Reklama

Krzysztof Rottbard: Do "Sanatorium miłości" zgłosiłem się z ciekawości

Tajemniczy i małomówny. Woli stać z boku i obserwować, niż być w centrum uwagi. Ma wiele ciekawych pasji i wiedzie interesujące życie. Do szczęścia brakuje mu tylko uczucia. Czy Krzysztof Rottbard znajdzie je w "Sanatorium miłości"?

Tajemniczy i małomówny. Woli stać z boku i obserwować, niż być w centrum uwagi. Ma wiele ciekawych pasji i wiedzie interesujące życie. Do szczęścia brakuje mu tylko uczucia. Czy Krzysztof Rottbard znajdzie je w "Sanatorium miłości"?
"Sanatorium miłości": Krzysztof podczas zabawy w laserparku /TVP /materiały prasowe

Miłość, zabawa, a może znalezienie nowych przyjaciół? Na co pan liczył, zgłaszając się do programu?

- Przede wszystkim spodziewałem się przygody. Oczywiście byłem otwarty na nowe znajomości. Chciałem stanąć z boku, poznać bliżej ludzi. Ciekaw byłem, co moi rówieśnicy robią, jakie mają pasje, zainteresowania, czego oczekują od życia i co ich cieszy. Na co dzień obracam się w młodszym towarzystwie, ale też już trochę rdza zaczyna się odkładać. (śmiech) Dla mnie udział w tym programie był jak wejście do odrdzewiacza.

Reklama

Jak rodzina i przyjaciele zareagowali na wieść o pana udziale w "Sanatorium miłości"? Kibicowali?

- Mój syn nie był zadowolony. (śmiech) A znajomych nie informowałem przed emisją. Za to już po pierwszym odcinku zaczęli odzywać się do mnie ludzie, z którymi nie miałem kontaktu od lat. Są zainteresowani programem, zadają mnóstwo pytań, gratulują.

Pana życie to wciąż zawodowe wyzwania czy spokój, harmonia i odcinanie kuponów?

- Nie jestem jeszcze na emeryturze, więc trudno mówić o beztrosce. Zajmowałem się wieloma rzeczami, m.in. prowadziłem kilka firm handlowych i budowlanych. W pewnym momencie powiedziałem sobie: "Dość! Czas przestać się ścigać". I zająłem się tym, co lubię najbardziej, czyli antykami. Odnawiam je i sprzedaję. Przy okazji poszukiwań zwiedzam świat.

Skąd to zainteresowanie?

- Kiedyś to było hobby. Doskonały relaks po pracy. Później stwierdziłem, że może być źródłem utrzymania. Na kawę oraz benzynę zawsze na tym zarobię. (uśmiech)

Lubi pan podróżować, a gdzie są pana korzenie?

- Urodziłem się w Warszawie, przez trzydzieści lat mieszkałam pod stolicą, a teraz ponownie wróciłem do miasta.

Dał się pan poznać jako mężczyzna wysportowany i energiczny. Lubi pan sportowe wyzwania?

- Kiedyś bardzo aktywnie spędzałem czas. Dużo spacerowałem, uprawiałem gimnastykę, strzelałem sportowo. Jednak to już nie te czasy. Siadł mi kręgosłup i pewne aktywności musiałem ograniczyć. Takie są prawa tego wieku. Muszę przyznać, że schudłem podczas realizacji programu kilka kilogramów. Regularny tryb spożywania posiłków plus dużo ruchu na świeżym powietrzu zrobiły swoje. Odchudzanie bez wyrzeczeń - to lubię!

Rozmawiała Edyta Karczeska-Madej


Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Sanatorium miłości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy