Reklama

Beata Tadla: Nie jestem dumna ze swoich kształtów

- Tu nie tylko trzeba umieć się ruszać czy być wysportowanym. Są jeszcze kamery, presja, jury, stres, widownia, światła, kostiumy, cała choreografia - Beata Tadla mówi o występie w "Tańcu z Gwiazdami". Jest otwarta na nowe wyzwania i życiowe zmiany.

- Tu nie tylko trzeba umieć się ruszać czy być wysportowanym. Są jeszcze kamery, presja, jury, stres, widownia, światła, kostiumy, cała choreografia - Beata Tadla mówi o występie w "Tańcu z Gwiazdami". Jest otwarta na nowe wyzwania i życiowe zmiany.
Beata Tadla z Janem Klimentem na parkiecie "Tańca z Gwiazdami" /AKPA

Gdyby mogła pani zatańczyć w finale "Tańca z Gwiazdami", to w jakiej kreacji, w jakim tańcu?

Beata Tadla: - Nie śmiem nawet marzyć o finale "Tańca z Gwiazdami". Konkurencja w tej edycji jest bardzo duża! Zamierzam być w tej przygodzie tak długo, jak długo widzowie będą chcieli mnie oglądać, bo przede wszystkim chodzi o to, by dawać radość innym, jednocześnie pokonując samą siebie.

Podobno jako ostatnia schodzi pani z parkietu podczas Balu Dziennikarzy. Kto jest najlepszym tancerzem wśród pani znajomych po fachu?

- Lubię tańczyć, to prawda, ale to freestyle - podnoszenie rąk i kręcenie biodrami w rytm muzyki. Nie przypominam sobie, bym z kimś szalała na balu w parze. A zdecydowanie najlepszym tancerzem wśród dziennikarzy jest Justyna Dobrosz-Oracz. Na parkiecie czuje się jak ryba w wodzie.

Ile razy otrzymywała pani propozycję wzięcia udziału w show?

- To było drugie, może trzecie zaproszenie. W końcu powiedziałam: tak!

Przychodzi taki moment w życiu kobiety, kiedy budzi się zdrowy egoizm i chce się sprawdzać na nowych płaszczyznach?

- Życie to nieustający rozwój. Zmieniamy się my i nasza zawodowa ścieżka, otoczenie. Był czas, kiedy obowiązki mi nie pozwalały wziąć udziału w show, czy też ograniczał mnie wizerunek, bo pracowałam w ciasnym garniturze informacyjnym. Teraz, kiedy prowadzę w Nowa TV serwis "24 godziny", który daleki jest od wielkiej polityki, a bliski ludziom i ich problemom, otworzyła mi się furtka na nowe wyzwania. Pokazujemy na antenie prawdziwe emocje, na które ludzie reagują pozytywnie, bo czują, że jesteśmy bliżej nich.

Czego dowiedziała się pani o sobie, swoim ciele, emocjach, ograniczeniach w programie?

- Połowy występu z pierwszego odcinka w ogóle nie pamiętam, bo targały mną bardzo silne emocje. Półtorej minuty w cha-cha to cała wieczność! Okazuje się, że nasze ciało może więcej niż nam się wydaje. Nienaturalnie ustawione stopy, przeprosty kolan, podnoszenie rąk, gdzie bark niemal wypada ze stawu oraz praca takich partii mięśni, o których istnieniu nie wiedziałam, to wszystko ma ze sobą współgrać i pięknie wyglądać podczas tańca. Przy tym bólu, siniakach i zakwasach trzeba pamiętać jeszcze o krokach, rytmie, uśmiechu i wyrazie artystycznym. Jeśli dodam do tego, że nie wyobrażałam sobie, iż mogę paradować w sukienkach, które więcej odsłaniają niż zakrywają, to proszę sobie wyobrazić mój stan przedzawałowy...

Reklama

Błyszczące, kolorowe kreacje, o których marzy mała dziewczynka, dla dojrzałej kobiety, nie tancerki, mogą być krępujące czy wręcz niebezpieczne.

- Oczywiście, jeśli wyciągnie się ujęcie klatka po klatce, okaże się, że tancerka pokazała krocze albo pierś jej wypadła, albo ma cellulit. Ale przecież nie to jest najważniejsze. Mam 43 lata i nie jestem dumna ze swoich kształtów, ale też nigdy nie mówiłam, że występując w telewizji, muszę mieć figurę modelki. Mam 158 cm wzrostu i już nie urosnę! Jestem pogodzona ze sobą. Chyba jest to efekt dojrzewania, nie mylić z dojrzałością. Ja się ciągle czegoś uczę, dowiaduję się o sobie nowych rzeczy i tak bym chciałam do końca życia. Taniec na pewno jest taką aktywnością, która bardzo otwiera. Trzeba się spocić przy kimś, dotknąć, przytulić, pocałować. To jest intymność, ale ona jest na tyle wyreżyserowana, że nie można mówić o dreszczach. Kiedy dotykam Janka Klimenta, nie robię tego z namiętnością. To jest show, pewien rodzaj teatru. Oczywiście w tańcu muszą być emocje. Nie da się być prawdziwym, jeśli nie czuje się opowiadanej historii. Jury to wyczuwa.

Jakim partnerem jest Jan Kliment?

- Jest szalenie energetycznym tancerzem i pozytywnym człowiekiem. To świetny kolega, a ja potrzebuję dużo dobrych emocji. Jest dla mnie jak balsam. Uwielbiam przebywać w jego towarzystwie. Po każdym treningu czuję się jak bokser po sparingu. Nie narzekam na brak kondycji, ale z naszych treningów Janek wyciska sok do ostatniej kropelki!

Beata Banasiewicz


***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Taniec z Gwiazdami 8 | Beata Tadla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy