Zofia Czerwińska: "Kiepscy" są niezniszczalni!
Zofia Czerwińska jest mistrzynią ciętej riposty, a dobry humor nie opuszcza jej nawet w trudnych sytuacjach. Jak sama podkreśla, mentalnie nie ma nic wspólnego ze swoim wiekiem.
Na czym pani zdaniem polega fenomen serialu o Kiepskich?
- To nie tylko serial komediowy, ale serial o Polsce. Wielu wiernych widzów widzi to i na to czeka. To serial, który w krzywym zwierciadle pokazuje nasze nie najlepsze cechy. W środowisku "Kiepscy" nie są najwyżej notowani, podkreśla się, że serial jest wulgarny, nie stroni od ciętego języka. Ale jak ci krytycy dostają propozycje występów gościnnych, to ją przyjmują. To hipokryzja! "Kiepscy" są niezniszczalni!
Zofia Malinowska to królowa-sklepowa. Zdążyła już ją pani polubić?
- Malinowską gram od sześciu lat i sprawia mi to wielką satysfakcję. Staram się zagrać wszystkie sklepowe świata, i jeśli uda mi się zagrać taką hybrydę, potwora wręcz, jestem szczęśliwa.
Humor pani nie opuszcza. Jaki jest pani przepis na dobre samopoczucie?
- Właściwie nie pamiętam, kiedy się nie uśmiechałam. Jest we mnie pogoda, nawet na jutro. Nie poddaję się temu, co los niesie, bo mój wpływ na rzeczywistość jest żaden. Nie widzę zatem powodu, żeby martwić się o to, na co nie mam żadnego wpływu. Może wyglądać to na pewną bezwzględność, ale nie mogę pozwolić dać się stłamsić.
Czy potrafi się pani śmiać z samej siebie?
- Nie mam innego wyjścia. Dowcipkując na swój temat uprzedzam ewentualnych krytyków, którzy mogliby mnie złośliwie wyśmiać. Jednym słowem wytrącam przeciwnikom broń z ręki.
A co sprawia, że wciąż "chce się pani chcieć"?
- Cóż, chce mi się chcieć ponieważ mam chcicę do chcenia (uśmiech). Człowiek musi chcieć, bo chcieć, to żyć. Mam fenomenalną wręcz podzielność uwagi, co bardzo przydaje się w samochodzie, i doskonałą orientację w terenie. Od 50 lat jestem kierowcą i przez te lata praktycznie nie wysiadam z samochodu. Poza tym, jak się tak dobrze rozejrzeć, to najważniejsze w moim życiu, oprócz oczywiście cudownych rodziców, są zwierzęta. Całe życie towarzyszy mi zapach psiej sierści. Teraz najważniejszy jest brunet - brodacz monachijski - prawdziwy dżentelmen, który całuje mnie na dzień dobry i na dobranoc. I niech tak zostanie, bo to już niedługo, ale jeszcze trochę pogram, bo mam propozycje. Ostrzegam!
Od wielu lat przyjaźni się pani z Mariuszem Szczygłem. Jaka jest wasza przyjaźń?
- Nadajemy na tej samej fali. Mentalnie nie mam nic wspólnego z moim wiekiem. Nie wiem, czy to kwestia osobowości, czy uprawianego zawodu. Spędzam dużo czasu z młodymi ludźmi, bo prawda jest taka, że teatr zdecydowanie bardziej karmi się młodymi, niż starymi. W przyjaźni nie chodzi o to, żeby pójść sobie na kawę, zjeść ciastko i mówić miłe rzeczy. Mariusz o mnie dba. Codziennie do mnie dzwoni, a zimą potrafi przybiec i wyprowadzić Dżekusia, bo martwi się, że mogę się poślizgnąć.
A pani jaką jest przyjaciółką?
- Zauważyłam, że moja przyjaźń wobec innych ma swoje granice. Cierpliwości, wyrozumiałości i tego, co mogłabym i chciała dla nich zrobić. Czasem mogę dużo więcej niż chcę.
Rozmawiała Ola Siudowska