jej obserwowanie jest dla ciebie inspirujące?

- Jest absolutną podstawą moich inspiracji. Jak inaczej zachować sceniczną prawdę, jeśli nie przez poruszanie tematów, które są dla nas ważne, bliskie, znajome? Muszę i lubię być "na bieżąco", szczególnie w temacie polityki: śledzę ją, wkurzam się i irytuję. Niemniej i tutaj docieram do kolejnej, nieocenionej wręcz wartości dodanej płynącej z udziału w "Tańcu z Gwiazdami". Tryb programu i treningi powodują, że naprawdę brak mi chwili na włączenie telewizora czy eksplorowanie internetu. Nawet nie sądziłam, że przenosząc się do Warszawy, aż tak będzie mi nie po drodze na ulicę Wiejską. I dzięki Bogu!

Coś szczególnie rozbawiło cię ostatnimi czasy?

- Suchar własnego autorstwa. Gdzie najlepiej robić zakupy? Na targu, "prosto od rolnika", ale trudno go zastać, bo szuka żony. Tak, wiem. Wyczuwa się treningowe zmęczenie...

To kiedy odpoczywasz?

- Oglądając filmy i seriale - jestem fanką komediowej produkcji "Przyjaciele", znam niemal wszystkie dialogi na pamięć. Świetnie relaksuję się również jazdą na motocyklu. I to nie byle jakim, bo własnego projektu, marki Harley Davidson. Poza tym jestem podporą Reprezentacji Artystów w Hokeja. Z tą cudną ekipą wspieram różne fundacje w charytatywnych meczach - zapraszam do polubienia strony na Facebooku. Bycie w zarządzie reprezentacji zobowiązuje!

Rozmawiał Artur Krasicki.

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: Taniec z Gwiazdami 6
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy